31 styczeń - 2 luty 2015 roku (906-908 dzień)
... czyli z wielkich planów wielkie nici
Ależ mieliśmy planów na Leon i okolice. I na wulkan mieliśmy wleźć i poplażować trochę. Wulkan obejrzeliśmy przejazdem, a na plażę nawet się wybraliśmy, ale było nam za gorąco i wróciliśmy do miasteczka. Czasem tak bywa, trzeba sobie odpuścić, pobumelować i w kolejnym miejscu już nie na siłę zrobić coś z ochotą. W Leon za to wróciły trochę boliwijskie klimaty a to za sprawą przaśnego mercado, gdzie można zakupić wszystko i nocnych stoisk z jedzeniem. W ramach kontynuacji nowej metody zwiedzania znaleźliśmy też sobie całkiem przyzwoitą kawiarnię.
Bejsbol to chyba sport narodowy Nikaraguańczyków. |
Wreszcie jakiś porządny targ. |
W poszukiwaniu nowych smaków. |
Sok z męczennicy olbrzymiej (Passiflora quadrangularis). |
León również otrzymał swoją nazwę od miasta w Hiszpanii. |
Pierwsze kroki skierowaliśmy do katedry, największej tego typu budowli w Ameryce Środkowej. |
To kolonialne miasto nazywane jest również León Santiago de los Caballeros. |
Katedry strzegą lwy. |
Początkowo miasto leżało 32 kilometry od aktualnej lokalizacji. "León Viejo" zostało zniszczone w 1610 roku w wyniku licznych trzęsień ziemi. |
Na placu głównym. |
W poszukiwaniu dobrej kawy. |
Ze względu na loki Cristobal wybrał odpowiednią wariację z kofeiną. |
León |
Na jednym z hotelowych dziedzińców. |
Iglesia San Felipe |
Katedra przed zmierzchem. |
León |
Iglesia San Felipe |
Z wizytą na plaży |
Zbyt wiele się tu nie działo. |
Plażowiczów również nie dostrzegliśmy. |
Nocne wyżerki pod katedrą. |
León |
Na rynku życie wciąż tętni. |
León |
Ruszamy w kierunku granicy z Hondurasem. |
Przerwa w poszukiwaniu gwoździa. |
Chipsy bananowe w Ocotal. |
Ocotal |
Zajadamy się ananasami. |
Ocotal. |
Garść praktyczna: > Hostel Limon - 19 USD, internet , kuchnia, bez łazienki; > Wycieczki z agencją: Telica 55 USD/ 2 dni; Cerro Negro i dwa zjazdy na snowboardzie 30 USD. |
29-30 styczeń 2015 roku (904-905 dzień)
... czyli nowa metoda zwiedzania
Ostatnio wybraliśmy inną metodę na kolonialne miasteczka. Widzieliśmy ich już tyle, że trudno ot tak, spontanicznie zachwycać się ich urokiem. Dlatego zaczęliśmy wybierać sobie swoje miejsce w takim miasteczku, które staje się ulubionym przystankiem w trakcie zwiedzania. Jakoś tak się dzieje, że zwykle pada na kawiarnie. Czasem jest to turystyczna kafejka na głównym placu, a czasem knajpka do której chadzają głownie mieszkańcy, za to z porządnym ekspresem i o połowę niższymi cenami.
Poza tym, w zasadzie już nie czytamy co w takim miasteczku jest do obejrzenia. Po prostu łazimy bez celu i zaglądamy tam gdzie nam się podoba. Tym oto sposobem odkryliśmy idealny dla nas sposób. Poczytaliśmy za to o okolicznych atrakcjach i miały to być między innymi białe miasteczka. Nie wiemy czy się przykurzyły czy je pomalowano, ale choć nazwy się zgadzały to biało w miasteczkach nie było. Za to zajrzeliśmy do wulkanu Masaya, który jak na wulkan przystało buchał siarą.
Aniołki machały nam na przywitanie jak mogły. |
Zbyt dużego wyboru atrakcji turystycznych to w Nikaragui nie ma. Jedno z najbardziej popularnych miejsc to miasto Granada, położone nad jeziorem Nikaragua. |
Przez pewien czas Granada pełniła funkcję stolicy na przemian z miastem León. |
Riksza towarowa |
Jak w większości kolonialnych miast ulice tworzą szachownicę natomiast nowością dla nas były drzewa, które formowano w kwadraty. |
Ulubiona kafejka |
W mieście można spotkać dużo domów kolonialnych. |
Granada była jednym z pierwszych europejskich miast w Ameryce. |
Miasto założono już w 1524 roku przez Francisco Hernándeza de Córdobe. |
Wstęp tylko z gitarą. |
Wszystkie dorożki sponsorują sieci komórkowe. |
Psów do kościoła nie wpuszczają, więc trzeba czekać z pupilem aż rodzice wyjdą. |
Granada |
Przy nadjeziornej promenadzie można spotkać ciekawy pomnik. A w tle wulkan Mombacho. |
Lokalne NBA |
Granada |
Uliczne frykasy |
Dorożki to najpopularnijeszy transport dla turystów. |
Katedra w Granadzie |
Nowy sposób zwiedzania |
Nikaragua |
Wywietrzniki w jednym z kościołów. |
Szwendamy się po miasteczku. |
Iglesia La Merced |
Hostelowy relaks. |
A w pobliżu można wejść na kilka wulkanów. Z wizytą w Parque Nacional Volcán Masaya. |
Wulkan wciąż aktywny. |
Zbyt dobrej widoczności nie było i skutecznie od krateru Santiago odganiały nas opary siarki. |
Kwiatom jednak ta zadyma nie przeszkadza. |
Parque Nacional Volcán Masaya |
Obok znajduje się Wulkan Masaya, gdzie krater zdążył już zarosnąć. |
Czas odsapnąć. |
Parque Nacional Volcán Masaya |
Laguna Apoyo - widok z miasteczka Catarina. |
Nad laguną Apoyo. |
Diriomo i daszek ozdobiony pomarańczami i bananami. |
Rosół w wykonaniu Sławy - nikaraguańska wariacja. |
Garść praktyczna: > Hostel Hamaka 18 USD, dwója bez łazienki, internet i kuchnia; > Parque Nacional Volcán Masaya - opłata wjazdowa za motor 25 NIO i wstęp 100 NIO. |
27-28 styczeń 2015 roku (902-903 dzień)
... czyli na wybuchowej wyspie
Wyspa Ometepe to w zasadzie dwa wulkany położone na Jeziorze Nikaragua. Pakujemy motory i siebie na prom i ruszamy tnąc fale. Na początek znajdujemy sobie całkiem przyjemną miejscówkę z widokiem na jezioro, zaopatrzamy się w pobliskiej wioseczce w zimną Tonię i przy zachodzącym słońcu Toña i my gotujemy kolację. Toña tej drugiej niestety nie doczekała.
