- Szczegóły
-
Kategoria: 11. Nowa Zelandia
-
Odsłony: 5294
24-29 wrzesień 2013 roku (412-417 dzień)
Pani w informacji w Queenstown żywcem wyjęta z filmu Barei. Próbujemy się dopytać jak tam warunki na jednym ze szlaków, a ta, że iść się nie zaleca. Nie zaleca? Ale to znaczy, że wszędzie śnieg i lawiny? A ona, że na lawinach to się trzeba znać, one nie są takie jak w Europie. Po czym odwróciła się do następnego petenta. Grunt to profesjonalizm! Sami postanowiliśmy sprawdzić jak to z tymi lawinami jest. Najpierw jednak przejechaliśmy się słynną Milford Road. Trasa zaczyna się dość zwyczajnie lasami i pagórkami, by potem zmienić się w zapierającą dech w piersiach serpentynę wśród ośnieżonych szczytów.
Początkowo nie mieliśmy takiego planu, ale tyle się nasłuchaliśmy o Milford Sound, że decydujemy się na rejs statkiem wśród fiordów. Ładnie było, ale z ręki jeść nie chciały.
W drodze powrotnej zwiedzamy sobie jeszcze różne cuda natury, w tym wdrapujemy się do polodowcowego jeziora Marian. Ta swojsko brzmiąca nazwa okazała się przepięknym miejscem, wartym całkiem stromego podejścia. Mówiąc w skrócie Marian przyjął nas godnie i rozochocił do większego wysiłku. Z samego rana ruszamy więc na słynny szlak Routeburn i wypatrujemy lawin. Wkrótce jednak rezygnujemy z obserwacji, bo się na nowozelandzkich lawinach nie znamy. Poza tym nie ma śniegu, więc czego tu wypatrywać?
Pierwsza część przez las, aż do Jeziora Mackenzie. Bardzo malowniczo, przyćmiło Mariana. Całe popołudnie relaksujemy się w słońcu. Mamy szczęście, w tym rejonie pada 200 dni w roku. Na wieczór dochodzą jeszcze 3 osoby i wspólnymi siłami próbujemy napalić w kozie mokrym drewnem. Udało się, ale koza jakoś tak niemrawo grzała.
Chcemy jeszcze dojść do najwyższego punktu na szlaku, czyli Jeziora Harrisa i wrócić tą samą drogą. Cała trasa piesza to ok. 30 km, ale powrót drogą po samochód to już 300. Uznaliśmy, że po drugiej stronie widoki będą podobne. No i zaczął się jeden z 200 deszczowych dni w roku. Rano też nie przestaje padać, więc na parking wracamy kompletnie przemoczeni z jeziorami w butach. Te niestety nie są już takie malownicze.
Tego miejsca nie możemy ominąć. Tuatapere – światowa stolica kiełbasy, jak głosi jeden z turystycznych folderów. Marzymy o pysznym smażonym mięsku, snujemy dalekosiężne plany, ślina cieknie nam po pyskach, a na miejscu jeden sklepik. Nie dajemy się jednak zbić z tropu - jeden, ale pewnie znakomity! Rzeźnik wygląda obiecująco, kiełbasa już trochę mniej, czymś jednak musiała sobie zasłużyć na takie miano. Przy kolacji wszystkie złudzenia opadają. Miała być wołowa, a wali baranem, rośnie na patelni jak paróweczka mięsopodobna i smakuje… Wróć! Nie smakuje. Inne źródła i tablica przy wyjeździe z miasteczka są już trochę ostrożniejsze w ocenie i mówią o nowozelandzkiej stolicy kiełbasy. Nieudaną kolację uprzyjemnia nam jednak para Słowaków. Miło pogadać po polsku, nawet jak słuchać trzeba po słowacku.
Dalszą trasę pokonujemy wybrzeżem. Jest pięknie, są pingwiny, foki i lwy morskie.
