Witamy na naszej stronie!

Zapraszamy do oglądania i czytania pocztówek wysyłanych przez nas z różnych zakątków świata.

Nowy refluks >>> Rok po powrocie

>>> MAPA <<< >>> KALENDARZ <<<

 Po 961 dniach zakończyła się nasza podróż dookoła świata. 

 

Ekwador, Kolumbia, Wenezuela

Ostatni filmik: 24 > Ekwador, Kolumbia, Wenezuela

 

 

 

Mapa

Zaczęliśmy od odwiedzin znajomych w Finlandii, później była Rosja, Mongolia, Chiny, Indie..., Australia, Nowa Zelandia i Ameryka Południowa, Środkowa i Północna. Obecnie można nas spotkać gdzieś w Warszawie. Zobacz naszą trasę >>>

'Wprawki'

Nasze wspólne podróżowanie zaczęło się od Rumunii. Później była Turcja, Syria i Jordania oraz podróż poślubna na Kretę. Jak chcesz zobaczyć co tam porabialiśmy to zajrzyj tu  »»»

Filmiki

Czasami coś nakręcimy i zmontujemy. Jak dotychczas sylwestrowy hit "Ona tańczy dla mnie" podobał się najbardziej. Oczywiście w podróży 'zawsze' jest problem z wolnym czasem, więc teledyski pojawiają się z lekkim opóźnieniem. Filmiki umieszczamy na You Tube, a linki można znaleźć tu »»»

Księga Gości

Czytanie komentarzy pod zdjęciami i wpisów w księdze gości sprawia nam ogromną frajdę, więc nie krępujcie się! »»»

O nas

Oto co o sobie myślimy, a raczej myśleliśmy, jeszcze przed opuszczeniem ojczyzny i rozpoczęciem naszej podróży dookoła świata. Żona o mężu i mąż o żonie »»»

Kontakt

Wróciliśmy do Warszawy.
  • tel.: +48608853724

22-25 sierpień 2013 roku (379-382 dzień)

Sydney+

No i przyszedł czas pożegnać się z Australią. Beata i Michał znowu przyjęli nas jak domowników. Udało nam się zaprowadzić dzieciaki to przedszkola i szkoły, Beata pokazała nam parę zakątków Sydney, których jeszcze nie widzieliśmy. W domowej atmosferze czas upłynął nam szybko i miło. Ruszamy do Nowej Zelandii, a Beacie, Michałowi i dzieciakom dziękujemy za takie gorące przyjęcie.

wroc1 wzor dalej2
386
 Koniec objazdowej imprezy po Australii. Żegnamy Gabi i Pawła (widzimy się w Warszawie lub kto wie - może gdzieś wcześniej...) i zmierzamy do "naszego sydnejskiego domku".
387
 Pędzimy ciut świt z Myszką Miki do przedszkola.
388
 Przedszkole
389
 Z Filipem i Natalką chwalimy się rysunkiem.
390
 Lans na ulicy Oxford.
391
 Niedzielna kawka
392
 Gdzieś na mieście
393
 Widok na city z parku Queens.
394
 Watsons Bay
395
 Watsons Bay
396
 Ratownicy czuwają.
397
 Skała samobójców
398
 Watsons Bay z widokiem na centrum.
399
 Z Beatą na deptaku.
400
 Hulajnogi
401
 Nasza australijska rodzinka prawie w komplecie - Michał niestety musiał zostać w pracy.
402
 Sydney
403
 Zachody słońca są tu rzeczywiście rewelacyjne.
404
 A oto i Szef Kuchni we własnej osobie!
405
 Powtórzyć się nie grzech - najlepsza pizza w mieście!
406
 Kolejny dzień to promowe szaleństwo. Nasz statek był ciut mniejszy.
407
 Przystanek
408
 Most Harbour
409
 Cockle Bay
 Wiatr we włosach
 Rejs
 Nurki
 Z Filipem na Marine Parade.
414
 Gdzie nam będzie tak dobrze... (na plaży Shelly).
wroc1 wzor dalej2

