- Szczegóły
-
Kategoria: Refluksy
-
Odsłony: 5752
O popularności
Prowadzenie bloga to była oczywista oczywistość. W dzisiejszych czasach nawet kupowanie ciuchów jest powodem do zaistnienie w sieci, a co dopiero podróż dookoła świata. Tak naprawdę poważną decyzją wymagającą przemyśleń byłoby nieprowadzenie bloga. Można próbować tłumaczyć, że blog to taki nasz dziennik, że prowadzimy go dla nas, a rodzina i znajomi wiedzą co się u nas dzieje. To wszystko prawda. Jednak w dużej mierze chodzi o popularność. To naturalne dla człowieka, że chce by ktoś wiedział o jego osiągnięciach i wyraził swoje uznanie. Czy zrobienie czegoś bez poinformowania innych liczy się jako osiągnięcie? Na pewno nie w oficjalnych statystykach. Pytanie tylko ile popularności wystarczy? Kto i co musiałby powiedzieć lub zrobić, żebyśmy uznali, że to jest to, że jesteśmy popularni i wystarczająca grupa wie o nas i o naszych „wyczynach”? Może jak dorobimy się pierwszego „hejtera” uznamy, że to już.
Przez długi czas towarzyszyło mi pytanie co chcę z tej podróży mieć? Doświadczenia, przyjemność, wspomnienia czy pracę? Czy ma to być początek nowego zawodu, innego życia czy po prostu czas tylko dla nas i w oderwaniu od codziennych problemów? I czy zawsze musi być tak, że z jakiegoś doświadczenia próbuję wycisnąć wszystko co się da? Jeżeli podróż miałaby być trampoliną do czegoś innego to powinniśmy ją rozreklamować, żeby to jednak zrobić trzeba mieć przekonanie, że robi się coś wyjątkowego. Gdy przypominam sobie początek naszej podróży przed oczami staje mi para Szwajcarów, których poznaliśmy w Moskwie. Wraz z rozwojem rozmowy ujawnialiśmy sobie coraz więcej planów. Pierwsze odkrycie, że będą podróżować co najmniej rok. Tak? To tak jak my! Jadą potem tam i siam. Niesamowite, my też! To była pierwsza para okrążająca świat spotkana po drodze i niesamowitym zbiegiem okoliczności wydało mi się, że nasze plany tak się pokrywają. Co więcej, wydało mi się to tak przedziwne, że nabrałam przekonania, że na pewno jeszcze gdzieś w drodze się spotkamy. To spotkanie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu o naszej wyjątkowości. Tym boleśniejsze było zderzenie z rzeczywistością. Już w Mongolii każdy napotkany okazywał się takim wybrańcem losu. Od tego czasu stopniowo oswajaliśmy się z niespecjalnością naszego „wyczynu”. Były pokusy, żeby wszystko robić inaczej, specjalniej, niesamowiciej. W końcu jednak doszliśmy do wniosku, że wystarczy robić tak jak nam wygodnie. Przekonaliśmy się, że podróżowanie jest proste i robi to tak wiele osób, że spadły nam klapki z oczu. Nie każdy kto podróżował dookoła świata albo przez dłuższy czas, musi napisać książkę albo występować w telewizji. Takich ludzi jest po prostu za dużo i będzie jeszcze więcej. Może więc większą wartość ma przeżywanie podróży dla siebie, a nie dla publiczności? Dopiero, gdy się to zrozumie blog faktycznie staje się dziennikiem i źródłem informacji dla bliskich, a podróż przyjemnością, a nie pracą.
Czasami nawet zastanawiam się, czy perspektywa opublikowania czegoś nie zabija nastroju. Nie chodzi tylko o podróż. Bo jeżeli w chwili relaksu piszę na fejsbuku „jestem zrelaksowana” to powstaje pytanie czy osoba faktycznie zrelaksowana w ogóle sięgnęłaby po telefon, albo czy upublicznienie swojego nastroju i potem oczekiwanie na reakcje znajomych tego relaksu nie kończy?. Albo, gdy piszę „romantyczny wieczór z ukochanym przy winie i świecach, jest cudownie”, to skoro jest cudownie i romantycznie to czy potrzeba do tego jeszcze trzystu znajomych? Praca nad naszym blogiem i informowanie o tym na fejsbuku powstaje już po przeżytych doświadczeniach. Najpierw przeżywamy, później publikujemy. Czasami jednak zastanawiam się jakby to było bez bloga. Oczywiście jest to narzucony samemu sobie obowiązek i nie musimy tego robić, ale robimy i zdarza się, że gdy przeżywamy coś powstaje myśl jak to opisać, albo że trzeba zrobić fotkę na dowód, że tak było. Zastanawiam się czy ci, którzy podróżują i nie dzielą się tym na bieżąco nie biorą z podróży więcej.
Jest tu oczywiście pewna sprzeczność. Z jednej strony zastanawiam się jakby to było bez bloga, a z drugiej rozbudowujemy go o Refluksy, gdzie upubliczniamy jeszcze więcej. Pomyślałam jednak, że może się wydawać, że Sława i Krzysiek z Pocztówek z Podróży to ludzie wiecznej przygody. Bez przerwy gdzieś jadą, coś robią i przeżywają. Tyle trafia na bloga – godzina, trzy, pięć z dwudziestu czterech, z których reszta to przemieszczanie się, spanie, jedzenie, pranie, czytanie i nicnierobienie – zwyczajność. I może fajnie by było zostawić wszystkich w takim przekonaniu i czuć się bohaterem, ale my się tak nie czujemy. Takie przyznanie się do „winy” zapewne naszej popularności nie zwiększy, ale niewątpliwie poprawi komfort przeżywania jej po swojemu.