- Szczegóły
-
Kategoria: 20. Peru
-
Odsłony: 4463
29 październik - 4 listopad 2014 roku (812-818 dzień)
... czyli między lagunami i górami
Z łezką w oku pożegnaliśmy Ceci i polską ostoję w Limie. A że to już nasze ostatnie podrygi w Peru postanowiliśmy zakończyć ambitnie. Wymówki w postaci popsutej maszynki do gotowania nie mieliśmy bo tuż przed odjazdem dostaliśmy wiadomość, że po miesięcznym strajku poczta w Limie zaczęła pracować i wysłana kilka tygodni temu pompka do maszynki w końcu dotarła. W dodatku Cordilliera Blanca to ponoć najpiękniejsze góry świata, więc wstyd nie zrobić trekkingu. Na miejscu nasze ambicje trochę się ostudziły i zaczęły się wymówki. A to pogoda się psuje, a to jak tu nosić przez parę dni namiot, jedzenie na plecach skoro na motorach tak łatwo się to przewozi? Jednym słowem zwyciężył leń. I chyba słusznie bo nawet okoliczne laguny przysłonione były chmurami. W związku z tym zamiast trekkingu urządzamy pikniki. A trekking zrobimy innym razem, będzie po co wrócić do Peru.
Całkiem przyzwoicie odsłonił się natomiast Huascaran, sześciotysięcznik, którego ściana po silnym trzęsieniu ziemi w 1970 roku oderwała się i wraz z tonami śniegu i lodu w kilka chwil lawiną przysypała Yungay – leżące u podnóża miasteczko. Lawina żywcem pogrzebała około 20 tysięcy osób. Obecnie na miejscu miasteczka posadzono tysiące róż. Można jeszcze zobaczyć kopułę kościoła, zmiażdżony autobus i cmentarz. Dziwne to jednak uczucie spacerować wśród róż, wiedząc, że pod tobą pogrzebanych jest tylu ludzi. Trochę dziwne też się wydaje, że na miejscu tragedii odbywa się regularny handelek pamiątkarskim badziewiem, nawet film pokazujący lawinę można sobie kupić.
Z Caraz wyjeżdżamy drogą biegnąca wzdłuż Kanionu Pato, przejeżdżając przez kilkadziesiąt tuneli. Czasami kurz w środku jest taki, że nie widać czy coś jest z przodu czy nie. Bywa też wąsko i nie ma za bardzo gdzie się zatrzymać, a mi tu nie wiedzieć czemu motor gaśnie. W Trujillo trzeba będzie to sprawdzić.
Ciężko się wydostać z Limy w godzinach szczytu. Tym samym za dużo nie oddaliliśmy się od tego molocha i na noc skryliśmy się w wiosce Chasquitambo |
I znowu wspinamy się na 4 tysiące metrów. Tym razem towarzyszy nam zazieleniony kanion a w dole Rio Santa. |
Póki co droga płaska i wykręcamy manetki gazu. |
Ośnieżone pięciotysięczniki tuż za rzeczką. |
Nocą wydarzyła się tragedia. Kierowca przysnął i w wypadku zginęły dwie osoby. |
Zanim zanurzymy się w łańcuchu górskim Cordillera Blanca odbijamy w stronę Chavin de Huantar. |
Nad Laguną Querococha (3900 m n.p.m.) |
Potwory o zabójczej pojemności silnika 150 cc podjadą pod każdą górkę na świecie, mało tego - wjadą także w każdą ciemną jamę bez trwogi w silniku. |
Złowieszcze skały dookoła... |
... ale na szczęście Cristo Blanco czuwa nad podróżnymi. |
Wioska Pichiu San Pedro w dole. |
Z tej odległości trudno orzec co tam uprawiają. Za to widać co tam robią w basenie! |
Dotarliśmy do Chavin de Huantar. Leniwa atmosfera w wiosce. |
W oczekiwaniu na otwarcie El Monumento Arqueologico de Chavin de Huantar. |