12-21 sierpień 2013 roku (369-378 dzień)

287

No ileż można patrzeć na te czerwono-suche krajobrazy? W końcu dojeżdżamy do stanu Queensland, gdzie wita nas zieleń, błękit i żółty piasek. Mamy już mało czasu, więc ta część wycieczki trochę zbyt pospieszna, ale z drugiej strony krajobrazy podobne do tych, które już widzieliśmy na południowym wybrzeżu. Jedziemy więc sobie bez fajerwerków, aż tu po jednym z noclegów za wycieraczką auta niespodzianka. Dostaliśmy mandat za biwakowanie w miejscu niedozwolonym. Naszym zdaniem niesłusznie – nie było żadnego znaku! Odwołujemy się, ale bez skutku. Piszemy jeszcze mejla z argumentami nie do odparcia i udało się – mandat uchylony, na koncie więcej kasy i pierwsza wygrana sprawa na obczyźnie!

Brakowało nam zieleni więc zahaczamy o kilka parków narodowych. W Eungella, wypatrujemy w rzece dziobaków. Nie wiem jak wam, ale nam wydawało się, że są większe. Za to nadrabiają pociesznością.

Jakby tego było mało na jednym z kempingów mamy nocnego gościa. Najwyraźniej przyszedł ogrzać się przy ognisku, tudzież ognisko znajdowało się na drodze do jego drzewa. Widać, że nie byliśmy pierwszymi intruzami na jego terytorium bo w ogóle się nas nie boi. Pozuje do zdjęć, śmieje się z dowcipów i próbuje dobrać się do wina. Podobno oposy tak mają.

Ciągle jednak mało nam zwierzaków. Nawet koala, którego widzieliśmy po drodze okazał się wombatem. Australijska fauna miała dosłownie skakać po drogach, a tu nic tylko zwłoki potrąconych przez samochody kangurów. Mamy podejrzenie, że i te podrzucają, żebyśmy wierzyli, że Australia to faktycznie kangurza kraina. Odchodząc jednak od spiskowej teorii kangurzych dziejów uznajemy, że jest zima i nikomu, nawet kangurom, nie chce się wychodzić z zacisznych norek (lub innych przybytków, w których zamieszkują torbacze). Żeby zaspokoić nasz apetyt na zwierzaki robimy dwie rzeczy. Jedna to wizyta w Lone Pine Koala Sanctuary, a druga to stek z kangura. Wyszedł krwisty, więc prawie jak żywy. Z koalowego zoo natomiast, gdyby nie zdjęcia Gabi i Pawła, nie mielibyśmy żadnej pamiątki, bo komuś zapomniało się wyjąć karty z komputera po zgrywaniu zdjęć (wizjera ciągle brak).

A co pasuje do kangura? No oczywiście, że placki ziemniaczane, a przynajmniej czymś polskim chcemy poczęstować Roya – znajomego pani Małgosi z Marymontu (serdecznie pozdrawiamy!). Placki wyszły przepyszne, stek mógł się jednak trochę dosmażyć, ale przede wszystkim miło było pokrzątać się po prawdziwej kuchni i pospać w łóżku zamiast w samochodowych kojach.

I na tym kończy się nasza wspólna wycieczka z Gabi i Pawłem. Oni na Fidżi, a my jeszcze na chwilę do Sydney do naszej nowej „australijskiej” rodzinki.

wroc1 wzor dalej2
 
 Rzeźby termitów
 
 Pora wydostać się z pustkowi. Queensland wita!
 
 Ognicho
 
 Było ostrzeżenie przed zwierzakami to teraz przed pociągami na drogach.
 
 W sklepie można się zaopatrzyć w mięso ze skaczącego zwierzaka.
 
 Przy muzeum dinozaurów
 
 W paszczy stwora
 
 Niebezpieczne ulice
 
 Kawiarenka internetowa w toalecie - czyli w poszukiwaniu prądu...
 
