Trasa podróży:
Ośmiorniczki (pycha) w Chani |
Sesja w porcie w Chani |
Smacznego - uczta w porcie w Chani |
Wenecki port w Chani |
Nocna (poranna) sesja w Chani |
W tle latarnia morska w Chanii |
Sesja w Chanii |
Balos |
Balos |
Balos |
Balos |
Balos |
Balos |
Balos |
Balos |
Zajazd w pobliżu Falasarna |
Zajazd w pobliżu Falasarna |
Elafonisi |
W drodze do wąwozu Samaria |
Wejście do wąwozu Samaria |
Trzymamy się ciepło - dołączyła do nas Aga (wąwóz Samaria) |
Jest i Pistol - możemy ruszać (wąwóz Samaria) |
Wąwóz Samaria |
Świeżo wyciskany soczek pomarańczowy (wąwóz Samaria) |
Relaks nad morzem po długiej wędrówce (wąwóz Samaria) |
Relaks nad morzem po długiej wędrówce (wąwóz Samaria) |
Odpływamy z Agia Roumeli |
Odpływamy z Agia Roumeli |
Loutro |
Jaskinia gdzie narodził się Zeus (Lasithi) |
Paleochora |
Paleochora |
Paleochora |
Frangokastello |
Frangokastello |
Plakia - zielona rzeka wpływa do morza - niestety spalił się niedawno gaj palmowy |
Port w Rhythemnon |
Agios Nikolaos i wyspa trędowatych |
Agios Nikolaos - na pysznym obiedzie |
Knosos |
Na pstrągu gdzieś w centrum wyspy |
Wcale nie byliśmy znudzeni... taka poza |
Krajobraz gdzieś w drodze do Matali |
Matala |
Platan w Krasi |
Płaskowyż Lasithi |
Płaskowyż Lasithi |
Złota plaża w pobliżu Siteia |
Agroturystka w Vai |
Vai |
Vai |
Vai |
Vai i bananowa plantacja |
Vai |
W pobliżu Siteia - luksusowy hotel z widokiem na Morze Śródziemne |
Pożegnalne piwko - żegnaj Kreto! |
Parlament w Atenach - wieczorny wypad do stolicy |
16 SIERPNIA (CZWATEK – DZIEŃ 14)
SIGISHOARA
I tak rozpoczął się ten leniwy dzień około godziny 10. Wybraliśmy się na bazar po produkty na śniadanie, po czym na jednym z zacienionych tarasów na naszym campingu zrobiliśmy sobie piknik. Pysznie było! Następnie ruszyliśmy na podbój średniowiecznego miasta.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy sobie w wieży zegarowej. Tam też mieści się muzeum a z samego szczytu można podziwiać panoramę okolicy. Z pewnością warto zapłacić małą sumę (2,50 RON/os.) by skorzystać z tych atrakcji, w przeciwieństwie do kolejnego muzeum tortur (3 RON/os.), gdzie w jednym małym pomieszczeniu mieszczą się mało straszne urządzenia do pastwienia się nad ludźmi. Usiedliśmy w pobliżu domu Draculi, który zamienił się w restaurację i prześledziliśmy przewodnikowy opis. Przechodziliśmy także obok „najpiękniejszej” kamienicy „Pod Jeleniami”, a następnie skręciliśmy w stronę szkolnych schodów. Współczujemy uczniom, gdyż pokonanie codziennie tylu stopni zachęca raczej do pójścia na wagary niż na lekcję. Ale na górze czekał na nas kościół i cmentarz usytuowane na samym szczycie. W drodze powrotnej na dół średniowiecznego miasta znaleźliśmy bardzo przyjemną restauracyjkę. Zamówiliśmy po orzeźwiającym napoju i pożywnym ciastku wypoczywają jednocześnie po wyczerpującej bieganinie po schodach. Poszwędaliśmy się jeszcze po średniowiecznej Sighisoarze, zaglądając w miejsca nieco mniej estetyczne, po czym wróciliśmy na camping aby coś przegryźć.
