czol1050c

8-15 lipiec 2014 roku (699-706 dzień)

... czyli hulajnogą przez góry, rzeki i laguny

Altiplano

Miało być o miłości do opon i będzie. Są cudowne i fantastyczne. Na ich część napisałam nawet wiersz:

 

Za namową żony,

Krzyś kupił opony.

Piękne są i nowe,

W końcu terenowe!

Pędzę więc po piachu,

Nie mam w ogóle strachu.

Potrącam gałązki

Jak Kuba Przygoński.

Czuję się jak w niebie,

Aż zaliczam glebę.

Czas się opamiętać

Tak ostro nie skręcać

Bo choć bieżnik gruby

Słabe mam przeguby

I choć nie brak chęci

Czasem źle się skręci.

 

Starczy poezji, teraz proza. Gdyby nie opony chyba nigdzie byśmy nie dojechali. Co nie znaczy, że dojechanie było proste. Pierwszy etap, który dżipy pokonują w jeden dzień, nam zajął cztery. W ramach tego odcinka zaliczyliśmy kilka przełęczy na wysokości 4800-4900 m n.p.m., kilkanaście zamarzniętych i głębokich rzek, wypychanie motoru z błota, wodę w kaloszach i przede wszystkim jazdę na hulajnodze. To był pierwszy raz kiedy nasze motory zawiodły. Nawet się trochę na nie obraziliśmy, ale jak się nie obrazić skoro to one miały wieźć nas, a nie my je pchać pod górę. Tego się nie spodziewaliśmy, bo w podobnych warunkach byliśmy w Chile i motory dawały radę. W dodatku zaczęły żreć paliwo jak smoki i kilka razy musieliśmy dokupować benzynę w wioskach. Zdarzało się, że nie byle jaką. Z samego urzędu gminy chłopaki zakosili 8 litrów i cichaczem nam odsprzedali. No, na urzędowym to pojedziemy!

Urzędowa czy nie urzędowa, w każdym razie słaba i głównie ją winimy za to, że pod każdą górkę trzeba było odpychać się nogami. Jakby tego było mało, z braku innej, wymieniliśmy moją tylną zjechaną zębatkę na mniejszą i motor stracił jeszcze więcej pary. Żeby jednak nie było, że tylko marudzimy, to wspomnę, że trening mieliśmy taki, że Ewa Chodakowska może nam co najwyżej łańcuchy smarować.

Wracając jednak do marudzenia, było zimno. W nocy między -10 a -15. Nad ranem budziliśmy się ze szronem na kocu. Woda w nieprzykrytych butelkach zamarzała, a na śniadanie serwowaliśmy mrożone pomidory. W końcu nas oświeciło, że warzywa też trzeba skitrać pod kocyk.

Dowiedzieliśmy się też, że w Boliwii ludzie mieszkają w nieoczekiwanych miejscach. Pierwszej nocy rozbiliśmy się w zagródce dla lam. Obok pozamykane na cztery spusty gospodarstwo. A tu nagle zza pagórka babulinka się wynurza. Popatrzyła, pogadała, stwierdziła, żeśmy niegroźni i z powrotem poczłapała za pagórek.

Najbardziej we znaki dał się nam jednak dzień trzeci. Ruszyliśmy pełni nadziei i całkiem wyspani, bo nawet pokoik udało nam się znaleźć. A tu zaraz za wioską zamarznięta rzeka. Płytka więc nie ma problemu. Przy samej końcówce lód jednak nie pękł pod motorem i najpierw Krzysiek, a potem ja zaliczyliśmy po glebie, choć może nie jest to najodpowiedniejsze słowo.

Później było już tylko gorzej. Kilkanaście razy musieliśmy powtarzać podobne manewry, tyle że w miejscu drogi rzeki były na tyle głębokie, że musieliśmy szukać alternatywnego miejsca. A to nie zawsze było proste. Najpierw szukanie w zwolnionym tempie bo cała akcja dzieje się na 4 tysiącach i więcej metrów, a później przejeżdżanie po kamionach, kępach i piachach. W tym rekordowym dniu pokonaliśmy 35 km, ale za to wieczorem mieliśmy niespodziankę. Dojechali do nas Almut i Simon, para Niemców, których spotkaliśmy w Tupizie. Im ta sama trasa, na Hondach TransAlp, zajęła 2 dni. Uznaliśmy, że nie jest z nami i naszymi pierdziawkami aż tak źle.