 Dotarliśmy do Townsville.
 
 Plaża w Townsville
 
 Niestety skalny basenik był nieczynny.
 
 Niezły łup
 
 Townsville
 
 Townsville
 
 McDonald dla spragnionych
 
 Łódka odpłynęła a skrzynka pocztowa została.
 
 W Queensland jest zieloniutko
 
 Jadźwing z koleżanką, może coś z tego będzie.
 
 Spacerowiczka
 
 Z zimy wpadliśmy prosto w lato.
 
 Niektórzy nie przetrwali mrozów.
 
 Smakołyki ze złapanego zwierza.
 
 Zwierz był już pomielony, więc wyszło kapitalne spagetti ala Racuszek (pozdrowienia dla Gabi i Pawła)
 
 Airlie Beach
 
 No i jak tu się bezstresowo wysiusiać?
 
 W drodze do parku narodowego
 
 Park Narodowy Eungella
 
 Australijski indyk
 
 Ubranko dla drzewa
 
 Tak się gziły, że aż drzewo przewróciły.
 
 Czekamy na platypusy
 
 Nie wynurzyły się, więc poszliśmy w las.
 
 Park Narodowy Eungella
 
 Park Narodowy Eungella
 
 Park Narodowy Eungella
 
 Próba druga udana. Platypus, czyli dziobak, szalał nurkując w rzeczce.
 
 Ptasior mu pozzazdrościł i nawet dłużej wytrzymywał pod wodą.
 326a
 Henio pozdrawia Olę Sz. (tradycyjnie)
 
 Zielono jak w australijską zimę.
 
 W drodze do wąwozu Finch Hatton.
 
 W wąwozie Finch Hatton
 
 Lubią się!
 
 Wodospad
 
 W wąwozie Finch Hatton
 
 W wąwozie Finch Hatton
 
 Skok
 
 Trzeba zmykać
 
 Mieliśmy niezły ubaw z Kookaburr, dopóki nie zaczęły atakować każdego kto trzymał kanapkę w dłoni.
 
 No i dalej nie pojedziesz.
 
 Nocleg przy plaży Carmila
 
 Mimo wszystko się wyspaliśmy - oprócz nocnego incydentu z uwięźniętym palcem pewnego turysty... Długo by opowiadać.
 
 Cały dzień tylko jechaliśmy i jechaliśmy, więc kolacja musi być solidna.
 
 Może nie prezentuje się zbyt zacnie ale było to najlepsze sadzone z ziemniaczkami oraz marchewką z groszkiem od ponad roku!
 
 Ranny ptaszek, czyli czas na poranną toaletę.
 
 Deserowe śniadanie w wykonaniu Gabi - mniam!
 
 W pobliżu Rockhampton
 
 To chyba papuga
 
 W pobliżu Rockhampton
 
 Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Park Narodowy Noosa
 
 Przelotem
 
 Park Narodowy Noosa
 
A pod Brisbane, na parkingu, mieliśmy towarzystwo.
 
 Opos był bardzo ciekawy turystów z drugiej półkuli
 
 Miksujemy
 
 A teraz trochę australijskich zwierzaków z Lone Pine Koala Sancturary. Niestety bez LCD i bez karty w aparacie nie da się robić zdjęć. Skorzystaliśmy więc z uprzejmości Gabi i Pawła - dzienks! (więcej zdjęć znajdziecie na stronie www.366dni.com)
 
 Ty! Gołąb! Wyfruwaj z kadru! To ja jestem gwiazdą! / fot. Paweł
 
 Był też pokaz ptaków. / fot. Paweł
 
 Lone Pine Sanctuary / fot. Paweł
 
 Pokazowe golenie owieczki. / fot. Paweł
 
 Leniwy ten gad / fot. Paweł
 
 A oto i jedna z gwiazd sanktuarium. / fot. Paweł
 
 Lone Pine Sanctuary / fot. Paweł
 
 Koale przyjmują prześmieszne pozy podczas drzemki a śpią prawie cały czas - nawet 20 godzin na dobę. / fot. Paweł
 
