czol1050c

4-10 marzec 2013 roku (208-214 dzień) 

 

    Amritsar to święte miasto Sikhów. Tutaj znajduje się ich Złota Świątynia, gdzie przechowywana jest święta księga. Sikhizm to religia łącząca elementy hinduizmu i islamu. Nie uznaje kastowości, wszystkich uznaje za równych. Każdy jest mile widziany w tym przybytku. Prawie wszystko działa tu na zasadzie wolontariatu. Nawet nie wiesz kiedy, a brygada pielgrzymów zlewa wodą wymarmurowane podłogi, kolejna grupa zmiata wodę miotełkami, a następni dosuszają ściągaczkami i rozwijają dywany. Wszystko trwa może pół godziny, a teren wokół świątyni jest naprawdę duży.

    Jest tu też gigantyczna kuchnia, która za darmo wydaje kilkadziesiąt tysięcy posiłków dziennie. W podzięce można zostawić dotację, można też pomóc przy krojeniu warzyw czy zmywaniu naczyń. Co ciekawe nigdy nie brakuje chętnych do pracy.

    Atmosfera jest tu zupełnie inna niż w świątyniach innych religii. Przede wszystkim nie czujesz się tu intruzem. Godzinami siedzimy sobie przy zbiorniku z wodą, na którego środku stoi świątynia i czytamy książki, albo obserwujemy co się dzieje. Co chwila ktoś nas zagaduje. Zostałam nawet adoptowana przez starszego Sikha, który z jakiś względów uznał mnie za swoją córkę. Zdaje się, że ma nadzieję, że sprowadzę jego syna do Polski i go tam urządzę. Chyba nie wie, gdzie ma zamiar wysłać potomka. Próbuję mu wytłumaczyć, że w Polsce na minusie, ale w ogóle go to nie wzrusza.

    Każda religia ma szlachetne założenia, ale wiadomo, że ludzie są tylko ludźmi i różnie im wychodzi z przestrzeganiem zasad. Sikhowie jednak, w większym zdaje się procencie niż wyznawcy innych religii, założenia te wcielają w życie. Jednym z takich przykazań jest uczciwa praca. Przekonujemy się o tym u mechanika. Przy zmianie oleju zapomnieliśmy wspomnieć, że zakrętkę w Suzuki trzeba uszczelnić. Olej zmieniony i oczywiście okazuje się, że kapie. Wracamy do mechanika, a ten czuje się tak odpowiedzialny, że sam tego nie zauważył, że w ogóle nie chce słyszeć o zapłacie i jeszcze dodatkową drobną naprawę wykonuje gratis.

    Nieopodal Amritsar jest jeszcze jedno niezwykle miejsce. To Attari - Wagah, indyjsko-pakistańskie przejście graniczne. Tutaj codziennie ma miejsce przedziwne widowisko – uroczyste zamknięcie granicy. Cyrk można by rzec i to latający! Zanim zacznie się właściwa ceremonia ustawia się rząd niewiast i na zmianę biegnie z indyjską flagą – pod granicę i z powrotem. Potem spontaniczne tańce, aż w końcu zaczyna się. Takiego wymachu nogą do przodu to nawet mistrzowie tańca na rurze (tak, tak to nie tylko babska domena) nie powtórzą, do tego miny, gesty i sprint przedziwnym krokiem pod granicę. Trzaskanie wrotami aż w końcu ostateczne zatrzaśnięcie. Po stronie pakistańskiej podobne przedstawienie. Co najlepsze, przedstawienie to ma naprawdę liczną widownię po obu stronach granicy.

    No i jeszcze trochę z hotelowych rozmów. To jest coś z czym spotykamy się niemal codziennie. Hindusi nie potrafią po prostu przyznać, że coś nie działa, albo że postąpili nieuczciwie, czy też nie wywiązali się ze swojego zadania. Stosują natomiast strategię obiecankowo-odwlekającą. Znowu poszło o ciepłą wodę (oj, francuskie pieski z nas):

- Przepraszam, ale piecyk w naszym pokoju nie działa. Czy może ktoś sprawdzić?

- Działa, działa, tylko trzeba puścić wodę przez 5 minut i zacznie lecieć ciepła.

    Nie tak chyba działają przepływowe ogrzewacze, ale próbujemy. Oczywiście sposób nie działa, więc kolejnego dnia znowu zgłaszamy problem. Tym razem przychodzi inny spec, a my sami podsuwamy mu pomysł na wykręcenie się od pracy pokazując, że gaz nie dochodzi do piecyka.

- Ach, oczywiście, gaz się skończył. Trzeba dokupić.