Szacuje się, że ta starożytna miejscowość rozwinęła się w latach 1400-400 p.n.e. |
W 1985 roku stanowisko archeologiczne zostało zapisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. |
Dziś można podziwiać główne budowle - El Castillo (zamek) oraz Nową Świątynię. |
Po wężach do celu |
Portal wejściowy obramowany został dwoma kolumnami o wysokości 2,30 m i średnicy 0,90 m. Dekorację kolumn stanowią wyobrażenia postaci męskiej i damskiej. Linka oddzielająca gapiów od tych wizerunków zmusza nas do uruchomienia wyobraźni... |
Kanały |
Chavin de Huantar to miejsce ceremonialne - Plaza Circular. |
Cristobal zaliczył spotkanie z framugą. Coś niscy byli Ci mieszkańcy Chavin de Huantar. |
Lewitujący Cristobal |
Wewnątrz kompleksu znajduje się kamienna stela nazywana El Lanzón. Jest to wysoki na 4,5 m granitowy monolit o trójkątnym przekroju. Z uwagi na wąskie przestrzenie labiryntu przypuszcza się, że stela została ustawiona wcześniej a później, wokół niej wzniesiono istniejącą świątynię. |
Schodzimy do labiryntu |
Nie ma możliwości się tu zgubić. Kilka pomieszczeń i ta sama droga do wyjścia. |
Głowy ozdabiające mury gdzieś przepadły. Ostała się tylko jedna. |
Postanowiliśmy śledzić mieszkankę miasteczka. |
Oryginalne kapelusze to znak rozpoznawczy tego regionu. |
Pozostałość po wyborach. W Polsce taka partia nie miałaby żadnych szans. Chociaż ostatnie wybory pokazują, że czasem wystarczy być na pierwszej stronie... |
Po drugiej stronie miasteczka wybudowano nowoczesne muzuem. Japończycy wspomogli projekt i powstało miejsce godne polecenia. |
Tu się schowały głowy! |
Przejazdem przez Huaraz |
A to już nasza baza wypadowa. Zamieszkaliśmy przy rynku w uroczej mieścince - Caraz. |
Bez plecaków i ambitnych planów ale to nie znaczy, że bezczynnie. W drodze do Laguny Parón. |
Pod samą lagunę można podjechać. |
Ostatni raz laguny o takim kolorze wody widzieliśmy w Chile. |
W bezchmurny dzień można podziwiać otaczające lagunę szczyty Aguja I 5,840 m, Aguja II 5888 m, Aguja III 5775 m, Qaras I 6025 m, Qaras II 6020 m, Qaras III 5720 m, Artesonraju 6025 m, Parya 5600 m, Pirámide 5885 m, Chakrarahu W 6112 m, Chakrarahu E 6001 m, Pisco 5772 m, Huandoy E 6000, Huandoy N 6395 m i Huandoy W 6356 m. Czy jest takie drugie miejsce na ziemi? |
Pogoda jednak nie pozwoliła nam na zobaczenie wszystkich szczytów. Widoczność do pięciu tysięcy m n.p.m. tym razem to za mało. |
Coś dzwoni... Czas na drugie śniadanie w wyjątkowych okolicznościach. |
Wyjątkowe... |
Żywej duszy tu nie ma. Kiedyś było tu dużo więcej wody. Jej brak to podobno sprawka rabunkowej działalności elektrowni wodnej - obcy kapitał wydrenował lagunę. |
Laguna Paron |
Z okolicznych gór spływa do laguny wiele potoków. |
Idzie deszcz. Pora zmykać. |
A dziesięć kilometrów dalej słonecznie. |
Zygzak w pobliżu Caraz |
Rejon Ancash |
A na obiad świeże rybki - trucha a la plancha. |
Tumshukayko - ruiny w pobliżu Caraz. Ruiny mają około 4500 lat. |
Podobno było to centrum polityczne, religijne i administracyjne kultur Chavin Huari, a później Huaylas. |
Postój taksówek przy rynku w Caraz. |
