- Szczegóły
-
Kategoria: 8. Birma
-
Odsłony: 5293
2-8 czerwiec 2013 roku (298-304 dzień)
Mamy wrażenie, że trochę się spóźniliśmy. Największym darem, który może ofiarować Birma są niesamowici, przyjaźni ludzie. Niestety przemysł turystyczny i tu przybiera dość paskudną gębę.
Jezioro Inle to chyba największy zawód jaki tu przeżyliśmy. Żeby zobaczyć jezioro trzeba wynająć łódkę. Łódka oczywiście dla obcokrajowców z motorem od traktora zamiast wpłynąć w jeziorne zakamarki wozi nas od sklepu do sklepu. To niby ma być pokaz miejscowego rękodzieła, ale „praca” wre dopiero z chwilą przycumowania łódki do pomostu. W dodatku pytanie czy faktycznie tu coś wyrabiają, czy to tylko taki pic dla turystów powoduje zanik zdolności językowych u tubylców. Pocieszamy się jednak tym, że zachody słońca są tu spektakularne, a po wodnym szopingu wskoczymy do jeziora. Ku naszemu zdziwieniu nasz bosman mówi, że to koniec wycieczki, a zachodu słońca nie będzie bo pora deszczowa. My na to, że zostajemy. To kolejna sytuacja kiedy miejscowi zapominają języka i gdy nie chce im się czegoś robić, albo jest im to niewygodne przytakują po czym robią swoje. W tym wypadku zawiózł nas do hotelu.
Żeby uniknąć takich sytuacji dopytujemy miejscowych, gdzie są lokalne łódki i dokąd płyną. Gdzie się da dojść na piechotę, albo dojechać rowerem. Ręce nam opadają. Takiej blokady informacyjnej jeszcze nie doświadczyliśmy. W końcu bierzemy rowery i jeździmy po okolicach. Na koniec wycieczki zahaczamy o winiarnię i osuszamy po buteleczce całkiem przyzwoitego miejscowego wina. Humory nam się poprawiają. Kolejnego dnia postanawiamy po prostu wsiąść do łodzi byle jakiej i zobaczyć, gdzie nas dowiezie. W końcu dołączamy do dwójki turystów i proponujemy, że dorzucimy się do łódki, ale wysiądziemy na jednym z pierwszych przystanków i dalej pójdziemy na piechotę. Plan wziął w łeb, bo ich łódka miała inną trasę, więc zostaliśmy z nimi do końca. I fajnie, bo tym razem nie było szopingu, dotarliśmy do fajnych miejsc i poznaliśmy Anję.
Winiarnia, rowery i druga przejażdżka łódką uratowały nasze nastroje.
Świątynia buddyjska Yadana Man Aung. |
Rodzinka wraca z targu. |
Lepiej myć ząbki! |
Bo inaczej na targu można będzie sobie oryginalną koronę trzasnąć! |
Słoniowa lalka. |
Ciekawe figurki. |
Na targu. |
A tego to nieźle wykręciło - to chyba nie tytoń. |
Na spacerze po Nyaungshwe. |
Kanał łączący miasteczko z Jeziorem Inle. |
W pobliżu Nyaungshwe. |
Ruszamy nad jezioro. |
Pierwsza pędzi Sława. |
Pogoda trochę kapryśna. |
Akurat rozpoczęły się zbiory pomidorów. |
Prawdziwy rybak - wiosłuje nóżką bez użycia rąk. |
Jezioro Inle. |
Szkoda, że nie można nocować w tych chatynkach. |
Jedna z wsi nad jeziorem. |
Wszytkie domy są na palach - chyba nie preferują łóżek wodnych. |
W jednym z pokazowych sklepów. |
Świąteczna łódź czeka na swój czas. |
Mini placki ziemniaczane. |
Phaung Daw Oo Paya |
Widok z lanczowni na Phaung Daw Oo Paya. |
Pchełkowy bilard. |
Kolejny sklep pokazowy na naszej trasie. |
Tu przynajmniej dali nam popalić. |
Bez zaciągania. |
Fabryka birmańskich papierosów - w sklepie za 20 sztuk trzeba zapłacić około 2 zł. |
A palą tu wszyscy - Dziadzio... |
... wnusio też! |
Krażąc po jeziorze. |
Nad Jeziorem Inle. |
Nad Jeziorem Inle. |
Pływające ogrody nad Jeziorem Inle. |
Nad Jeziorem Inle. |
Shwe Yaungshwe Kyaung z ciekawymi małymi figurkami Buddy. |
Rowerowo |
W naszej ulubionej jadłodajni na targu. |
Shan noodle soup - pychota! |
|
Księżniczka w spa. |
Atak czarnego łabędzia. |
Z wizytą w jednym z ekskluzywnych ośrodków. |
Drewniany pomost w Maing Thauk. |
Złapać uciekającą łódkę. |
Mingulaba! |
Dziurawy ten mostek. |
Klasztor w Maing Thauk. |
Widok z Leśnego Monastyru na Jezioro Inle. |
Butelka na głowę i w drogę! |
Motyl |
Upojny wieczór w winiarni. |
"Znowu Kryśka mi dziwnego smsa przysłała" |
Z Franzi na birmańskim ulepku. |
Okolice Jeziora Inle |
Czas przywitać nowego mnicha. |
Święto dla całej okolicznej społeczności. |
Rybak turystyczny w odróżnieniu od rybaka prawdziwego ubrany jest w strój wieśniaka, trzyma siatkę nieużywaną od lat i wykonuje figury. |
Później zbiera drobne datki za show. |
I płynie dalej w poszukiwaniu turystów. |
Łódkowo |
Nad Jeziorem Inle |
Na targu w Maing Thauk - codziennie handel kwitnie w innej wiosce. |
Na targu |
Wśród ryżu |
Zazwyczaj klapki zdejmuje się tu przed wejściem do sklepu, świątyni, domu, czegokolwiek... |
Jeden z hoteli na wodzie. |
Podczas drugiej wyprawy nad jezioro poznaliśmy Anje. |
Mamy coś chłopaki! |
W ruinach pagód w Inthein. |
Inthein |
Shwe Inn Thein Paya w Inthein i tysiące pagód. |
Budowniczy |
Ziew |
Do picia i do mycia. |
Nad Jeziorem Inle |
Nad Jeziorem Inle |
W monastyrze Nga Hpe. |
Przyjęło się nazywać to miejsce monastyrem skaczącego kota. |
Nad Jeziorem Inle |
Nad Jeziorem Inle |
Nad Jeziorem Inle |
Kolejna partia pomidorów płynie do Nyaungshwe. |
A z miasteczka wraca łódź wyładowana innymi dobrami. |
Nasz kapitalny kapitan! |
Nad Jeziorem Inle |
Wpływamy do Nyaungshwe. |
Nasz hotelik. |
Przystań przy mostku w Nyaungshwe. |
Pagoda Yan Aung Nan Aung Hsu Tsaung Pyi |
Pagoda Yan Aung Nan Aung Hsu Tsaung Pyi |
Na łące |
Lotosy |
Rozdziobią nas kruki i wrony. |
Budda |