    No cóż, im najwidoczniej też ktoś przykręca kurek z gazem, bo już do końca pobytu dostawy nie było.

wroc1 wzor dalej1

 

 

A tak się wypieka w piecu roti.
 W drodze do Amritsar trafiliśmy do rewelacyjnej knajpki.
 Wyrób wytwórni stanu Haryana - jeszcze przed otwarciem kładzie na deski.
 Do tego pana już raczej prędko nie trafimy...
Zachciało nam się frytek i deseru lodowego a tu taka niespodzianka na parkingu.
Mandarynkowe drzewko w ogródku naszego hostelu w Amritsar.
 Czas na zwiedzanie kompeksu świątynnego - widok z muzuem.
 Złota Świątynia
 Święte miejsce Sikhów.
 Można zgłosić się jako wolontariusz i na przykład pomagać przy myciu garów.
Złota Świątynia
 Złota Świątynia
 Można też pomagać przy myciu marmurów.
 No i można też pomagać w jedzeniu.
 Posiłki wydawane są seriami. Na znak-sygnał drzwi do stołówki się otwierają i w góra pięć minut w środku już siedzi i czeka z miskami na podłodze kilkaset osób.
 Instrukcje dotyczące znalezienia miejsca gdzie król chodzi piechotą.
 Na dziedzińcu domu pielgrzyma.
 Wzrostem nie ustępuje za to zarostem bardzo.
 "Człowiek żarówa" (pozdro dla Arisa).
 Złota Świątynia.
 Świątynie odwiedzaliśmy codziennie w różnych porach dnia. Często lekturę przerywali nam Hindusi zaciekawieni naszą obecnością w tym miejscu.
Złota Świątynia  
 Złota Świątynia
 Wieczorne rytuały.
 Na bazarze.
 Riksze rowerowe wiodą prym.
 Na przeglądzie technicznym maszyn u przesympatycznego Sikha.
 Gulab jamun - czyli ktoś już się dorwał do deseru.
 Święta księga "idzie spać".
 Tuż po godzinie 22 świątynia zamykana jest na sześć godzin.
 Nocne przejażdżki ciągnikiem po wąskich uliczkach.
Na rydwanie.
 Różne atrybuty można znaleźć w rękach bogów. Tu prawdopodobnie gruszka do czyszczenia luster w aparatach.
 Świątynia Sri Durgiana - odpowiednik złotej świątyni dla wyznawców hinduizmu.
 Srebrna świątynia i mieszkaniec zbiornika (z dedykacją dla Chudej S(z).)
 Co to za ptak?
Tak się odbiera chleb rikszarzom - czyli pchanie pod górkę trzykołowego wehikułu.
 Zakamarki w świątyni Mata.
 Świątynia bardziej przypomina wesołe miasteczko niż miejsce kultu.
Podobną rzeźbę widzieliśmy w Ajanta. Kiedy to było?!
 Pożarta przez świątynnego lwa.
Idealne zdjęcia jak na jubileuszowe zdjęcie nr 1000 z Indii. Przechadzając się w labiryncie świątyni Mata.
Stary trik czyli "obrót na pięcie" i już jedziemy za dużo niższą cenę.
 Park Jallianwala pamięta masakrę jakiej dokonali tu żołnierze brytyjscy w 1919 roku.
 W parku Jallianwala ze stróżem prawa.
 Nadrobiliśmy trochę zaległości w czytaniu książek.
 Czytanie księgi i modlitwy trwają cały dzień. Jest nawet specjalny kanał w tv, jakby komuś się nie chciało ruszać z domu.
 Dostało nam się... po cukieruku, od rozkosznego chłopca. Pierwszy raz zdarzyło się, że indyjski maluch nic od nas nie chciał i jeszcze sam nas częstował słodyczami.
Czas na spektakl zamykania granicy indyjsko-pakistańskiej w Attari-Wagah. Kto pierwszy ten zasiądzie na lepszym miejscu. Na szczęście białe twarze miały zagwarantowane miejsce w pobliżu VIPów.
Ponieważ cykl "gdzie jest Sława?" cieszy się dużym zainteresowaniem w Krakowie i Radomiu, przedstawiamy cz. III.
 Czapki mają rewelacyjne.
 Był też taniec na rurze.
W Polsce na mecze pierwszoligowe przychodzi często mniej osób. No i ten doping!
 Teatr trwał w najlepsze. Tu prowokujące otwieranie i zamykanie granicy.
 Nawet siostry zakonne nie mogły uwierzyć, że można tak maszerować.
 Może warto dołączyć nowe figury do musztry w Batalione Reprezentacyjnym?!
 I na koniec opuszczenie flag państwowych. Granica do rana będzie zamknięta.
W niedzielę trzeba było się nieźle naczekać w kolejce do świątyni.
 Jak tak dalej pójdzie to pewnie wrócimy wcześniej z jakimś małym Azjatą albo poczekamy i może jakiś Latynos do nas dołączy.

 

wroc1 wzor dalej1

 



Showcases

Background Image

Header Color

:

Content Color

:

Our website is protected by DMC Firewall!