Wyspa ma trochę atrakcji, którymi można zapełnić czas. My wybieramy sobie te łatwiejsze. Troszkę się szwendamy, potem objeżdżamy obydwa wulkany na motorach, aż wreszcie kąpiemy się w naturalnych basenach z turkusową wodą. W ramach wieczornej rozrywki powtarzamy zestaw z poprzedniego dnia.
Wyjazd z wyspy idzie nam już trochę bardziej topornie. Na jeziorze są zbyt duże fale i ani prom, ani barki nie mają pozwolenia na wypłynięcie. Chłopaki z najmniejszej i najbardziej chybotliwej łódki zdają się tym jednak nie przejmować. Szybciutko sprzedają bilety i chcą załadować motory na dach barki. Łódka ma taki przechył, że nawet przywiązane naszym zdaniem zsunęłyby się do jeziora. Grzecznie odmawiamy, oddają nam kasę za bilety, a za chwilę widzimy jak wszystkich pasażerów z chybotliwej łódki i tak kierują na prom. Koniec końców prom z 6 rano wypłynął o 12. Droga tym razem przed nami niedaleka, więc i tak wyrabiamy się przed zmrokiem.
Drzemka przed przeprawą na wyspę Ometepe. |
Cud jakiś! Wszyscy śpią a Sława czuwa, znaczy się: kapitan Sława! |
Motorki dobrze przywiązane, więc nigdzie nie uciekną. |
Wulkan Concepción i Wulkan Maderas |
Kościół w Moyogalpa |
Widowiskowe lotnisko |
Stany, stany fajowa jazda! Jazda po browarki do Los Angeles! |
Cmentarz w Mieście Aniołów. |
Poznajcie naszą wyspiarską towarzyszkę - Duża Toña. |
Jezioro Nikaragua |
Magiczna wyspa i magiczny zachód słońca. |
Drapieżnik w akcji. |
Przyłapany ze spuszczonymi do kostek spodniami. |
Widokówka na wulkan Concepción. |
Spacer po lokalnym rezerwacie. |
Znaleźliśmy lokalny wiatrak... |
... i trochę poplątanych drzew. |
Widok na lagunę |
Szuwary |
Turyści lubią tu leżeć plackiem. |
Wulkan Maderas jest nieco mniej spektakularny. |
Mieszkańców niestety nie zastaliśmy. |
Wulkan Concepción jest wciąż czynny i wznosi się na wysokość 1610 m n.p.m. |
Podobno nazywają się końskie jaja, ale Krzysiek dowiedział się o tym dopiero po fakcie. |
Na spacerze |
Mniej turystyczne San Ramon. |
Grafika w jednej z knajpek w Balgue. |
Po wyspie można zrobić sobie ciekawą wycieczkę i okrążyć oba wulkany co też z przyjemnością uczyniliśmy. |
Plaża Santo Domingo |
Lider wyścigu |
Moczymy się w Ojo de Agua. |
CristoLAL |
Widzieliśmy już ich wiele, ale przy próbie zrobienia zdjęcia zawsze składały skrzydła. Tym razem Morpho złapany - można wracać z podróży. |
Ratownik nad basenem. |
Kolejny mieszkaniec Ometepe. |
Tylko nie zmócz stópek bo dziołchy paczą! |
To się nazywa relaks! |
Skok z liny i przez linę. |
Szaleństwo dookoła. |
Twarzowa mina. |
Małpy skaczą niedościgle... |
małpy robią małpie figle... |
... niech pan spojrzy na pawiana... Wróć! Tu miało być o mleku. Jeszcze ciepłe. Gospodarze podzielili się z nami porannym udojem. |
Pichcimy coś na śniadanie. |
Czekamy na powrót w porcie Moyogalpa. |
Dojrzeją w drodze. |
Witamy w Nikaragui! |
Garść praktyczna: > Finca Samaria 15 USD pokój z łazienką, bez inetu i kuchni, widok na jezioro - ok. 5 km od Moyogalpa; > prom - 50-70 NIO/os., motor 50 NIO plus opłaty portowe 25 NIO; > promy co 1-2 godziny. |