- Szczegóły
-
Kategoria: 11. Nowa Zelandia
-
Odsłony: 6612
2-6 wrzesień 2013 roku (390-394 dzień)
Wali jajem! Musimy zbliżać się do Rotorua, gdzie królują gejzery, gorące źródła i błotne kipiele. Chwilę kręcimy się po miasteczku i jeszcze przed wieczorem ruszamy nad jezioro Okareka, gdzie zaczyna się szlak wokół jeziora Okataina. Ta z pozoru niewymagająca wycieczka okazała się sprawdzianem naszych harcerskich umiejętności. Po pierwsze zapomnieliśmy dotankować paliwa do gotowania. Cóż to jednak za problem, przecież po drodze łączą się ścieżki, jest parking więc i samochody, a ludzie w Nowej Zelandii są super pomocni. Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. Do parkingu było za daleko, więc zastukaliśmy do eleganckiego resortu, przy wejściu na drugą część szlaku.
- Dzień dobry, czy znalazłoby się może troszkę paliwka do buteleczki, tak za dolara?
- Paliwko jest, ale my tu daleko od miasta mieszkamy, więc mogę je sprzedać za 10 dolarów.
- 10 dolarów za szklankę benzyny???
- No, mogę zejść do 7.
No nie, tak to my się nie będziemy bawić. Podziękowałam, dałam do zrozumienia, że przez panią z głodu zginiemy w tym lesie, odwróciłam się na pięcie i poszłam. Nie wiem jakie procesy myślowe zaszły w tym czasie w mózgu menadżerki. Grunt, że zdała sobie chyba sprawę z absurdalności całej sytuacji, wybiegła i zawołała, że może mi trochę odlać, bo tak sobie pomyślała, że jakby ona była w obcym kraju, wilki jakieś itd.
Do zatoki Humpray dotarliśmy już po ciemku, za to z zapasem paliwka. Ugotowaliśmy kolację i wyczerpani poszliśmy spać. Nad ranem okazało się, że nic nam po pełnej, z trudem zdobytej buteleczce skoro w zapalniczce skończył się gaz, a zapałki zamokły. Stwierdziliśmy, że nie będziemy uciekać się do jaskiniowych sposobów patyczkiem o drewienko i stojąc przed groźbą głodu, skróciliśmy naszą wycieczkę. I dobrze, bo całe popołudnie padało, zatoka okazała się mniej malownicza niż myśleliśmy, a do Rotorua podwiózł nas właściciel słynnego resortu z limitowaną benzyną. Oj, korciło nas żeby podpytać czy to on ustalił cenę za paliwo dla potrzebujących.
Nasza obfitująca w ogniowe porażki wycieczka i deszcz przekonały nas, że przyda nam się trochę lenistwa w ciepełku. Zabunkrowaliśmy się w hostelu na półtora dnia z przerwą na spacer w sekwojowym parku. Kiedy w końcu zaświeciło słońce, zaopatrzeni w kanapki z mielonym, ruszyliśmy w trasę do Wai-o-tapu pooglądać gejzery, kratery i kolorowe gorące źródła.
Przestrzeganie przepisów mają tu we krwi. |
Miasteczko Rotorua i jej okolice słyną głównie ze zjawisk geotermalnych. |
Niektóre źródełka są bardziej, a niektóre mniej zachęcające. |
W parku miejskim |
W parku miejskim |
Niestety okolice Rotorua pozbawione są możliwości swobodnego kempowania. Na zasłużony odpoczynek udaliśmy się więc nad pobliskie jezioro Okareka. |
Jezioro Okareka |
Ruszamy w las. Plan mamy ambitny zważając na nasze plecako-spiżarki. |
Trochę tu swojsko i trochę egzotycznie zarazem. |
Ponga, czyli endemiczne drzewka w Nowej Zelandii. |
Widok ze wzgórza na okoliczne oczka wodne. |
Jezioro Rotorua |
Zdobywca... rusztowania na wzgórzu. |
Liścik dla tych co natkną się na samotne plecaki. |
Docieramy do jezioro Okataina. |
Do miejsca biwakowego doczłapaliśmy już po zmroku. A oto widok o poranku z zatoki Humpray. W tle góra Tarawera. |
Kąpiel w piasku |
Namiot obdarty ze skóry. |
Zatoka Humpray |
Jezioro Tarawera |
Powrót w stronę cywilizacji. |
Na wyciecze w Redwoods. |
Park jest ogromny, więc możemy rozchodzić nasze obolałe gnaty. |
Wychodkowy wizjer |
Redwoods |
Potężna sekwoja - z rodziny cyprysowatych jakby ktoś pytał :) |
Redwoods |
A w dole gorące źródła. |
Widok na miasto i jezioro Rotorua. |
Trochę zieleni |
Żywa bombka choinkowa |
Tu jak w Indiach - przed sklepem należy zdjąć obuwie. |
Z tęsknoty za Polską... Dziś mielone! |
Wcinamy aż się uszy trzęsą! |
... powiedziała sowa (a może to Wronka?) |
Nikt się nie zatrzymuje to znak, że stoimy w złym miejscu. Ruszamy w to "dobre". |
Wai-o-tapu, czyli gejzery i inne geotermalne dziwy. |
Okolice aż naszpikowane są wulkanicznymi bajorkami. |
Wai-o-tapu |
Trochę za gorąco na kąpiel. |
Wai-o-tapu |
Różne kolory to zasługa minerałów. |
Ostrygowe dżakuzi |
Wai-o-tapu |
Wai-o-tapu |
Nad rzeczką |
Wai-o-tapu |
Na deptaku, a raczej przed nim. |
Ulubiony kolorek |
Ten równie śliczny - na zdjęciu jednak aż tak bardzo nie bije po oczach. |
Nowozelandzka papużka - czyli kiwi na ramieniu. |
Okolice Wai-o-tapu. |
Jadźwing w błotnym spa. |
No i znowu głowy nie umyję. |
Za to stopy sobie konkretnie wymoczyliśmy. |