- Szczegóły
-
Kategoria: 9. Malezja
-
Odsłony: 4888
3-4 listopad 2013 roku (452-453 dzień)
Wystarczy już tych miast. Pora ruszyć ku naturze. Pakujemy się w autobus i jedziemy do Cameron Highlands, gdzie wita nas chłodek i herbaciane plantacje. Chcemy połazić trochę po dżungli i pooglądać herbaciane krzaki. Oczywiście już w hotelu dostajemy propozycję wycieczki. Szybki objazd po wszystkich atrakcjach. Jakoś nie uśmiecha nam się kilka godzin w samochodzie i bycie zaganianym jak stadko owieczek, więc z samego rana ruszamy na jeden z okolicznych szlaków. Ścieżka całkiem przyjemna, momentami dość stromo i trochę o błoto można się poocierać. Widok na górze za to niezbyt ciekawy, nawet nie ma miejsca godnego do spałaszowania darów z ojczyzny. Zaliczamy więc wieżę widokową i już drogą schodzimy na dół w stronę plantacji.
Po drodze mijamy stare, porośnięte mchem drzewa. Czyżby to był ten słynny, trudny do odnalezienia Mossy Forrest? Zgodnie z mapą miał być gdzieś przy drodze, ale w hotelu, urażeni nieco naszą odmową udziału w wycieczce, zastosowali wobec nas politykę zastraszająco-dezinformacyjną. Z jednej strony mówią, że nie chodzi im o sprzedanie wycieczki, a z drugiej twierdzą, że nie mogą powiedzieć, gdzie tajemniczy las się znajduje. „Jeśli jesteście dobrzy w trekkingach po dżungli, to znajdziecie” – rzuca nasz rozmówca na odchodne – „ale ja nie sprzedaję”.
W praktyce okazało się, że większych drzwi do lasu chyba nie dało się zrobić. Nad bramą jak wół napisane „Mossy Forrest”. Jakby ktoś jednak nie był dobry w trekkingach po dżungli i bramy nie zauważył, to porośnięte mchem drzewa, które mija po drodze to właśnie to.
W ramach nagrody za odnalezienie lasu fundujemy sobie lody na plantacji truskawek. Próbujemy też świeżych owoców, ale jakieś takie mało słodkie, nie to co swojskie, kosowskie… Za to po wyhasaniu się wśród herbacianych wzgórz zaopatrzyliśmy się w przyzwoitą herbatę. Pora jednak wracać, bo wieczorem mamy autobus do Tajlandii. W ramach czynienia niemożliwego możliwym korzystamy z podwózki i we czwórkę pakujemy się na tył Nissana Micra. Na szczęście nasi dobroczyńcy jadą tylko do drogi głównej, bo nie wytrzymalibyśmy w takich pozycjach kolejnych kilometrów. Kolejnego stopa łapiemy już trochę ostrożniej i do hotelu wracamy komfortowo na pace.
Kiedyś przecież trzeba odespać |
Paliwo po dwa złote. Chyba najtaniej, jak do tej pory, można tankować właśnie w Malezji. |
Gimnastyka w przerwie |
Tanah Rata |
Roti już się robią |
Szajka z Bolandy grasuje w hotelu |
Drogowskaz do dżungli |
Wiele osób nie dotarło |
Ale my przebrnęliśmy przez drogę asfaltową i dotarliśmy do początek ścieżki. |
Drabina zaliczona |
Ruszamy przez poplątaną ścieżkę |
Trochę szpagatów na dogrzanie mięśni |
Trzymaj się mocno! |
Omszały las |
"Katarzyna Mech" pozuje |
Mossy Forrest |
I jeszcze raz. |
King of the jungle. |
Idzie nam się całkiem nieźle. |
Dżungla |
Owieczki na szlaku |
Dżungla |
Dżungla |
Widok z wieży |
Widok z wieży |
Kolejne oświadyczny? |
Brama do lasu znaleziona. |
Omszały las |
Wyżej już nie idę, boję się. |
Z kózką to nie zdrada, podobno... |
Polska kiełbasa jeszcze w naszym posiadaniu. |
Desery lodowe na plantacji truskawek. |
Kosowskie zdecydowanie lepsze |
Na plantacji truskawek |
Jest i herbata |
No panowie! Turyści tu chodzą i robią zdjęcia, więc trzeba się ubrać w bardziej jaskrawe kolory! |
Z cyklu: "Gdzie jest Sława?" |
Wybryki po herbacie |
Motyl |
Leżakowanie |
Brama do plantacji |
Herbaciane wzgórza |
Herbaciane wzgórza |
Na dachu |
Pozdrowienia |
Gęsiego |
Punkt widokowy na plantacji |
Rodzinka |
Kolejna grupka |
W firmowym sklepie BOH |
Herbaciane wzgórza |
Na następne pół roku wystarczy. |
Herbaciane wzgórza |
Z powrotem łapiemy stopa. |
Ledwo się pomieściliśmy w tej Mikrze. |
Trochę roślinności |
Uśmiech się nie ukryje |
Na pace |
To tak na pamiątkę jakby nam azjatyckiej herbaty brakowało |
Czyżby zmieniła wyznanie? |
Pałeczkowe pałaszowanie w Ipoh |
Mój róż? |
Zaśliniony potwór |
Ziommm |
Rambutany w drodze do Tajlandii |
W pogoni za kolacją |