Czikity poszły na łatwiznę i zaprzęgły Sławę do odrobienia pracy domowej z języka angielskiego. |
Kolorowe zachody słońca w Caraz - oczywiście tylko wtedy kiedy nie padało. |
Miśki robią tu torty! Zamawiamy jeden po powrocie :) |
Caraz nocą |
Kolejny dzień to czas na odwiedziny okolic góry Huascaran (6768 m n.p.m.) |
I znowu stromo pod górkę na wysokość 4 tysięcy metrów. |
Laguny Llanganuco - pierwsza z nich to Laguna Chinanqocha. |
W oczekiwaniu na turystów |
Tu również jezioro otoczone jest wysokimi górami. |
Laguna Chinanqocha |
Laguna Chinanqocha |
Między lagunami |
Laguna Orconqocha |
Laguna Orconqocha |
Dalej nie pojechaliśmy. Można stąd zacząć albo skończyć treking Santa Cruz. Jak to zwykle z górami bywa i z tymi związana jest legenda: zakazana miłość, łzy, rozłąka i mamy dwóch kochanków przemienionych w szczyty Huascar i Huascaran - a woda w jeziorze to już wiadomo skąd się wzięła. |
Czas na piknik |
Smarowanie na ekranie |
Jak wyszło słońce to i kolor wody się zrobił przyjemniejszy dla oka. |
Czas na krajobrazy powrotne |
Yungay - to tu w 1970 r. w wyniku trzęsienia ziemi oberwała się część góry Huascaran. |
W niedzielne popołudnie lawina śniegowo-błotna pędząca z prędkością od 450 km/h do 800 km/h w mgnieniu oka pokonała 15 km i pogrzebała około 20 tysięcy ludzi. |
Dziś można tu zobaczyć świadectwa tragedii. Zmiażdżony autobus, szczątki katedry... |
... odbudowano samą fasadę a na miejscu miasteczka zasadzono tysiące róż. Podczas tego tragicznego w skutkach trzęsienie ziemi przeżyły jedynie 92 osoby, które znajdowały się akurat poza linią przejścia lawiny. |
Huascaran ukazał swoje groźne oblicze. |
Cmentarz w Yungay |
Cmentarz w Yungay |
Cmentarz w Yungay |
Okolice Yungay. Rząd peruwiański zakazał odkopania miasta ogłaszając je cmentarzem narodowym. Nowe miasto powstało 1,5 km od tego miejsca. |
Agawopłot |
Nie trafiliśmy na dzień handlowy ale przy cmentarzu można zakupić "pamiątki" z tragedii. |
Akurat w dzień wyjazdu pogoda się poprawiła. |
Pomiędzy Cordillera Blanca i Negra znajduje się wyżłobiony przez rzekę Santa - Cañon del Pato (Kaczki). |
Tunel za tunelem. Jest ich 36 i trzeba się natrąbić co by nie trafić na ciężarówkę po drugiej stronie. |
W najwęższym miejscu kanion ma pięć metrów a w najgłębszym tysiąc. |
Kaktusowe pole |
Koniec tuneli, trochę szerzej, więc zjeżdżamy do oceanu. |
Trochę nam się jednak zeszło bo droga się pogorszała z każdym kilometrem. |
Krajobrazy za to niczego sobie! |
Garść praktyczna: > nocleg w Chavin de Huantar - hostel Arqeologico - 2 os./z łazienką/tv - 45 PEN; > droga asfaltowa z Limy do Caraz w bardzo dobrym stanie; > droga z Catac do Chavin de Huantar asfaltowa tylko do tunelu, dalej tragedia... > nocleg w Caraz w hostelu na rynku - 2os./z łazienką/tv - 35 PEN; > dojazd do lagun szutrem - Laguna Paron - 5 PEN; Laguna Llanganuco - 10 PEN. > droga z Caraz do Panamericany w kierunku Trujillo w kiepskim stanie usiana licznymi tunelami; widoki wynagradzają wysiłek; > w listopadzie tylko czasem pada ale góry są za chmurami prawie każdego dnia. |