19-20 styczeń 2015 roku (894-895 dzień)
... czyli na emeryckim speedzie
Po śniadaniu żegnamy się z Johnnym. Jeszcze kawałek jedziemy z Holgerem i Freemanem, ale oni jadą na plażę, a my przed granicą zatrzymujemy się w emeryckim Boquete. Dlaczego emeryckim? To podobno jedna z najpopularniejszych wśród Amerykanów destynacji na osiedlenie się na emeryturze. Faktycznie, zagadywani po hiszpańsku właściciele hosteli patrzą się na nas jakbyśmy właśnie z Marsa przylecieli. Może na emeryturze nie czują już potrzeby uczenia się języków i żyją tu we własnej enklawie, ale wypadałoby przynajmniej przywitać się po hiszpańsku.
Mamy ochotę na dzień aktywności, więc podpytujemy właściciela naszego hostelu co by tu można zrobić. Ten na to wyciąga dość niewyraźną kopię mapy i z prędkością karabinu maszynowego zaczyna nam tłumaczyć kreśląc przy tym linie, skale, wypisując kilometry i godziny przejść. Po kilku minutach mapa wygląda jakby dorwał się do niej dwulatek z długopisem. Próbujemy mu przerwać i zapytać o coś, ale on tylko mówi, że nie teraz, że za chwilę, że przecież właśnie tłumaczy. Kiedy w końcu myśleliśmy, że może jednak uda nam się wtrącić słówko zerwał się z krzesła, wpadł na sekundę do pokoju po czym wypadł, przejrzał się w lustrze charakterystycznie trąc nos. No cóż, nie za bardzo dowiedzieliśmy się co, jak i gdzie tu można zrobić, ale jakby ktoś w tym emeryckim miasteczku szukał dobrego towaru to na pewno w Hostelu Palacios dostanie wytyczne, a może i próbkę gratis – tego pewni nie jesteśmy bo pod tym względem to my akurat trochę zemeryciali jesteśmy.
Poranek nad Pacyfikiem |
Tutejsze plaże nie zachęcają do leżakowania ale widoki niczego sobie. |
Motorowa rodzinka Johnnego (od lewej: Freeman i Holger). |
A w drodze na północ towarzyszyły nam zielone wzgórza. |
Witamy w emeryckim raju Boquete! |
No i wszystko jasne! Pancho (właściciel Hospedaje Palacios) naspeedował, to znaczy narysował nam wszystkie możliwe opcje do zaliczenia. On z pewnością zdołałby to zrobić w jeden dzień! |
O jeden dzień spóźniliśmy się na Festiwal Kwiatów i Kawy. Na szczęście jeszcze coś pozostało. |
Czas się trochę rozruszać. Trafiliśmy przy okazji na jakąś magiczną skałę. |
Zaliczyliśmy też krzaki kawowe. |
Później fotka przy wodospadzie. |
Przy strumyczku również. |
No i ruszyliśmy z kopytek, z nadzieją na rychły powrót słońca. |
Nieopodal leśniczówki ukryliśmy CONIECO pod naszą płachtą niewidką. Nie wiemy co bo przecież nie widać. |
Sendero Los Quetzales |
Kózko-owce już wracają |
Sendero Los Quetzales |
Pełna profeska - trekkingowy but typu "Gumaczek" najlepszy na spacer w lesie deszczowym. |
Pobieramy myto |
Krzywozębiak panamski |
Trochę się przejaśnia |
Sendero Los Quetzales |
Przed nami i za nami mgła na wzgórzach. Boquete leży u podnóża najwyższej góry w Panamie - Volcan Barú (3474 m n.p.m.) |
Wagonikiem wróciliśmy do miasteczka. |
Miał być rebus ale nawet Pancho, którego umysł działa z prędkością błyskawicy, nie był w stanie odgadnąć tak abstrakcyjnego przesłania. A może jednak się ktoś pokusi - dla ułatwienia jest to zagadka połowicznie lingwistyczna i nie chodzi w niej o Colę ;) Nagroda będzie jak ktoś zgadnie! A jaka? Myślimy, że nikt nie zgadnie, więc nie jesteśmy przygotowani. |
Garść praktyczna: > Sendero Los Quetzales bez opłat; > Hospedaje Palacios - 25USD za pokój dwuosobowy bez łazienki, dostęp do internetu i kuchni. |
16-18 styczeń 2015 roku (891-893 dzień)
... czyli w godzinę od Atlantyku do Pacyfiku
Formalności w porcie trwają do północy. Colon to podobno niebezpieczne miasto, więc nie bardzo mamy ochotę jeździć i na kilka godzin szukać hotelu. Zagadujemy więc z celnikami czy nie dałoby się gdzieś tu namiotu rozbić. Pogadali z ochroną i już za chwilkę przycupnęliśmy sobie pod siatką na parkingu. Na promie poznaliśmy jeszcze dwóch motocyklistów – Holgera z Niemiec i Freemana z Australii. W więcej osób zawsze to trochę raźniej pod tą siatką. Wszystko dobrze tylko w brzuchach burczy nam przeraźliwie, a tu ciemna noc i nie widać nic na horyzoncie. Już mieliśmy się głodni położyć spać kiedy z pomocą znowu przyszli nam celnicy i podwieźli pod knajpę po kurczaczka z frytkami.
