- Szczegóły
-
Kategoria: 5. Indie
-
Odsłony: 5785
22-26 grudzień 2012 roku (136-140 dzień)
|
Z planami bywa tak, że jak dobre by nie były to życie i tak toczy się swoją drogą i w swoim tempie. W Indiach toczy się w tempie indyjskim i uczy cierpliwości. A my swoimi oczekiwaniami wcinamy się w tutejsze tryby bo spieszy się nam na święta, chcemy ładnej plaży i widoków, i rybkę wciągnąć. Już w Polsce postanowiliśmy, że w Indiach kupimy motory. Szczęście się do nas uśmiechnęło, bo znajomy Marty, Niranjan zaoferował, że jeden motor nam pożyczy, a drugi pomoże kupić. Miało być szybciutko i raz dwa, a zamiast tego doświadczyliśmy hinduskiej odmiany latynoskiej mañany. Tutaj wygląda to tak, że z tego co Ci obiecują trzeba odjąć co najmniej połowę, a do terminu, który wyznaczają dodać od kilku godzin do kilku dni. Wracając z Goa tej wiedzy jednak jeszcze nie mieliśmy, i w naszej nieświadomości wierzyliśmy, że w jeden weekend załatwimy wszystko.
A było to tak: w weekend Niranjan poodwiedzał dilerów. Jego motor miał być gotowy na wtorek wiec umówiliśmy się, że w kolejny weekend kupimy zaklepaną dla nas Hondę Hero. Uszczęśliwieni świadomością, że już niedługo siądziemy na nasze maszyny i pojedziemy w siną dal, wzięliśmy się za niespieszne zwiedzanie Mumbaju.
Och, w jakimż byliśmy błędzie. Zaczęło się od tego, że Honda Hero zniknęła w tajemniczych okolicznościach i nie ma czego oglądać, a co dopiero kupować. Szybka decyzja, że jedziemy do innych dilerów zobaczyć co mają, ale dzwoni diler nr 1, że ma jeszcze Suzuki Fiero w ofercie. Gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że tego motoru też nie ma. Proponuje jeszcze coś innego, ale międzyczasie wraca Suzuki. Od razu go poczułam, lekki, skrętny i w ogóle dla mnie. Kupujemy! Jeszcze przegląd trzeba mu zrobić i parę drobiazgów nareperować i około 11 w niedzielę możemy go odebrać. Na odchodne wspomina jeszcze, że motor chyba nie ma ważnego ubezpieczenia, ale załatwi je w poniedziałek. W poniedziałek? Wtedy to my już chcemy palmę na plaży ubierać. W międzyczasie okazuje się, że motor Niranjana też nie jest gotowy, brakuje części, które też będą dopiero na poniedziałek. W końcu decydujemy się jechać nad morze jednym motorem bez ubezpieczenia i po świętach wrócić do Mumbaju po papiery i drugi motor. W niedzielę zamiast na 11 motor był gotowy na 16. Już mamy nim odjeżdżać, gdy zauważamy brak lusterek. I znowu czekamy aż chłopcy skoczą do sklepu. W końcu zrobiło się późno i kolejną noc musieliśmy spędzić w Mumbaju.
Rano ruszyliśmy. Jechało się dobrze aż do zasłużonej przerwy na śniadanie, po której czekała na nas kolejna niespodzianka. Mamy flaka. Chłopaki zapomnieli nam wspomnieć, że opona przepuszcza powietrze i może jakąś dętkę warto by tam wsadzić. W Indiach cudowne jest to, że mechanicy są wszędzie. Do tego nie ukrywają się w swoich warsztatach w małych uliczkach tak, że ciężko ich znaleźć, tylko pracują przy głównej ulicy. Już bez przygód (tego dnia) dotarliśmy do Kashid na Wybrzeżu Konkan.
Wigilię spędzamy w knajpce na plaży. Jak na świąteczną kolację przystało raczymy się rybkami, krewetkami i warzywami. Zamiast opłatkiem dzielimy się chapati, zamiast choinki mamy palmę ze światełkami. Jednym słowem poświętowaliśmy. W hotelu dobijamy się jeszcze winkiem i zamawiamy jeszcze jedną rybę na przegryzkę (a co, święta w końcu).