 Dowód obecności w Lone Pine Sanctuary 
 
 Maluszek / fot. Paweł
 
 Dingo wygląda jak poczciwy psiak a w rzeczywistości jest bardzo agresywny - spotkaliśmy jednego na outback'u / fot. Paweł
 
 Lone Pine Sanctuary / fot. Paweł
 
 Czas wynurzyć się z torby / fot. Paweł
 "Nie mart się mały! Człowieki jutro też przyjdą!" / fot. Paweł
 Co by tu zjeść?
 W rosyjsko-polskich delikatesach
 Spragnione książek
 U Roya
 Placki ziemniaczane, że palce lizać!
 W gościenie u Roya (Thank you!)
384
 Soczyste stejki z kangura.


wroc1 wzor dalej2

8-11 sierpień 2013 roku (365-368 dzień) 

222a

No i w końcu jest! Uluru – można nie wiedzieć jak się nazywa, ale chyba każdy wie, że to obok kangura najsłynniejszy obrazek z Australii. Spacer wokół to ponad 10 km. Zaliczony.

     A wieczorem na kampingu z emu, który podobno kradnie skarpetki, delektujemy się fasolką po bretońsku, czyli jak sama nazwa wskazuje – sztandarowym daniem kuchni polskiej. Okazja po temu jest zacna, bo właśnie minął nam rok w podróży. Po drugim roku zafundujemy sobie chyba ruskie pierogi, albo śledzia po żydowsku.

     Prawie z samego rana ruszamy do kolejnej australijskiej atrakcji czyli Kings Canyon. Całkiem tu ładnie, spaceruje się miło. Pod koniec trasy spotykamy dwie starsze pańcie. Rozumieją po polsku bo mają polskich rodziców, ale same jakoś nie garną się, żeby w ojczystym języku pogadać. Dziwią się, że w ogóle podróżujemy, bo przecież w Polszy taka bida. No jak widać nie aż taka, a na nas rodacy powinni zrobić zrzutkę za zmienianie wizerunku ojczyzny na świecie.

wroc1 wzor dalej2
 Jako pierwsza pokazuje się góra Conner, mylona często z najważniejszą skałą Aborygenów.
Jeden z urlopowiczów, który podobobno lubi wcinać skarpetki.
 Ostatni postój przed Uluru.

W oddali Kata Tjuta (inaczej zwane The Olgas, czyli tak jak jedna z naszych najwierniejszych komentatorek).
 Czas na spacer dookoła tego największego monolitu na świecie (obwód 9,4 km).
 Uluru zwane jest przez Aussies - Ayers Rock.
Uluru to najbardziej rozpoznawalna naturalna atrakcja w Australii.
"Wrażliwe miejsce", chociaż po hiszpańsku zdaje się nie brzmieć już tak wrażliwie.
 Ktoś wyciął kitę, trzeba gonić!
 Uluru - tym razem zbliżenie.
 Australijskie suchotniki.
Uluru - troszkę z boczku.
 Wyrwa w skale niczym gigantyczna paszcza.
Nie mielibyśmy zaliczone, gdyby nie było "my i Uluru w tle".
 Aborygeńska biżuteria na rocznicę podróży.
237a
Rocznicę świętowaliśmy całą gębą. Gęba ta została zapchana fasolką po bretońsku i zacnymi trunkami. 
Jakby ktoś jeszcze nie dawał wiary - fasolka z bliska.
 Jedziemy w stronę Kings Canyon.
 Ku przestrodze - włóż kapelusz, bo grzeje!
 Kings Canyon w Parku Narodowym Watarrka.
 Kings Canyon.
Kings Canyon i my. 
 Kings Canyon.
 Trochę udogodnień.
 Spacer był tak wyczerpujący, że zostały z nas cienie człowieków. Kapelusznicy po lewej.
 Kings Canyon.
Kings Canyon. 
 Kings Canyon.
 Kings Canyon - ściany wąwozu miejscami mają ponad 100 m wysokości.
 Kings Canyon.
Chociaż ludzie żyją tu do góry nogami, słońce zachodzi klasycznie i ładnie.
 Nie dość, że darmowy Internet to jeszcze prąd publicznie dostępny!
Niecałe 14 tyś. km do domu, ale nie wracamy na skróty.
 Dumni...
Dziki Zachód?
 Przejeżdżka konna nawet po paru głębszych.
 Stały klient
 Aborygeńska sztuka uliczna
 Na pamiątkę
 W drodze do MacDonnell Ranges.
 Źródełko
 Simpsons Gap
Autokarowy kamper
 Szlak Larapinta - co niektórzy mieli muchy... na nosie.
Zachód słońca w Alice Springs
 Alice Springs nocą
 A potem naparzyliśmy czaju.
 Były nawet kosmoludki.
 Jeden się nawet wychylił.
 Te kosmoludki wydają się niepełnosprytne.
 Armia jajogłowych
 Są dowody...
... i kosmiczne mumie
A tu już bardziej przyziemnie - zabrakło paliwka?
 Ups, trochę za mocno przytupnęła.
 Devils Marbels
 Mała rearanżacja
Już wiemy gdzie Chuck Norris ćwiczył ciosy z półobrotu.
Przesunę i przejedziemy!
 Devils Marbels
 Australijczycy uwielbiają biwakować - tu w wersji z namiotem na dachu.
UFO w Devils Marbels
Chód asynchroniczny
Gdzieś w drodze
286
Czas na małe pranko