Z samego rana Colon wyglądało już trochę lepiej, aczkolwiek dziwne to miasto. Z pod warstwy brudu i grzyba prześwitują kolonialne budynki. Część z nich wygląda jak slumsy. Wstępujemy tylko na śniadanko i ruszamy do Panamy.
Po drodze zaliczamy jeszcze sztandarową atrakcję Panamy czyli Kanał Panamski. Całkiem fajnie to wygląda jak przepuszczają wielkie statki przez śluzy, ale po jednym statku już tych widoków wystarczy.
Panama zaskakuje nas bardzo pozytywnie. Po złażeniu wzdłuż i wszerz Cartageny nie bardzo mieliśmy ochotę na kolejne miasto, ale wizyta okazała się dość przyjemna. Miasto choć duże sprawia wrażenie bardzo swojskiego. Jego stara część Casco Viejo momentami wygląda jak po trzęsieniu ziemi. Fasady kolonialnych budynków podparte belkami, a w środku pusto. Zaraz obok inny budynek odnowiony z wielkim przepychem. Zatrzymujemy się w całkiem przyjemnym hotelu, gdzie przy śniadaniu spotykamy Sonię i Pawła (marchefkiwpodrozy.blogspot.com). Wyjechali z domu kilka miesięcy temu i jeszcze kilka kolejnych mają zamiar powłóczyć się po świecie. Bardzo fajnie nam się rozmawia, aż szkoda, że zbieramy się już dalej.
Część trasy planujemy razem z Holgerem i Freemanem. Chłopaki jadą poplażować do Bocas del Toro, a my chcemy się przedostać do Kostaryki. Nocleg ma wypaść gdzieś na dzikiej, stopą ludzką nietkniętej plaży. Rzeczywistość okazuje się jednak trochę mniej urocza i plażę zajęli przed nami imprezujący mieszkańcy wioski. Podpytujemy więc tam i ówdzie gdzie tu namiot można rozbić, aż właściciel knajpki „Johnny y Manolitos” czyli Senior Johnny proponuje nam nocleg albo u siebie w domu, albo jeśli wolimy na tarasie w namiotach lub hamakach. Komary trochę atakują więc decydujemy się na namioty. Johnny nie chce słyszeć o żadnych pieniądzach, więc naszą zapłatę odjadamy w jego knajpce. Tym oto sposobem wciągnęliśmy pyszne krewety i popiliśmy kilkoma buteleczkami zacnego piwka. Wieczór bardzo udany i wiara w ludzi wraca.