Kolejny dzień spędzamy na plaży. Trochę nas tutejsze plaże zawiodły bo miały być przepiękne, a jakieś takie przeciętne się okazały. Atrakcji za to dostarczył nam nasz motor. W chwili, gdy chcieliśmy zaparkować przy plaży zerwała się linka sprzęgła. Po przygodach z kupnem, a potem oponą, już nas to nawet nie zdenerwowało. Stanęliśmy po prostu i gapiliśmy się na maszynę, aż podjechała do nas para Hindusów i zaoferowali pomoc. Zawieźli nas do mechanika, a potem przywieźli go na plażę, wytłumaczyli mu co się stało i po kilkunastu minutach motor był jak nowy. Znikł tylko gdzieś olej, który nasz „do rany przyłóż, a się nie zagoi” diler podobno zmienił i który w pierwotnej wersji miał starczyć na 10 tysięcy kilometrów, a w ostatecznej dowiedzieliśmy się, że wlał nam ten droższy na 4 tysiące.
Ponieważ miejsce nas nie zachwyciło i byliśmy pewni, że nastąpi hinduskiej manany ciąg dalszy, postanowiliśmy wrócić do Mumbaju już w środę. Od razu pojechaliśmy do dilera po ubezpieczenie i oczywiście go nie miał. Uparliśmy się, że poczekamy, a on niech skoczy i załatwi. Wrócił z jakimś świstkiem bez podpisu i wmawia nam, że tutaj tak to wygląda. Niranjan potwierdził nasze obawy, że to nie jest ubezpieczenie. W nocy nie możemy spać. Jesteśmy przekonani, że z motorem jest coś nie tak, że pewnie nie można go ubezpieczyć i kryje jeszcze mnóstwo niespodzianek. Chcemy zrezygnować i sami pojechać do innego dilera polecanego w przewodniku. W końcu dajemy się przekonać, że zaufany mechanik sprawdzi jeszcze raz motor, a Niranjan dopilnuje, żeby diler załatwił ubezpieczenie. W końcu wszystko mamy. Oczywiście pomimo tego, że motor Niranjana mieliśmy odebrać wieczorem, a jest już rano, musimy jeszcze poczekać na przymocowanie bagażników.
Po tej całej katordze w końcu pakujemy motory i jedziemy do Goa. Ja na małej pierdziawce Suzuki Fiero, ale za to Krzysiek… uwaga, uwaga! - na prawdziwym smoku Royal Enfield Thunderbird!
|
Jeden motor już z nami jest. |
|
Chłopaki! Na dziś fajrant! |
|
Chatka na plaży. |
|
Kup muszelkę maj friend, wery czip! |
|
Plaża w Kashid. |
|
Plaża w Kashid. |
|
Plaża w Kashid. |
|
Plaża w Kashid. |
|
Mała przebieżka po plaży. |
|
W iście świątecznych okolicznościach. |
|
W drodze do Murud. |
|
Plaża w Murud. |
|
Kabbadi czyli dotknij i uciekaj. Bardzo widowiskowe ale zarazem brutalne hobby Maharasztran. |
|
Plaża w Murud. |
|
Opłatek 2012 - tym razem nie było imprezki na Bielanach… |
|
Kolejny kokosek. |
|
Najlepsze jest oczywiście w środku. Młody kokos to tak jak świeże orzechy laskowe tylko w ciut większym wymiarze. |
|
Jedna z atrakcji na plaży w Kashid. |
|
Na plaży w Kashid. |
|
Czekając na zachód słońca. |
|
Jedna z nielicznych okazji, żeby zobaczyć co kobiety mają na głowie. |
|
Biało-Czerwoni… |
|
Na wybrzeżu Konkan. |
|
Plaża Akshi. |
|
Pranko przy świątyni. |
|
Plaża w Alibag. |
|
Bryczki czekają na odpływ, żeby zawieźć turystów do fortu. |
|
A my suniemy motorówką. |
|
Fort Kolaba. |
|
Fort Kolaba. |
|
Żółw pozdrawia Aleksandrę Sz. |
|
Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty! |
|
Z widokiem na morze. |
|
W pobliżu fortu. |
|
Świątynia w forcie. |
|
Fort Kolaba. |