- Szczegóły
-
Kategoria: 4. Chiny
-
Odsłony: 5581
29 październik – 2 listopad 2012 (82-86 dzień)
|
Gdyby nie wrodzona skłonność do odwlekania, ten wpis wyglądałby trochę inaczej. Na pewno byłby bardziej entuzjastyczny. Tymczasem powstaje w chwili kiedy nasze oczy nacieszyły się bardziej spektakularnymi widokami niż te, które zaoferowały nam góry Huangshan. Zacznijmy jednak od początku. Z Hangzhou autobusem dotarliśmy do Tunxi, gdzie czekała nas przeprawa z chińskimi urzędnikami i przedłużeniem wizy. Nauczeni doświadczeniem przygotowaliśmy całą papierologię. Rezerwacje lotów, plan podróży, jednym słowem wszystko co tylko mogło nam pomóc w udowodnieniu, że przedłużenie naszego pobytu w Państwie Środka jest konieczne. Bojowo nastawieni wczesnym rankiem ruszyliśmy na posterunek policji. Nie było łatwo, policjant od razu stwierdził, że za wcześnie na wniosek skoro nasze wizy są ważne jeszcze przez 10 dni. Samo przedłużenie nie stanowiło problemu, ale musieliśmy się ostro nagimnastykować, żeby przekonać urzędników, że właśnie teraz i w tym miejscu musimy złożyć wniosek bo jak wrócimy z gór to będzie na to za mało czasu. Na szczęście podrzucaniem kolejnych papierów udało nam się przełamać opór.
Chińskie parki narodowe mają jedną podstawową wadę. Za wstęp płaci się jak za zboże. Widoki wynagradzają poniesione koszty, ale po kilku takich atrakcjach łatwo przekroczyć budżet. Początkowo nie możemy się przyzwyczaić do chińskiego sposobu chodzenia po górach. Wszędzie kamienne schody, przewodnicy wydzierający się przez mikrofon i w tłumie krzyczących Chińczyków. Jakoś nijak się to ma do dostojności gór. Chciałoby się w ciszy popodziwiać naturę, ale trudno znaleźć miejsce, do którego nie dobiegałyby hałasy. Część widoków nas omija bo wschodnią część gór spowiła mgła. W końcu udaje nam się znaleźć cichy zakątek i w spokoju oglądamy zachód słońca.
Noc postanawiamy spędzić w namiocie. Okazało się, że za drobną opłatą można rozbić namiot na asfaltowym boisku do koszykówki przed hotelem. Nie mogliśmy się tylko dogadać kto te opłaty pobiera, więc po prostu poszliśmy spać. Noc była strasznie zimna (nad ranem mieliśmy szron na namiocie), a my mieliśmy tylko jeden śpiwór. W takich warunkach trochę trudno zasnąć, a gdy już nam się udało, obudzili nas strażnicy, żeby pobrać opłatę. Jakoś przetrwaliśmy noc, zwinęliśmy namiot i ruszyliśmy na wschód słońca. Słońce jak to słońce, wzeszło jak co rano, ale odrębnym spektaklem okazały się reakcje Chińczyków, którzy przy pierwszym błysku zaczęli krzyczeć, wzdychać i klaskać, co najmniej jakby słońce wschodziło raz na tysiąc lat.
Po pokonaniu tysięcy schodów połowa ekipy dorobiła się kontuzji kolana i drogę na dół, w iście emeryckim stylu, pokonała kolejką.
|
Old Street w Huangshan (Tunxi) |
|
Kolorowy sklep |
|
W pierwszym momencie wyglądał(-a) jak maskotka. |
|
Huangshan (Tunxi) |
|
Z myślą o pasażerach. |
|
Wspinaczka po wybetonowanych schodach. |
|
W drodze na górę |
|
Wszystko zabronione :) |
|
Ciekawe czy budowniczy mostu wziął pod uwagę takie obciążenie?! |
|
Huangshan |
|
Chińska poza w coraz lepszym wykonaniu. |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
To jednak w Chinach kończy się kula ziemska! |
|
Ijo! Ijo! Ijo! Na pomoc kolanku! |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
Huangshan |
|
W oczekiwaniu na zachód słońca. |
|
Zbudzeni na wschód słońca. |
|
A to faza pośrednia. |
|
Huangshan |
|
Wszystkie produkty trzeba wnosić na swoich barkach (lub kupić drogi bilet na kolejkę). Stąd ceny w sklepikach osiągają kolosalne wartości - za wodę płaciliśmy 1000%. |
|
Huangshan |
|
Meteorologiczna gała |
|
Huangshan |
|
Złota medalistka. Co prawda trzeba samemu sobie takie trofeum kupić ale można je dostać tylko na najwyższym szczycie gór Huangshan. Stromizna! Uznania dla Pani w sile wieku! |
|
A niektórzy złapali leniuszka. |
|
Byli też tacy, którzy z kontuzją zostali zwiezieni z gór. |
|
Droga powrotna kolejką. |
|
Kontuzja okazała się na szczęście niegroźna. |
|
Huangshan |