Dzień czwarty to kontynuacja przepraw przez rzeki i odpychania się nogami pod górę. Czasem rozpoznanie terenu okazywało się nieskuteczne bo niewinnie wyglądający brzeg okazywał się mulistym bagienkiem, po wyjeździe z którego kończyłam ochlapana botem i z wodą w gumakach. Przy zapadającym wieczorze i szybko spadającej temperaturze to naprawdę nic miłego. Poza tym, Krzysiek się zbuntował i stwierdził, że mam tak jechać, żeby na następną górkę wjechać, bo on już hulajnogi robił nie będzie. Wzięłam sobie głęboko do serca te okrutne słowa i na kolejny zygzak wjechałam w takim pędzie, że aż wyrżnęłam siarczystą glebę w koleinie. Koniec końców, Krzysiek nie dość, że musiał podnosić motor to jeszcze te trzy raptem zygzaki okazały się najgorsze na całej trasie. A że wszystko działo się na wysokości 5 tys. metrów to i tak szybciej wepchał motor na górę niż ja wlazłam na skuśkę.

Tej nocy na szczęście dotarliśmy do wioski, gdzie zatrzymują się turystyczne dżipy i udało nam się znaleźć bardzo milutki hotelik. Po takiej eskapadzie zasłużyliśmy sobie na dzień odpoczynku i nawadniania się z naprzemiennym oglądaniem filmów.

W końcu dotarliśmy do Laguny Colorada, gdzie przy butli miejscowego winka przekroczyłam kolejną półokrągłą rocznicę żywota swego.

Kolejne kilometry aż do słynnego Salaru Uyuni to już był pikuś. Altiplano, czyli płaskowyż miał być płaski i w końcu, przynajmniej miejscami, był. Po drodze sami samiuteńcy pooglądaliśmy słynne skalne drzewo czyli Arbol de Piedra, kolejne laguny, aż płaskim jak asfalt Salarem Chiguana dojechaliśmy do San Juan.

Po tymże marudnym wpisie może pojawić się pytanie, że skoro tak tam zimno i ciężko i pchać trzeba, to po co my tam właściwie pojechaliśmy? A, bo tam piknie Panie, oj, piknie, co widać na poniższych obrazkach.

wroc1 wzor dalej1
Altiplano
Żegnamy Tupizę i ruszamy w nieznane.
Altiplano
 Na mapie oficjalnie tej drogi nie ma
Altiplano
 Co nie znaczy, że nie można tu spotkać typowej dla Boliwii blokady drogi. Tym razem wystarczyło użyć klaksonu.
Altiplano
 Diabeł z czerwonymi różkami
Altiplano
 Jadąc na wysokości 4 tys. metrów możemy na wszystko patrzeć z góry.
Altiplano
 Zagródka dla zbłąkanych lam.
Altiplano
 Wiatru nie było ale w zagródce jakoś tak przyjemniej.
Altiplano
 Nocna zamrażarka działa bez zarzutu.
Altiplano
 Wulkan na horyzoncie
Altiplano
 Nowe opony pozwalały trochę poszaleć.
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano
 Kombinacja pustkowi i czystego nieba to uczta dla oczu.
Altiplano
 Trochę się wypłaszczyło
Altiplano
 Z wizytą w San Pablo de Lipez
Altiplano
 Ruch jak na Marszałkowskiej
Altiplano
 Pod sklepem czekamy na świeże wypieki
Altiplano
 Można tu spotkać górki i pagórki w różnych kształtach.
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano
 Ciekawskie lamy
Altiplano
 Pierwsze rzeczki nie nastręczały problemów
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano
 W dole, czyli jakieś 10 kilometrów dalej wioska San Antonio de Lipez.
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano
 San Antonio de Lipez leży na wysokości 4200 m n.p.m.
Altiplano
 Zaczynamy taniec na lodzie - pierwsze gleby za nami. A wyglądało tak niewinnie - następni będą już mieli łatwiej.
Altiplano
 Tu już żartów nie było
Altiplano
 Opuszczone miasteczko Fantasma, czyli boliwijskie Machu Picchu.
Altiplano
 Podobno wygoniła stąd ludzi jakaś epidemia.
Altiplano
 A my popędziliśmy dalej bez wyganiania
Altiplano
 Kaloszki torowały drogę
Altiplano
 Trzeci nocleg mieliśmy już z towarzystwem
Altiplano
 Nasi motorowi znajomi z Tupizy, a oryginalnie z Niemiec - Almut i Simon.
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano

 Po pokonaniu hulajnogami przełęczy na wysokości pięciu tysięcy metrów dotarliśmy do pierwszej laguny.

Altiplano
 Laguna Marajon
176
 Laguna Marajon
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano
 W drodze do lagun
Altiplano
 Pan ma relaks, dotraliśmy do Quetena Chico.
Altiplano
 Poranny spacer po wiosce
Altiplano
 Quetena Chico
Altiplano
 Quetena Chico
Altiplano
 Na placu głównym
Altiplano
 Kotlecik z lamy na kolację
Altiplano
 Coraz bliżej do głównej laguny
Altiplano
 Hulajnoga po raz kolejny
Altiplano
 Pędzi aż się kurzy
Altiplano
 Przed nami Laguna Colorada
Altiplano
 Jeszcze trochę piachu...
Altiplano
 ... oraz problemów z wyborem właściwej drogi i...
Altiplano
 ... dotarliśmy.
Altiplano
 Laguna Colorada
Altiplano
 Altiplano
Altiplano
 Laguna Colorada
Altiplano
 Zabawa w chowanego
Altiplano
 Okoliczni mieszkańcy
Altiplano
 Mięciutki fotel
Altiplano
 Nad rzeczką
Altiplano
 Laguna Colorada
Altiplano
 Altiplano
202
 Laguna położona jest na wysokości 4278 m n.p.m.
Altiplano
 Laguna Colorada
Altiplano
 Czas na przejazd jeepów.
Altiplano
 Laguna Colorada
Altiplano
 Laguna Colorada
Altiplano
 Laguna Colorada
Altiplano
 Cumpleaños świętujemy boliwijskim winem.
Altiplano
 Mieliśmy też królewski apartament
Altiplano
 Ruszamy dalej
Altiplano
 Pierwszy przystanek przy Arbol de Piedra
Altiplano
 Hulajnogi dotarły - jesteśmy dumni! Arbol de Piedra to taka polska duża kurka (grzyb oczywiście).
Altiplano
 Okoliczne skałki
Altiplano
 Okoliczne skałki
Altiplano
 Arbol de Piedra ma około 8 metrów wysokości.
Altiplano
 Twarde mchy na skałkach
Altiplano
 No i zaczęła się piaskownica
Altiplano
 Wulkany na granicy boliwijsko-chilijskiej.
Altiplano
 Piaskownica
Altiplano
 Teraz będzie już tylko niżej
Altiplano
 Czas na kolejne laguny
Altiplano
 Altiplano
Altiplano
 Laguna Honda
224
 Laguna Honda
Altiplano
 Laguna Hedionda
Altiplano
 Są i pelikany
Altiplano
 Przy tej lagunie spotkaliśmy najwięcej tych ślicznych ptaków.
Altiplano
 Laguna Hedionda
Altiplano
 Schroniliśmy się przy ekskluzywnych hoteliku.
Altiplano
 Laguna Hedionda
Altiplano
 Laguna Hedionda
Altiplano
 Z tego wulkanu trochę się kopciło.
Altiplano
 Skalny daszek
Altiplano
 Czas na popisowy taniec
Altiplano
 Skałkowe atrakcje
Altiplano
 Wyciągnij mnie!
Altiplano
 Wulkan
Altiplano
 Zbliżamy się do wypłaszczenia
Altiplano
 Salar Chiguana
Altiplano
Jadąc po szerokiej autostradzie zbliżamy się do Salaru de Uyuni.

 

wroc1 wzor dalej1


Showcases

Background Image

Header Color

:

Content Color

:

DMC Firewall is a Joomla Security extension!