 

wroc1 wzor dalej2

1-4 sierpień 2013 roku (358-361 dzień)

090

 Na noc dojechaliśmy do 90 – milowej plaży. Dopiero rano przekonujemy się, że faktycznie jest długa i przydałyby się 8-milowe buty, żeby ją przejść. Po plażowym spacerze już wiemy dlaczego z Australii nie można wywozić między innymi muszli – są tak niesamowite, że każdy chciałby przygarnąć chociaż garsteczkę. Nie ma muszelek, więc pocieszamy się górą pysznych naleśników w wykonaniu Gabi.

Najwyższa pora, żeby rozruszać trochę kończyny. Brakuje nam ruchu, więc idziemy na trekking po Parku Narodowym Wilsons Promontory. Na drodze dojazdowej mijamy całą australijską menażerię. Są kangury, koala odwrócił się do nas tyłkiem i podreptał w krzaki, nawet emu z daleka zatrzepotał kuprem.

Pierwsza część trekkingu zadowala nas i widokowo i pogodowo. Świeci słoneczko, krajobrazy zachwycają, aż chce się iść. Druga jednak część już nas nie rozpieszcza. Nie dość, że większość trasy wiedzie drogą dla samochodów, to jeszcze pada deszcz i walczymy z wiatrem. Wynagradzamy sobie to nocną sesją internetową. Niektórzy chodzą do McDonald’s jeść, my chodzimy połączyć się ze światem.

Po porcji natury znowu wracamy do miasta. Melbourne zwiedzamy w wietrze i deszczu. Wymarznięci i mokrzy znowu potrzebujemy pocieszenia. Tym razem na plaży w Torquay zaczynamy testowanie australijskich win.

W Australii wszyscy wydają się wyluzowani. Dużo osób wiedzie aktywny tryb życia i zdaje się, że do wszystkiego podchodzą z dystansem. Rozbraja nas ich „No worries” powtarzane przy każdej możliwej okazji. W ramach aktywności sportowej Australijczycy oczywiście surfują. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie potworny ziąb. Tubylcom (chociaż to może nie najlepsze określenie na potomków brytyjskich kolonizatorów) zdaje się to nie przeszkadzać, siedzą spokojnie na desce w oczekiwaniu na wielką falę.

