- Szczegóły
-
Kategoria: 14. Argentyna
-
Odsłony: 4484
17-21 styczeń 2014 roku (527-531 dzień)
La Rioja ... czyli rwących rzek i wesołych kempingów ciąg dalszy
Piękna pogoda, która towarzyszyła nam na kempingu i przy pierwszych kilometrach podróży nie wiadomo kiedy znowu zmieniła się w burzę z piorunami, a spływająca z gór woda już drugi raz zmusiła nas do nieplanowanego noclegu. Wypatrzyliśmy w pobliżu gospodarstwo, gdzie przywitała nas gromadka kobiet. Szkoda, że dopiero po kolacji okazało się, że gotują dla okolicznych mieszkańców. Jednak po wcześniejszej nocy u podejrzanie wyglądającego dziadka i jego kolegi, nocleg w garażu wesołych kuchareczek nawet z naszymi standardowymi daniami kempingowymi to i tak sama przyjemność.
Jak się człowiek przyzwyczai, że coś kosztuje określoną kwotę to potem wszystko powyżej wydaje mu się drogie. Łatwo zapomnieć, że czasem warto przeliczyć sobie na złotówki, aby okazało się, że wcale drogo nie jest. Tym razem zapomnieliśmy o matematyce i mimo, że przypadkiem znaleziony kemping był ładny, zielony i przede wszystkim cichy (a już za samą ciszę warto dopłacić), postanawiamy podjechać dalej. Akcja poszukiwawcza zakończyła się złapaniem gumy, a kemping, który miał być położony w pięknych okolicznościach przyrody okazał się miejscem fiesty na kilka tysięcy osób. Tu już przypomnieliśmy sobie o matematyce i nagle cena pierwszego kempingu przestała być przesadzona. Szkoda tylko, że zamiast sączyć sobie piwko pod drzewkiem jeździliśmy po krzakach i łataliśmy dętkę. Kiedyś jednak musiało to nastąpić i przynajmniej wiemy, że z przednim kołem sobie poradzimy.
Wydawałoby się, że po półtorej roku w drodze starzy z nas wyjadacze i wygi nie do naciągnięcia. Wystarczyło jednak byśmy poczuli błysk fleszy, czerwone dywany i zainteresowanie mediów by wpaść jak śliweczki w kompot. A wszystko to za sprawą niewinnie wyglądającego sprzedawcy ze sklepu z dżemikami dla turystów. Najpierw nas zaczepił, pogadał, poczęstował winogronami i dał spróbować miejscowego wina. Potem wyciągnął dyktafon, powiedział, że pracuje w lokalnym radio i zrobił z nami wywiad. A potem na wieść o tym, że potrzebny nam makaron wsypał do torebki rodzynek, zważył je i wyciągnął rękę po kasę, a my zbajerowani wcześniejszą gościnnością bez mrugnięcia okiem zapłaciliśmy. Nie był to przekręt stulecia, rodzynki były bardzo smaczne, a pan włożył wiele wysiłku by je sprzedać, nie zmienia to jednak faktu, że nie planowaliśmy tego zakupu.
Gdzie się podziała droga? |
Na szczęście tylko przy brzegach było głębiej |
Jedziemy ruta 40 - nad rzeką Santa Maria |
Nocleg u kuchareczek |
Pożegnanie z czerwonymi górami |
Prowincja Catamarca |
Strumyk po ulewie |
W pobliżu Londres |
Muzeum inkaskie Shincal |
Ruszamy na spacer po okolicy |
Jeden z zrekonstruowanych baraków w indiańskim miasteczku |
Shincal - miejsce zyskało na znaczeniu po inwazji Quechua na przełomie XV/XVI wieku |
Shincal |
Schody na wzgórze ushnu - ten mały kopiec to symbol władzy Inków |
Stróż przy motorach |
Czasami trochę nudno tak jechać po prostej |
Zabawa w mechanika |
Po objeździe okolicznych kempingów wróciliśmy do tego "ekskluzywnego". |
Budzik przybiegł do nas z samego rana |
Dobrze, że skarpeta była sztywna |
Przymiarka do kempingowego strzyżenia. Fryzjer jednak się nie zjawił, więc hodowla loków w toku. |
Dyndająca głowa przy reklamie |
Idealne miejsce na suszenie |
Na kempingu |
La Rioja |
Kempingowe atrakcje |
Małżeńska kłótnia |
La Rioja |
Turniej międzynarodowy |
Rodzynkowy dziennikarz |
Przejazdem przez Chilecito |
Taką złapałem |
Chilecito |
A w dolinie rzeka Miranda |
Tankowanie |
Przekąska |
Droga zablokowana, więc zrobiliśmy sobie piknik przy budowie |
Cuesta de Miranda |
A na deser mieliśmy piękny zachód słońca |
Ostatnia prosta do Villa Union |
Z krótką wizytą w Parku Narodowym Talampaya |
Nie wpuścili nas dalej na naszych maszynach, więc tylko odwiedzieliśmy dinozaury |
Jeden z mieszkańców parku |
Ten trochę agresywny |
Przejazdem przez Los Baldecitos |
To już trzecia prowincja w ostatnich dniach - nocleg w Villa San Augustin |
Trochę się zasiedział na kempingu |
Czas na nagrodę! |