- Szczegóły
-
Kategoria: 21. Ekwador
-
Odsłony: 4307
9-14 listopad 2014 roku (823-828 dzień)
... czyli w cieniu panamskich kapeluszy
Jeszcze nigdzie nie spędziliśmy tyle czasu co na granicy peruwiańsko-ekwadorskiej. Najpierw Peruwiańczycy uznali, że skopiują wszystkie dokumenty, czego dotychczas przy wyjeździe nikt z nami nie praktykował. Potem, po stronie ekwadorskiej trafił nam się niedouczony i niedoświadczony urzędnik, który ledwo radził sobie z komputerem, a mimo to postanowił wypełnić każdą możliwą rubryczkę łącznie z wagą motoru i jakimiś dziwnymi numerami, o które też nikt do tej pory nie pytał. Całe szczęście, że nie zapytał o ubezpieczenie, chociaż byliśmy przygotowani wmawiać, że to, które kupiliśmy w Argentynie jest międzynarodowe. Po części to prawda, tyle, że jego międzynarodowość skończyła się w Peru. Kiedy już dzierżyliśmy w łapach pozwolenia na tymczasowy import dzień się prawie kończył i w strugach deszczu dojechaliśmy do Loja – miasteczka, gdzie za wiele do zobaczenia nie ma.
W końcu dojeżdżamy do Cuenca – kolonialnego miasteczka słynnego z panamskich kapeluszy. Tak, tak panamskich. Produkuje się je w Ekwadorze, a nazwa wzięła się stąd, że to właśnie Ekwador zaspokajał duże zapotrzebowanie na kapelusze w czasie budowy Kanału Panamskiego. Teraz chyba trochę ich wkurza jak na ich narodowe dobro mówi się „panamskie”. Ci jednak, którzy panamskie kapelusze lubią wiedzą gdzie trafić i tak na przykład u jednego ze znanych producentów zaopatrują się Ben Affleck i Johnny Depp. Model tego drugiego kosztował jedyne 45 dolarów. Pytanie tylko czy z gwiazdora taka sknera, czy producent pożałował i nie podarował czegoś droższego. Ceny kapeluszy panamskich sięgają bowiem nawet kilku tysięcy dolarów.
Żeby tak ciągle w miastach nie siedzieć robimy sobie wycieczkę do Parku Narodowego Cajas. Obchodzimy jedną z lagun za namową strażników w gumaczkach. Namowa była słuszna bo mokro tylko, że ostatni fragment trasy był tak stromy, że pięknie się na tych właśnie gumaczkach i zupełnie nie gumowych tyłkach zjeżdżało.
Z Cuenca ruszamy dalej w stronę Quito zatrzymując się na noc w Latacunga, gdzie pod samym hotelem przez całą noc mieliśmy koncert miejscowych gwiazd. Gdy skończył się koncert, sąsiedzi z pokoju obok włączyli na cały głos swoje przeboje, tak mniej więcej o 5 rano. Na scenie posłuchu raczej bym nie miała, ale w hotelu to już inna sprawa. Objechałam buraków z góry na dół, a co! Byli zdziwieni, że ktoś im w ogóle zwraca uwagę. Jakąś godzinę później swoją porcję hałasu włączył recepcjonista. Tak już w tej Ameryce Południowej jest. Ludzie żyją tak jakby byli sami na świecie.
Taaaa... jeszcze trochę nam się zeszło przy tym okienku. |
Za rzeczką opodal krzaczka znajduje się kraina równikowa... |
... gdzie rosną dziwne zielone drzewa. |
A ty wizy nie dostaniesz. Sio! |
Pierwsze bajorko w nowym kraju. |
Pola niczym w ojczystym kraju. |
Pierwszy wodospad w Ekwadorze |
Na siusiu przy zielonym drzewku. |
Rojo goni Negro |
Krzysiek zsikał się ze szczęścia! Bienvenidos a Ecuador! |
Plotki siostrzyczek |
Pierwsze miasto Loja. Nic specjalnego tu się nie działo. |
Jak w Disneylandzie - brama do miasta w Loja. |
A tuż pod bramą garstka konkwistadorów. |
W Parque Recreacional Jipiro |
Tato, tato kup mi watę cukrową i konia na biegunach i lotnisko... |
W Parque Recreacional Jipiro można znaleźć miniatury różnych budowli - tu oczywiście Собор Василия Блаженного. |
Kłaczuszka |
Katedra w Loja |
Trudna zagadka. Dawno nie było - czekamy na odpowiedź - co trzyma w otworze gębowym Cristobal? |
Ruszamy z Loja w nieznane... |
... znane-nieznane okazało się, że mamy tam swojego człowieka! |
Katedra w Cuenca |
Teraz już wiecie skąd Cristobal taki jędrny i krzepki. Do wypicia nie tylko w Sylwestra! |
Kołdry piere, poduszki piere! Pozdrowienia dla Zbiga! |
Kopuły katedry |
Jeloł cabmarin |
Kiedyś kapelusze wykuwano młotem. |
Kapelusze panamskie |
Trzeba się trochę napracować. Tylko niektóre fazy produkcji są zmechanizowane. |
Cuenca, inaczej Santa Ana de los cuatro rios de Cuenca, to trzecie co do wielkości miasto Ekwadoru. |
Wdzianka dla liliputów |
O! Jeden z nich! |
Na spacerze poznaliśmy artystę z Argentyny, ale za to z korzeniami polskimi. W galerii Ariela Dawi (dowskiego). |
Cuenca |
Smutny Król Lew |
Kościół Wszystkich Świętych |
Ruinas de Todos Santos |
Dotarliśmy do ogrodu... |
... przy Ruinas de Pumapungo |
Hodują tu papaje. Ich kształt jest oryginalny - ekwadorski, tylko strasznie kwaśne. |
W XV wieku Inkowie mieli tu swoje miasto. Jego założycielem był Tupac Yupanqui. |
Dziś jest tu ogród z pokazowymi inkaskimi zasiewami. |
W Museo del Banco Central trafiliśmy na gorszącą wystawę sztuki erotycznej. |
Podglądacz |
Były też inne ekspozycje. Trofea indiańskie, czyli miniaturowe głowy. |
Ze względu na zabytkową zabudowę centrum Cuenca znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. |
Ratusz przy ulicy Bolivar. |
W takiej formie kapelusze z okolicznych wiosek trafiają do fabryki. A później cuda panie, cuda! |
Park Narodowy Cajas |
Czas się trochę poruszać. |
Park leży na wysokościach od 3100 do 4450 m n.p.m. |
Różnorodność flory |
"Cajas" w keczua "cassa" to w tłumaczeniu brama do ośnieżonych gór. |
W parku jest około 270 jezior i bajorek. |
Serce - nie siadać, nie dotykać, nie ranić. |
Pałka po sezonie |
Parque Nacional Cajas |
Trochę się musieliśmy napocić. |
Pałka w trakcie sezonu |
Parque Nacional Cajas |
Charakterystczna dla tego rejonu jest formacja roślinna paramo. |
Występuje ona w północnych Andach powyżej górnej granicy lasu. |
Drugie śniadanie w wyjątkowych okolicznościach. |
Rzut oka z góry |
Kwiatuszki dla dziewuszki |
Na pupach zjechaliśmy w pobliże jeziorek. |
Te wygniecione to po tyłku Cristobala. |
Paramo to głównie krzewy i trawy. |
Parque Nacional Cajas |
Parque Nacional Cajas |
Cristobal-Maskota był tu nielegalnie. Ale okazało się to dopiero na końcu wycieczki. |
Cuenca z punktu widokowego - Iglesia de Turi. |
Wieczorny spacer po Cuenca |
Na targu kwiatowym |
Katedra nocą |
Pierwsza pitaya południowo-amerykańska (Hylocereus megalanthus). Co za słodycz! |
Jedziemy dalej. Gdzieś tam w dole, pod chmurami są niziny i dalej ocean. |
Kulta Kucha w wolnym tłumaczeniu oznacza nic innego jak "Ubóstwiamy Cristobala". |
Chimborazo - ukazał się tylko na chwilkę. Ten wygasły stratowulkan to najwyższy szczyt w Ekwadorze - 6268 m n.p.m. Ponadto uważany jest za jest za szczyt najbardziej odległy od środka Ziemi. Warunkuje to znaczna wysokość i bliskość równika. |
W imprezowym Latacunga - po szklanie i na rusztowanie! |
Nocna wyżerka - pasibrzuchy w akcji! |
Latacunga |
Wylądowała na fontannie. |
Latacunga |
Szpital komórek |
Szaszłyczki |
Koncertowa noc |
Garść praktyczna: > Loja (Tres Pinas) - pokój z tv i internetem dość obskurny 12$ (waluta w Ekwadorze to amerykański $); > Cuenca (La Casa Cuencana) - pokój z łazienką/tv/netem i dostępem do kuchni 14$ i parking dla rumaków 5$; > Parque Nacional Cajas - wejście za darmo; > Latacunga (Residencial Amazonas) - pokój 2 os - 7$. |