Pora na jedną z większych australijskich atrakcji czyli Great Ocean Road. Droga faktycznie malowniczo wije się nad oceanem, ale znowu zalewa nas fala deszczu. Dwunastu Apostołów oglądamy już w strugach wody. Jakby nie było, mamy zaliczone. Kontynuując wodne szaleństwo jeszcze przed wieczorem załapujemy się na wieloryby pluskające się w Warranbool.

wroc1 wzor dalej2
 
 Nocujemy nad morzem.
 
 Plaża w Seaspray
 093
Plaża w Seaspray 
 
 Którędy do domu?
 
 Jest na czym grzać!
 
 Plaża w Seaspray
 
 Szkoda, że nie można ich wywieźć.
 098
 Łowy na rekina
 
 Kuchnia i pralnia w jednym.
 
 Gdzie te misie i kangury?
 
 Ludzie listy piszą.
 
 Yanekie - zatoka kaczek
 
 Spacerując wzdłuż zatoki
 
 Zatoka kaczek
 
 Zatoka kaczek
 
 Kolejny przegląd instalacji grzewczej.
 
 Sklep zoologiczny na drzewie.
 
 Tosty się robią
 
Z każdej strony zagrożenie.
 
 Jest i kangurzyca i kangurzątko
 
 I miś Kolargol!
 
Park Narodowy Wilsons Promontory
 
 Docieramy nad ocean
 
 Park Narodowy Wilsons Promontory
 
 Park Narodowy Wilsons Promontory
 
 Niesamowite plaże - szkoda tylko, że tak zimno.
 
 Park Narodowy Wilsons Promontory
 
 Zrobiliśmy sobie mały trekking.
 
 Park Narodowy Wilsons Promontory
 
 Parkowe sarenki
 
 Park Narodowy Wilsons Promontory
 
 Wypoczynek pod wychodkiem.
 
 Król Lew
 
 Postrach szos
 
 McInternet
 
 W ogrodzie botanicznym w Melbourne
 
 Zielarnia
 
 Ogród botaniczny
 
 Ogród botaniczny
 
 Ogród botaniczny
 130
 Pamiątka po II Wojnie Światowej
 
 Melbourne
 
  Melbourne
 
 Czas na kawkę
 
 Dworzec w Melbourne
 
 Jest i pamiątkowe zdjęcie z misiem.
 
 Czy nie za zimno na takie wdzianka?
 
 So do we! Amen!
 
 Na wystawie rodaczki.
 
  Melbourne
 
  Melbourne
 
 Sztuka uliczna
 
 Sztuka wewnętrzna
 
 Trochę filmowych ciekawostek
 
 Mad Max
 
  Melbourne
 
 Winko w busowym domku
 
 Poranek w Torquay
 
 O wschodzie słońca
 
 Torquay
 
 Bells beach - raj dla surferów
 
 Bells beach
 
 Iść w tę mroźną wodę czy nie?!
 
 Nad oceanem
 
 Nad oceanem
 
 Zbliżamy się do Great Ocean Road
 
 No i jesteśmy
 
 Great Ocean Road
 
 Plażowiczki
 160
 Gaz do dechy
161 
 Great Ocean Road
 162
Po zejściu ze schodów Gibsona
 163
 Dwunastu Apostołów
 164
 Dwunastu Apostołów
 165
 Dwunastu Apostołów
166 
 Mostek
 
 Łuk
 
 Szalejący ocean
 
 Grota
 
 Ta czarna kropka w wodzie to wieloryb. Niestety nie chciał zapozować do zdjęcia.
171 
 Warrnambool
172
Zamykamy reklamy - jedziemy dalej.
wroc1 wzor dalej2

 

5-7 sierpień 2013 roku (362-364 dzień)

173

W różnych miejscach zdarza się nam nocować. Nasz busik daje nam dużą swobodę. Tym razem wypadło na parking w środku miasteczka. Nad ranem przy śniadaniu zagaduje nas starszy pan i proponuje pogłaskanie owieczki, po czym przynosi nam jeden całkiem już odrośnięty okaz.