Docieramy do Te Anau. Stąd już tylko ślepa droga prowadząca do Milford Sound. Nad jeziorem Te Anau. |
A po drodze tęcza. Czyżby pogoda miała nam w następnych dniach sprzyjać? |
Pierwszy nocleg przy Milford Road - kemping Mackay Creek. |
O poranku oglądaliśmy naświetlającą się górę. |
Wszędzie ściany. Trzeba znaleźć jakiś sposób, żeby przedostać się dalej. |
Jest tunel. Trzeba tylko trochę poczekać. |
Milford Sound |
Milford Sound |
Jesteśmy bardzo wcześnie, więc musimy trochę poczekać na pierwszy rejs. |
Ruszamy. Na początek podwójny wodospad z tęczą. |
Kapitan dostrzega wązki przesmyk między skałami. |
Ruszamy więc w tym kierunku. |
Kolejny wodospad. |
Milford Sound |
Dla odmiany, wodospad. |
Kaczka po milfordzku, czyli obiad podano. |
Trochę zieleni |
Port w Milford Sound |
Milford Sound |
The Chasm - piękne wodospady. Szkoda, że zdjęcia tego nie oddają w pełni. |
The Chasm |
The Chasm |
Kea rozrabiaczka |
Koeljak do tunelu Homera - Milford Road. |
Kolejna woda po drodze. |
Jeszcze słońce wysoko, więc ruszamy na wycieczkę do Jeziora Marian. |
Po drodze |
Po godzinnej wspinaczce dotarliśmy do tego polodowcowego jeziora. Przed Państwem - MARIAN. |
Marian i wystrzałowy Krzysztof |
Na herbatce u Mariana. |
Iluzja. Jezioro Gunn - Milford Road |
Ruszamy w końcu na trekking Routeburn. Na początek mały skok w bok na Key Summit. |
Z Key Summit mieliśmy niesamowitą panoramę na otaczające nas góry. |
Key Summit |
Ścieżką |
Kładką |
Mchem |
I znowu ścieżką |
Wodospadów to ci w tej Nowej Zelandii dostatek - Earland Falls. |
Czas się posilić i odsapnąć. Kanapeczki z widokiem. |
Ciekawe połączenie |
Hmm... A cóż to? Czyżby wodospad? |
Routeburn Track |
Docieramy do domków nad Jeziorem Mackenzie. |
Póki co jesteśmy tu sami i wydaje nam się, że lepiej być nie może. Cudowna sceneria. |
Po goleniu |
Jezioro Mackenzie |
Haribo rosną na drzewie |
p |
O poranku |
Jezioro Mackenzie |
Ruszamy dalej. W dole Jezioro Mackenzie. |
Routeburn Track |
Z tego puszku to lawin nie będzie. |
Routeburn Track, a na horyzoncie Milford Sound. |
Chyba wybierzemy drogę prosto. Życie nam jeszcze nie zbrzydło. |
Coś ci nasi sąsiedzi z południa trochę chyba tu podpadli. |
Harris Saddle, czyli chatynki wśród gór. Po prawej ścieżka na punkt obserwacyjny na szczycie Conical. |
Jezioro Harris |
Jezioro Harris |
Routeburn Track |
Jezioro Harris |
Jezioro Harris |
Trochę tu posiedzieliśmy. Oczywiście miejsce to podpasowało naszym drugośniadaniowym wymaganiom. |
Na brak tęcz Nowozelandczycy też nie mogą narzekać. |
Może skrótem po garnek ze złotem? |
Ostatnia godzina to prysznic, więc pranie będzie bez namaczania. |
RajtuzMan |
Przykleił się do spodni |
Kolejny rozrabiaka. Kea to górski klaun. Czasami jednak nie zna umiaru. |
Honesty Box |
Jakość chińskich wyrobów w nowozelandzkich sklepach. Przetrwały połowę trekkingu. A może to nowoczesny system wentylacji? |
Żegnamy się z fiordami i zmierzamy na wschodnie wybrzeże. |
Przyjemnie sobie pomieszkują tutaj. |
Nocleg nad rzeką Waiau przy zabytkowym podwieszanym moście w Clifden. |
Pamiętaj nie jedz kiełbasy w Nowej Zelandii. Szczególnie tej słynnej na całym świecie! |
Zwiastun wybrzeża |
Do pyska mu w tym fiolecie |
Southpark ma tu przystanek |
Zatoka Colac |
Wallabies w ogrodzie botanicznym w Invercargill. |
Ogród botaniczny w Invercargill |
Ogród botaniczny w Invercargill |
W ptaszarni |
Ale lamy |
Latarnia morska w Waipapa Point - Catlins. |
Waipapa Point - Catlins |
Śpiochy. Lwy morskie na plaży. |
Romantycznie |
Slope Point - Catlins |
Kibelek? |
Bardziej na południe już się nie da. |
Dmuchnął |
Curio Bay - Catlins |
Curio Bay - są też długo wyczekiwane pingwiny. |
Pozdrawiam wszystkich Polaków! |
Spieszę się na jajo! |
Curio Bay - tu kiedyś, czyli jakieś 170 milionów lat temu, był sobie las. Wiemy bo widać skamieniałe pnie. |
Catlins |
Wodospady Purakanui |
Przejazdem przez Owaka. Dziwni ci mieszkańcy. Jedni kolekcjonują rzeczy takie... |
... inni owakie. |
Zapomnieliśmy przedstawić naszą trzecią furrrę. Oto ona w towarzystwie hostessy. |
Zagadka: w kubku jest kawa, jaki to dzień tygodnia? |
Punkt obserwacyjny pingwinów - trzeba przyznać, że dbają tu o te zwierzaki. |
Nugget Point |
Nugget Point |
Nugget Point |
Nugget Point |
Nugget Point |
Docieramy ponownie do regionu Otago, do miasta Dunedin. |
Pograliśmy trochę w bibliotece miejskiej. |
Centrum Dunedin |
Wystawa filatelistyczna. Z flagą też się postarali. |
Dworzec kolejowy w Dunedin |
Nagle zrobiło się żółto. |
Wąwóz Trotters |