Wieczorem wybraliśmy się na spacer na camping „Vila Franka”, skąd miał roztaczać się piękny widok na całe miasto. Nie radzimy wybierać się tam z plecakami, gdyż droga jest dosyć długa a poza tym dosyć stroma. Może to zniechęcić wędrowców albo zasugerować wykręcenie numeru po taksówkę. Ale jedno jest pewne – warto tam zajrzeć! Widok rzeczywiście jest piękny a ceny w restauracji dosyć niskie. Zakosztowaliśmy trochę tej panoramy i o zmroku postanowiliśmy z naszą przewodnią latarką ruszyć na dół. Spotkaliśmy po drodze Polaków, którzy byli przejazdem w Rumunii i kierowali się do Stambułu. Zamieniliśmy kilka słów i życzyliśmy sobie udanej podróży. Pora wracać. Ciemno, dziwne odgłosy z lasu i gdyby nie nasza latarka moglibyśmy się bać w tych okolicznościach przyrody… Ale sprawnie, bo z górki, przedostaliśmy się na dół i po godzinie spaceru byliśmy już w centrum Sighisoary. Postanowiliśmy wstać bardzo wcześnie, więc szybka toaleta i po kilku minutach spaliśmy jak susły.
|
|
Sighisoara - domek na kempingu
|
Kemping Vila Franka na wzgórzu
|
Sighisoara - widok na wieże średniowiecznego miasta | Sighisoara - miasto na wzgórzu |
Cerkiwe Iliare Chendi
|
Śniadanie na trawce (kemping)
|
Pyszny melonik
|
Sighisoara - Hotel Steua
|
Widok z wieży zegarowej | Widok z wiezy zegarowej 2 |
Na wieży zegarowej | Dom pod Jeleniem |
Wieża zegarowa i Dom Drakuli | Figurki w sklepie |
Klimatyczna restauracja w średniowiecznym mieście | Ulicami średniowiecznego miasta |
Sighisoara - miasto na wzgórzu | Vila Franka - widok na Sighisoarę |
Vila Franka - widok na Sighisoarę 2 | Vila Franka - w restauracji |
17 SIERPNIA (PIĄTEK – DZIEŃ 15)
SIGHISOARA – SIBIU
Wstaliśmy bardzo wcześnie bo bus, który miał nas zabrać do Sibiu, odjeżdżał o godzinie ósmej. Wszystko znowu przebiegało bez zarzutu – dostaliśmy się na dworzec na czas, by po chwili pędzić już do kolejnej miejscowości. Dotarliśmy tam dosyć wcześnie i znowu wykonaliśmy manewr z bagażami. Tym razem w okienku siedział dziwnie zgryźliwy pan, ale mimo wszystko powierzyliśmy mu nasz dobytek. Miły pan z informacji, ten sam któremu zostawialiśmy bagaże, nie był skory do pomocy przy kupowaniu biletów. Nawet nie zajrzał do komputera. Coż – i tak z naszych kalkulacji wynikało, że żaden pociąg do Oradei i do Cluj nie jedzie w tych godzinach co trzeba. Poszliśmy więc na dworzec autobusowy i kupiliśmy bilety na autobus, na godzinę 15, po czym ruszyliśmy w kierunku centrum.
Sibiu to kulturalna stolica Europy 2007! Mimo to nasze napojone umysły ostatnimi atrakcjami nie wprawiały się w nastrój zachwytu. Wszystko odbieraliśmy nieco zdystansowani i może nawet delikatnie znużeni. Rynek, kościoły, narodowe muzeum w Sibiu, wszystko zwiedzaliśmy sumiennie ale brak było już takiego entuzjazmu, jak na przykład w Brasov. Momentem zwrotnym była wieża przykościelna, punkt widokowy. Znaleźliśmy się na jej szczycie dokładnie w południe i oprócz widoków mogliśmy zachwycać się dźwiękową ucztą dzwonu. Stanęliśmy nawet na metalowej konstrukcji, do której przyczepiony był ów dzwon i razem z nim rozbujaliśmy się w prawo i lewo! Wspaniale! Oczywiście widok z wieży także powalał na kolana, więc ponownie nasze emocje były na wysokich obrotach. Na dole udało nam się zdążyć na mszę odprawianą w wąskim gronie w języku niemieckim.
Dalsza część zwiedzania to między innymi most kłamców, sukiennice, pasaż schodów oraz targ. Znowu szwędaliśmy się z nadzieją natrafienia na nie lada atrakcję. Aż nastał moment powrotu na dworzec, skąd mieliśmy udać się do Cluj-Napoca. Niestety nasz bus uległ jakieś awarii i musieliśmy czekać blisko godzinę aż podstawią kolejny środek transportu.