W końcu wjeżdżamy na outback, a po drodze mijamy różne dziwaczne miasteczka i pociągi drogowe. Nasze rozbuchane wyobrażenia brutalnie zderzają się z rzeczywistością, gdy okazuje się, że słynne pociągi wcale nie ciągną 8 przyczep, ale maksymalnie 3 duże lub 4 małe. Na pocieszenie udaje nam się zajrzeć do kabiny jednego z drogowych potworów. Chłopaki mają tam więcej miejsca niż nasza czwórka w busiku.

Zaczynają się też pojawiać Aborygeni. Co do tego „symbolu” Australii nie mieliśmy zbyt wielkich złudzeń, ale i tak to co widzimy jest po prostu smutne. Mamy wrażenie, że biali Australijczycy albo z poczucia winy, albo raczej ot tak, dla PiAru tworzą centra aborygeńskiej kultury i sztuki, w okolicach których Aborygeni rzekomo mają nadal prowadzić swoje tradycyjne aborygeńskie życie. Jeżeli uznamy, że tradycja aborygeńska to picie taniej wódy i włóczenie się po mieście, to tak, zgodnie przyznajemy – tradycja kwitnie!

Podobnie jest pod Uluru - świętą skałą Aborygenów – wchodzić nie lzia bo to podeptanie świętości. Mamy jednak wrażenie, że Aborygeni zostali już tak otępieni procentowymi przybytkami europejskiej kultury, że już nikogo nie obchodzi czy ktoś po ich Skale depcze czy nie. Na tym temat Aborygenów kończymy, łatwo się wymądrzać jak się nie miało pradziadka kolonizatora.

Jednym z oryginalnych miasteczek po drodze jest Coober Pedy, gdzie skwar jest taki, że ludzie zagrzebali się pod ziemią. Dosłownie, podobno 80% ludzi mieszka w domach pod ziemią, gdzie temperatura jest znośna. Cóż jednak z podziemnego chłodku, kiedy i tak mieszkańcy ogarnięci są opalową gorączką i dzielnie przekopują okolice w poszukiwaniu tego jedynego opala, który ustawi ich na całe życie.

wroc1 wzor dalej1
Baranek na głowie, owieczka na rękach - czyli Krzyś o poranku.
 Przez łaki, przez pola.
 
 Eksplorujemy
 
 Stoi na stacji
 
 Ktoś zaparkwał i zapomniał?
 
Monopolowy tylko dla zmotoryzowanych
 
Gospodyni zaprasza
 
 Pranko w busie
 
 Rzepakowo
 
 Niezły camper
 
 Pierwszy road train
 
 Karmienie
 
W drogę
 
Port Augusta
 
Kangury
 
 Zaczyna się powoli robić czerwono
 
Daleko jeszcze?
 
 W drodze na outback
 
No i wylądował
 
 Rakiety w Woomera
 
 Rakiety w Woomera
 
 Piękne zachody słońca
 
 Ciąg dalszy
 
Poranna toaleta w Coober Pedy
 
Coober Pedy  
 
Coober Pedy  
 
 Opalowa gorączka
 
 Wizerunku tej osoby dla jej bezpieczeństwa nie opublikujemy.
 
 Cenny łup
203 
 Nożownik atakuje zbieraczy opali
 
W podziemnym kościele
 
Miejska sztuka
 
 Po co kopać skoro można kupić?
 
 Coober Pedy
 
Gwiezdne wojny
 
Kopacz
 
 UFO
 
 Coober Pedy
 
Coober Pedy
 
 Podziemny domek w Coober Pedy
 
 Podziemny domek w Coober Pedy
 
 Dzisiejsi Aborygeni
 Pociąg drogowy
 Tirówka
 Pociąg drogowy
219
 Okolice Coober Pedy
220
 Mięsko?
221
 Outback ciąg dalszy

 

wroc1 wzor dalej2

Ostatnio dodane:

Znajdź na naszej stronie

Tu jesteśmy

Showcases

Background Image

Header Color

:

Content Color

:

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd