- Szczegóły
-
Kategoria: 10. Australia
-
Odsłony: 5286
8-11 sierpień 2013 roku (365-368 dzień)
No i w końcu jest! Uluru – można nie wiedzieć jak się nazywa, ale chyba każdy wie, że to obok kangura najsłynniejszy obrazek z Australii. Spacer wokół to ponad 10 km. Zaliczony.
A wieczorem na kampingu z emu, który podobno kradnie skarpetki, delektujemy się fasolką po bretońsku, czyli jak sama nazwa wskazuje – sztandarowym daniem kuchni polskiej. Okazja po temu jest zacna, bo właśnie minął nam rok w podróży. Po drugim roku zafundujemy sobie chyba ruskie pierogi, albo śledzia po żydowsku.
Prawie z samego rana ruszamy do kolejnej australijskiej atrakcji czyli Kings Canyon. Całkiem tu ładnie, spaceruje się miło. Pod koniec trasy spotykamy dwie starsze pańcie. Rozumieją po polsku bo mają polskich rodziców, ale same jakoś nie garną się, żeby w ojczystym języku pogadać. Dziwią się, że w ogóle podróżujemy, bo przecież w Polszy taka bida. No jak widać nie aż taka, a na nas rodacy powinni zrobić zrzutkę za zmienianie wizerunku ojczyzny na świecie.
Jako pierwsza pokazuje się góra Conner, mylona często z najważniejszą skałą Aborygenów. |
Jeden z urlopowiczów, który podobobno lubi wcinać skarpetki. |
Ostatni postój przed Uluru. |
|
W oddali Kata Tjuta (inaczej zwane The Olgas, czyli tak jak jedna z naszych najwierniejszych komentatorek). |
Czas na spacer dookoła tego największego monolitu na świecie (obwód 9,4 km). |
Uluru zwane jest przez Aussies - Ayers Rock. |
Uluru to najbardziej rozpoznawalna naturalna atrakcja w Australii. |
"Wrażliwe miejsce", chociaż po hiszpańsku zdaje się nie brzmieć już tak wrażliwie. |
Ktoś wyciął kitę, trzeba gonić! |
Uluru - tym razem zbliżenie. |
Australijskie suchotniki. |
Uluru - troszkę z boczku. |
Wyrwa w skale niczym gigantyczna paszcza. |
Nie mielibyśmy zaliczone, gdyby nie było "my i Uluru w tle". |
Aborygeńska biżuteria na rocznicę podróży. |
Rocznicę świętowaliśmy całą gębą. Gęba ta została zapchana fasolką po bretońsku i zacnymi trunkami. |
Jakby ktoś jeszcze nie dawał wiary - fasolka z bliska. |
Jedziemy w stronę Kings Canyon. |
Ku przestrodze - włóż kapelusz, bo grzeje! |
Kings Canyon w Parku Narodowym Watarrka. |
Kings Canyon. |
Kings Canyon i my. |
Kings Canyon. |
Trochę udogodnień. |
Spacer był tak wyczerpujący, że zostały z nas cienie człowieków. Kapelusznicy po lewej. |
Kings Canyon. |
Kings Canyon. |
Kings Canyon. |
Kings Canyon - ściany wąwozu miejscami mają ponad 100 m wysokości. |
Kings Canyon. |
Chociaż ludzie żyją tu do góry nogami, słońce zachodzi klasycznie i ładnie. |
Nie dość, że darmowy Internet to jeszcze prąd publicznie dostępny! |
Niecałe 14 tyś. km do domu, ale nie wracamy na skróty. |
Dumni... |
Dziki Zachód? |
Przejeżdżka konna nawet po paru głębszych. |
Stały klient |
Aborygeńska sztuka uliczna |
Na pamiątkę |
W drodze do MacDonnell Ranges. |
Źródełko |
Simpsons Gap |
Autokarowy kamper |
Szlak Larapinta - co niektórzy mieli muchy... na nosie. |
Zachód słońca w Alice Springs |
Alice Springs nocą |
A potem naparzyliśmy czaju. |
Były nawet kosmoludki. |
Jeden się nawet wychylił. |
Te kosmoludki wydają się niepełnosprytne. |
Armia jajogłowych |
Są dowody... |
... i kosmiczne mumie |
A tu już bardziej przyziemnie - zabrakło paliwka? |
Ups, trochę za mocno przytupnęła. |
Devils Marbels |
Mała rearanżacja |
Już wiemy gdzie Chuck Norris ćwiczył ciosy z półobrotu. |
Przesunę i przejedziemy! |
Devils Marbels |
Australijczycy uwielbiają biwakować - tu w wersji z namiotem na dachu. |
UFO w Devils Marbels |
Chód asynchroniczny |
Gdzieś w drodze |
Czas na małe pranko |