- Szczegóły
-
Kategoria: 27. Honduras
-
Odsłony: 4357
3-13 luty 2015 roku (909-919 dzień)
... czyli szybka jazda przez Honduras aby dać nura
Wjeżdżamy do Hondurasu i znowu sięgają nam głęboko do kieszeni. W Ameryce Południowej wszystko było łatwe i proste. Były formalności na granicy, ale nikt nie robił wielkiego szumu wokół tego, a przede wszystkim nie wymagał durnych opłat za wjazd motorów. Do tego mimo, że zawsze wozimy kopie dokumentów tu musimy jeszcze kopiować ubezpieczenie i pozwolenie na import. Pan w ksero próbuje zrobić interes życia i źle wydaje resztę. Za drugim razem ponawia numer. W końcu Krzysiek ma dość nauczania matematyki i trzeci raz idę ja. Zagaduję więc po polsku: „Czy to ty jesteś tym dupkiem co robi kopie?” A pan na to „Si”.
Z przystankami po drodze docieramy do La Ceiba by stamtąd ruszyć na wyspę Roatan. Teoretycznie do wyboru jest jeszcze tańsza Utila, ale odwołano promy. Czekamy jeden dzień, ale w La Ceiba i brzydko i ciągle leje więc nie chcąc tracić czasu zostawiamy nasze rumaki w hostelu a sami wsiadamy na tak rozbujany prom, że wkoło słychać tylko paskudne odgłosy rzygających współpasażerów. Nam też robi się niedobrze, jeszcze nas tak nie bujało. Udaje się jednak godnie i bez pozbywania się śniadania przetrwać rejs ze schowanym w dłoniach nosem i zakrytymi uszami.
Na Roatanie, a przynajmniej w West End, niełatwo o tani nocleg, więc przezorni rezerwują sobie wcześniej miejsca. My przezorności w tym względzie wyzbyliśmy się już dawno, więc zgadzamy się na jedno ostatnie łóżko w dormitorium. W sumie to jesteśmy zdziwieni, że pozwalają nam tam spać i płacić za jedną osobę. Nam to pasuje. Po kilku dniach zaczęło jednak nie pasować właścicielce, gdy nie mogła się doliczyć łóżek i gości. No cóż, to nie nasz problem, że nie doszkoliła pracowników. Jest trochę nieprzyjemna, ale na szczęście opamiętuje się i dostajemy domek za cenę niewiele wyższą niż dwa łóżka w dormie.
Na Roatan czy Utila jedzie się głównie nurkować. Fajnie, ale bez przesady. Czasami zastanawiamy się czy my czegoś nie widzimy czy to inni przesadzają, że jest tak wspaniale. W porównaniu jednak z Azją rafa jakaś mało kolorowa, nie ma rybek i innych stworów. Dwa nurki całkiem jednak fajne, więc nawet takie marudy jak my w ostatecznym rozrachunku całkiem zadowolone.
Gallo pinto - tradycyjnym nikaraguańskim śniadaniem żegnamy ten wulkaniczny kraj. |
Jeszcze tylko kilka godzin na granicy i możemy ruszać dalej. |
Pani z urzędu celnego miała złote serce i karmiła czworonogi bułką. Nigdzie się nie spieszyła w przeciwieństwie do turystów. |
Przed zmrokiem udało nam się dotrzeć do Comayagua. |
Tego typu zupa smakuje nam ostatnio mucho mucho. |
Romantycznie w Parque Central. |
Po uzyskaniu niepodległości od Hiszpanii Comayagua była stolicą Hondurasu, aż do końca XIX wieku. |
Pierwszy raz w Ameryce... |
Wszędzie ochroniarze z konkretną bronią. Strach się bać! Ten sympatyczny Juan nie chciał jednak zapozować i oddalił się szybkim krokiem. |
W drodze do La Ceiba urządziliśmy sobie jednodniowy postój nad jeziorem Yojoa. |
To największe jezioro w Hondurasie, leży na wysokości 700 m n.p.m. i wypełnia zagłębienie powstałe między wygasłymi wulkanami. |
Babcine przetwory. Po chwili wjechała rybka, więc z widokiem na magiczne jezioro pałaszowaliśmy obiad. |
Nocleg w przepełnionym i bardzo turystycznym D&D Brewery Lodge w pobliżu jeziora. Wszystko zajęte i nawet namiotu nie było gdzie rozbić. Niestety to jedyne tanie miejsce w okolicy więc po długich poszukiwaniach wróciliśmy do punktu wyjścia. |