SIBIU – CLUJ-NAPOCA
Z opóźnieniem ruszyliśmy w stronę granicy. Po drodze mijaliśmy ciekawe górskie kombinacje i grzaliśmy się w skwarze busowym. Mało pomagała spódnica wywieszana zamiast zasłonek, a kierowca także się nie spieszył i załatwiał po drodze jakieś swoje dziwne interesy (np. przewoził komuś garnitur za 5 RON oraz dziwne pakunki, które zajęły cały luk bagażowy).
CLUJ-NAPOCA - ORADEA
Do Cluj-Napoca dotarliśmy dopiero około godziny 20. Uciekł nam tani pociąg do Oradea dosłownie sprzed nosa. Następny był już dużo droższy IC, ale nie ryzykowaliśmy szukania busa i kupiliśmy bilety na dworcu. Jeszcze szybkie zakupy i ruszamy na peron. A tam atrakcja! Pewien Rom chciał nas trochę odciążyć z gotówki. Ale czujność tym razem nie pozwoliła wywieźć nas na manowce. Przysiadł się do sąsiedniej ławki i udał, że znalazł złoty pierścień. Stwierdził, że nie pasuje mu do jego srebrnej kolekcji na szyi i dłoni, więc z chęcią nam odda – więc oddał, po czym próbował nas skłonić do podarowaniu mu w zamian kilka € na alkohol. Oddaliśmy czym prędzej pierścień i obserwowaliśmy kolejne próby wycyganienia pieniędzy od innych turystów na sąsiednich peronach (znowu się schylał ze „znalezionym” pierścieniem). Wsiedliśmy do pociągu i ruszyliśmy. Kolejny śmieszny incydent dotyczył cyganek, które za żadne skarby nie chciały nikogo wpuścić do przedziału. A że wszędzie były miejscówki to nie mieliśmy wątpliwości, że miejsca należą do nas. Gdy przedział zapełnił się całkowicie cyganki wyniosły się w poszukiwaniu pustego pomieszczenia. Dalsza część drogi upłynęła już bez zgrzytu i tuż przed północą zameldowaliśmy się w Oradei.
Z przewodnika wynikało, że najbliższa tania możliwość noclegu znajduje się w pobliżu stacji. Mimo później godziny miasto tętniło życiem. A my pałaliśmy chęcią udania się na zasłużony wypoczynek. Szybko dotarliśmy do wybranego przez nas internatu Caritasu, a przynajmniej pod wskazany w przewodniku adres. Pukamy, stukamy, walimy w drzwi i cisza. Po pół godzinnym hałasowaniu, gdy już bliscy byliśmy złożenia broni i udania się do centrum do kolejnego internatu, jakiś pobliski mieszkaniec wytłumaczył nam, że internat znajduje się pod numerem 21! (nic na to nie wskazywało – żadnych informacji na drzwiach) Cudnie! Za chwilę byliśmy już w środku i wypisywaliśmy kartę meldunkową. Starszy pan zaprowadził nas na górę i oczom naszym ukazało się wielkie pomieszczenie z siedmioma piętrowymi łóżkami, wysokie na cztery metry. Wybraliśmy sobie posłania i po obejrzeniu całego piętra, w tym toalet i prysznicy (i skorzystaniu z wymienionych), poszliśmy spać.
|
|
Sibiu - kulturalna stolica Europy 2007
|
Plac Mare - przybijamy piątki
|
|
|
Plac Mare | Plac Mare - zabawy dzieci w fontannie |
|
|
Plac Mare 2
|
Widok z wieży przy ewangelickim kościele
|
|
|
Ołtarz w kościele Jezuitów
|
Dzwon w wieży przy ewangelickim kościele
|
|
|
Widok z wieży przy ewangelickim kościele 2 | Widok z wieży przy ewangelickim kościele 3 |
Widok z wieży przy ewangelickim kościele 4 | Plac Mica |
Dach kościoła ewangelickiego | Most Kłamców |
Na targu (plac Cibin) | Piękna cerkiew |
Spacerem po zakamarkach Sibiu | Gruba baszta |
Rozgrywki w parku | Główna ulica Sibiu - ul. N. Balcescu |
W drodze - między Alba Julia a Cluj-Napoca | W Klużu na dworcu |
W Klużu (kościół milenijny) | Internat Caritasu w Oradea (ul. Canoncilor) |
18 SIERPNIA (SOBOTA – DZIEŃ 16)
ORADEA – BORS – MISKOLC
Wstaliśmy wyspani jak rzadko podczas naszych podróży po Rumunii. Może dlatego, że była sobota, bo plan wywieszony na drzwiach nakazywał nam od godziny ósmej zajęcia w szkole. W internacie każdy z pewnością lubi sobotę! Zjedliśmy śniadanko, pożegnaliśmy się z nowym stróżem Caritasu i ruszyliśmy tramwajami w stronę granicy. Po przesiadce do tramwaju, który jeździł poza Oradea znaleźliśmy się siedem km przed granicą. Łapanie okazji nie przyniosło żadnego skutku, więc drogę tą przemierzyliśmy na piechotę. Po drodze wydaliśmy wszystkie pieniądze rumuńskie, skosztowaliśmy winogron i nazbieraliśmy trochę orzechów. Szliśmy cały ten odcinek z tym ciężkimi plecakami, ale najwidoczniej już byliśmy trochę wprawieni w taszczenie tobołów bo podróż ta nie była aż tak wyczerpująca. Po kontroli paszportowej zatrzymaliśmy się po stronie węgierskiej i z nadzieją machaliśmy przejeżdżającym obok nas autom.