Nasze zdjęcie było bardzo popularne. Każdy mógł je kupić jako pamiątkę z rejsu. Chyba im się system zawiesił albo zrobili sobie nową tapetę! |
Pędzimy co sił, żeby później czekać 7 godzin w porcie aż nas wypuszczą z promu. |
Tłoczno w kasynie. |
Pierwszy kontakt z Ameryką Środkową. Póki co jedynie wzrokowy. |
Batalia o ubezpieczenie! Na nic nasze przekonywania, że mamy ubezpieczenie międzynarodowe. Okazuje się, że dokumenty już wystawione więc stargowaliśmy chociaż 5 dolców. |
Na pieczątkę w paszporcie czekaliśmy całe wieki (fot. Holger). |
Komitet kolejkowy |
Jesteśmy na szarym końcu, przed świtem stąd nie wyjedziemy (fot. Holger). |
Nie mogliśmy oderwać wzroku. Ba! Nikt nie mógł! Wierzcie nam - z przodu też była ingerencja skalpela. |
Do rana koczujemy na terenie portu. |
Nasi towarzysze wybrali opcję pod wiatą. |
Szkoda tylko, że cały czas siąpił deszcz. |
W porcie Colon. |
Pierwsze panamskie śniadanko. Humory nam dopisują. |
Zablokowaliśmy pas w Colon. |
Pasażerom przygrywa Romeo Santos. |
Czas na odwiedziny Kanału Panamskiego. |
Dotarliśmy do śluz mniej obleganych przez turystów - Gatun. |
Statkom pomagają małe lokomotywy. |
Sztuczne jezioro Gatun znajduje się na wysokości 26 m n.p.m. - stąd do Atlantyku trzeba nieco opuścić promy. |
Gatun Locks |
Kanał Panamski został zbudowany w latach 1906-1914 przez Stany Zjednoczone. Amerykanie z Północy czerpali ogromne zyski z tego przedsięwzięcia aż do roku 1999 kiedy to zostali przegonieni. |
Flaga Panamy |
Pobliska tama |
Na deptaku w stolicy Panamy - Panamie. |
Casco Viejo (czyli inaczej Stare Miasto), znane także jako Casco Antiguo lub San Felipe to historyczne i zabytkowe centrum Panamy. |
A tuż obok wyrastają z wody wieżowce. |
Efekt Balboa! W Panamie tak samo nazywa się waluta, jednak wszyscy używają dolarów. (fot. Holger) |
Mercado de Mariscos. Ceviche z krewetek i tutejsze piwko to mieszanka wybuchowa. |
Casco Viejo zostało w 1997 roku wpisane na listę obiektów światowego dziedzictwa UNESCO. |
Casco Viejo ma swój urok. |
Nie jest tak odpicowane jak Cartagena i sporo budynków wygląda jak atrapy. |
Wyruszyliśmy na nocny spacer. |
Lokalesowy zakątek jedzeniowy. (fot. Holger) |
Panama nocą. |
Panama nocą. |
Widok z naszego lokum. |
Hotel Casco Antiguo |
Plaza de la Independencia |
Poranny spacer po starym mieście. |
"Stretching z rana zapodaję." |
Panamá |
Panamá |
Za niektóre budynki już się wzięli. |
Panamá |
Świder |
Trochę rękodzieła |
Stare miasto otoczone jest mostową obwodnicą. |
Odpływ |
Plaza de Francia, czyli kogut na szczycie. |
Lekkość bytu |
Plaza de Francia |
Plaza de Francia |
Casco Viejo |
Casco Viejo |
Ruiny Convento de la Compañía de Jesús |
Casco Viejo |
Zabytkowe domy w Casco Viejo |
Niedzielny relaks |
Casco Viejo |
Bardzo nam się podobało! |
Ale trzeba się teleportować dalej. |
Casco Viejo |
Casco Viejo |
Panamá |
Po wpadnięciu w rurę znaleźliśmy się na plaży w Aguas Dulces. |
Miał być nocleg na dziewiczej plaży... |
... ale ostatecznie przygarnął nas Johnny... |
... no i nakarmił. Specjalność zakładu. |
I tak miło czas nam mijał. Towarzystwo pierwsza klasa! |
Garść praktyczna: > Hotel Casco Antiguo - pokój 2 os. z łazienką, śniadniem, wi-fi - 38,5 USD; > Gatun Locks - 5 USD; > specjalność restauracji Johnnego - 8 USD; > walutą obowiązująca jest USD; > na granicy wbili nam motory w paszporty, musieliśmy zakupić ubezpieczenie na 3 miesiące - 30 USD. |