Ach te drzewa! |
Kanał prowadzący do jeziora w Peña Blanca. |
Po drodze do La Ceiba było bardzo owocowo. |
Zwichrowany mostek |
A gdzieś w oddali znowu górzyście. |
Gabi, Paweł - kupiliśmy Wam trochę rambutanów! Pierwszy raz od Malezji najedliśmy się tych rewelacyjnych owoców. |
Plaża w La Ceiba. |
Dalej motory nie pojadą. |
Po dwudniowym oczekiwaniu, mimo ulew i sztormów, ruszamy promem na wyspę. |
Tuż po wypłynięciu z portu zaczęły się wyboje. |
Roatán. Czy w katalogach biur podróży tak samo wyglądała ta plaża?! |
Po obejściu całej West End znalezliśmy schronienie w Chillies. |
Roatán to miejsce pełne knajpek. |
Rekordowe ilości śmierdzących glonów na plaży. |
Na szczęście pomosty były dosyć długie, więc można było ominąć newraligiczne miejsca. |
Droga do... |
Pogoda wciąż nie rozpieszczała ale za to zachód słońca wynagrodził ciężki dzień. |
Roatán to największa wyspa w Hondurasie. Należy do archipelagu wysp Bahia i położona jest pomiędzy wyspami Útila i Guanaja. |
Gekon lampowy |
Sprzątanie plaży czas zacząć. W tym roku na karaibskich plażach wszędzie można było spotkać glony. |
Z wizytą w Coxen Hole na drugim brzegu wyspy. |
Takiej jeszczurki jeszcze nie widzieliśmy. |
W naszym hostelowym domku. Jednej nocy mieliśmy nawet za sąsiadki dziewczyny z chicagowskiej polonii. |
Nie było gorąco, więc mieszania powietrza nie uskutecznialiśmy. Widok z łoża. |
Jak tu nie mieć dobrego humoru jak na chodniku taki uśmiech. |
KwiatoSław |
Po kilku dniach pojawił się nawet dostęp do plaży. |
Trochę karaibskiej flory. |
Ruszyliśmy na zwiedzanie wyspy - cel West Bay. |
Górka za górką, z górki pod górkę, na górkę i z górki. To tak w skrócie. |
Ciekawe czy w specjalnym foteliku? |
Zipline, czyli przejażdżki nad lasem. |
Pozory mylą. Spacer zakłócały nam skutecznie samochody. |
Tu przynajmniej nikt nie próbuje nawet udawać. |
West Bay |
A może pamiątkowe zdjęcie z małpkami? A w życiu... |
A może pamiątkowe zdjęcie z rybkami? A owszem... |
Rafa koralowa |
Najwyraźniej kiedyś było tu mniej wyspy. |
Tu już bliżej do katalogowych reklam. |
Jak to przystało na plażowe rozrywki... |
Kupiona w Wenezuali maska okazała się sprzętem dla zezowatych. Sami nie wiemy czy dla tych z rozbieżnością czy zbieżnością ale jedno było pewne, nie wróciła już z nami do hostelu. |
Tak wygląda leżakowanie w kuroratach. Czyżby podawali lunch? |
Kto je tak urządził? |
Pani na desce proponowała darmowy transport do baru. |
Władza czuwa - sprawdzanie długości szortów. |
Roatán |
West Bay |
W West Bay było zdecydowanie przyjemniej jednak dużo drożej i bardziej turystycznie. |
W takim domku to byśmy sobie zamieszkali. |
Albo tu |
Tu też ciekawie. |
Roatán |
Jeszcze tylko skoczyliśmy na deser (Thank you Anja!)... |
... na spacer po pomostach... |
... i ruszyliśmy w drogę powrotną do La Ceiba. |
Garść praktyczna: > Comayagu - hotel Norimax - pokój 2 os./z łazienką/internetem - 360 HNL; > jezioro Yojoa - obiad w knajpkach przy drodze - duża ryba ok. 200 HNL; > D&D Brewery - należy rezerwować z dużym wyprzedeniem; trzy miejsca na namiot; > La Ceiba - Hostel Roterdam - pokój 2os./z łazienką/internetem - 500 HNL / można zostawić motor 50 HNL za dobę; > Roatan - West End - hostel Chillies - domek 2os./z łazienką - 32 USD / dormitorium 12 USD/os.; > Roatan - nurkowanie ok. 35 USD. |