Bardzo szybko zatrzymał się bus z rodzinką węgierską, wracającą z górskiej wyprawy w Rumunii i z chęcią zabrali nas na pokład. Nawiązała się przyjemna rozmowa i bardzo polubiliśmy tych przyjacielskich Węgrów. Byli tak uprzejmi, że zawieźli nas prawie do Miskolc, zbaczając tym samym z autostrady, którą podążali do Budapesztu. Pomachaliśmy im na odjezdne i migiem złapaliśmy kolejną okazję. Tym razem para młodych ludzi nie odstawała od poznanej tego dnia węgierskiej uczynności. Zawieźli nas na sam dworzec, z którego mieliśmy ruszyć w dalszą drogę do Polski. Bardzo szybko i za darmo dostaliśmy się do Miskolc. Mieliśmy jeszcze mnóstwo czasu do odjazdu. Kupiliśmy bilety na pociąg (Miskolc – Kosice po 1225 FT/os.) oraz komunikacji miejskiej (180 FT/bilet) i pojechaliśmy do centrum. Znaleźliśmy uroczy rynek i równie przyjemną restauracyjkę, gdzie posililiśmy się węgierskim gulaszem oraz skosztowaliśmy piwa Borsodi. Wszystko nam smakowało i rachunek okazał się bardzo niski. Na rynku mieliśmy okazję obserwować parę młodą i gości weselnych robiących sobie pamiątkowe zdjęcia oraz fontannę, która zsynchronizowana z utworami muzyki klasycznej dawała ciekawy efekt. Około godziny 18 ruszyliśmy z powrotem na dworzec. Do pociągu mieliśmy jeszcze trzy godziny i sporo forintów w portfelu. Zakupy były więc koniecznością. Przytaszczyliśmy całą siatkę łakoci i innych artykułów, które miały nam uprzyjemnić drogę powrotną. Jeden z tych artykułów wpadł w oko miejscowym paniom i chciały abyśmy się nimi podzielili. Śmieszny dialog wywiązał się a gdy brakowało słów pani sugestywnie uderzała się krawędzią ręki w szyję aby uzmysłowić nam jej zamiary.
Pociąg podjechał z 10 minutowym opóźnieniem ale dzięki temu mogliśmy dłużej pogawędzić z paniami wracającymi z wypoczynku na Węgrzech. Wsiedliśmy do pociągu, zajęliśmy cały przedział dla siebie i póki się wszyscy nie usadowili udawaliśmy, że śpimy. W sumie nie było to koniecznością bo sporo przedziałów było wolnych ale woleliśmy nie ryzykować zakłócania naszego cennego spokoju przez intruzów.
|
|
Sala sypialna w internacie w Oradea
|
Węgry - przy zjeździe z autostrady
|
|
|
Miskolc | Miskolc 2 |
|
|
Miskolc 3
|
Miskolc - z bagażami
|
|
|
Miskolc - grająca fontanna
|
Miskolc 4
|
|
|
Dworzec w Miskolc | Miskolc - czekając na pociąg do Polski |
19 SIERPNIA (NIEDZIELA – DZIEŃ 17)
MISKOLC – KOSICE – KRAKÓW - WARSZAWA
Szkoda tylko, że nasz sen był zakłócany. Ciągłe kontrole biletów, kontrole paszportowe, nie pozwalały nam na spokojne drzemanie. Wciąż byliśmy sami w przedziale, więc mogliśmy chociaż próbować usnąć po zamknięciu się od środka. Nad ranem dotarliśmy do Krakowa nieco spóźnieni, przez co nie zdążyliśmy na pociąg odjeżdżający o godzinie 6. Kupiliśmy brakujące nam miejscówki na kolejny o 7 (25 PLN/os.) i czekaliśmy na powrót do stolicy. Piękny pociąg mknął na drodze Kraków-Warszawa i przed 10 byliśmy już na miejscu. KONIEC!
Sen w IC Kraków-Warszawy
|
Drzemanie w IC Kraków-Warszawa
|
Trasa podróży (19 dni):
Gdzieś nad Polską - kierunek Stambuł |
Bociany wracają na zimę do Afryki - widok z naszego hostelowego tarasu (Stambuł) |
Barwny przemarsz w Topkapi (Stambuł) |
Wnętrza pałacu Topkapi (Stambuł) |
Topkapi (Stambuł) |
Dzieciniec pałacowy Topkapi (Stambuł) |
Hagia Sofia (Stambuł) |
Błękitny meczet (Stambuł) |
Myju myju przed wejściem do świątyni (Stambuł) |
Minaret (Stambuł) |
Widok z przystani tramwajów wodnych (Stambuł) |
Tramwajem wodnym - wycieczka po wyspach (Stambuł) |
Błękitny Meczet (Stambuł) |
Kawusia na Wielkim Bazarze |
Szał zakupowy na Wielkim Bazarze |
Herbatka na Wielkim Bazarze (Stambuł) |
Można i tak... Może potrzebna fachowa porada?! |
Kąpiel w Morzu Egejskim (Kusadasi) |
Promenada w Kusadasi |
Plaża w Kusadasi |
Kusadasi nocą |
Amfiteatr w Efezie |
Biblioteka w Efezie |
Starożytni Grecy mieli jakiś świetny patent na te łuki |
Rodzinna kąpiel (okolice Efezu) |
Pamukkale |
Kąpiel na wapiennych tarasach (Pamukkale) |
Gorące wanny tarasowe (Pamukkale) |
Starożytne miasto w Pamukkale |
Antyczny basen (Pamukkale) |
Trochę arabskich przysmaków (Pamukkale) |
Pamukkale nocą |
W drodze do Oludeniz |
Piękna zatoka w Oludeniz |
Magiczne miejsce (Oludeniz) |
Nasze ulubione piwko - bomka Efes'u |
W pobliżu Fethiye - rejs statkiem |
Grobowce skalne w Myrze |
Starożytne miasto Myra |
Głodomor w Kapadocji |
Garnkowe drzewo w Kapadocji |
Musieliśmy usować głazy z naszych ścieżek (Kapadocja) |
Żabka w hostelowym basenie - fotograf na sypialnianym dachu |
Widok na Uchisar - skalne miasto |
Podziemne miasto Kaymakli |
Uchisar - skalne miasto |
Widok na Goreme (Kapadocja) |
Ścieżkami Love Valley (Kapadocja) |
Gorszące krajobrazy Love Valley (Kapadocja) |
Nemrut Dagi - zespół świątnynno-sepulkralny zbudowany przez Kommagene Antiocha I |
Głowy kamiennych posągów u stóp kurhanu (Nemrut Dagi) |
Nemrut Dagi - 2134 m n.p.m. |
Nemrut Dagi - posiłek przed zachodem słońca |
W drodze do Van |
Przystanek na zakupy - w drodze do Van |
Ahtamar - ormiański kościół z X wieku na wyspie - jezioro Van |
Kąpiel w słonym jeziorze Van |
Van - pyszne lody z pistacjami - wersja maxi |
Zamek Hosap przy granicy z Iranem |
Widok na irańskie wzgórza (Hosap) |
Hosap - średniowieczny zamek |
Zamek Van |
Widok z zamku Van na słone jezioro |
Droga powrotna do Stambułu |
Ponownie przy Błękitnym Meczecie |
Podziemne cysterny w Stambule |
Trochę orzechowo - Wielki Bazar (Stambuł) |
Lot powrotny do Polski - miękko... |
Sympatyczna podróż w towarzystwie Turka i dobrych kilku buteleczek wina hiszpańskiego |