- Szczegóły
-
Kategoria: 6. Nepal
-
Odsłony: 7486
19-29 kwiecień 2013 roku (254-264 dzień)
|
W końcu ruszamy na trekking. Pierwsze dni nie rozpieściły nas pogodą i jedyny widok, który nam towarzyszył to widok kropli deszczu spadających z naszych kapturów. Po trzech dniach dostaliśmy jednak nagrodę i prawie do samego końca świeciło nam słońce. Zdecydowaliśmy się na wędrówkę wokół Annapurny. Trasa jest bardzo skomercjalizowana. Wszędzie są hoteliki i knajpki. Nie odbiera jej to jednak piękna. Od momentu wdrapania się na prawie 3000 m n.p.m. długo nie opuszczał nas widok siedmio i ośmiotysięczników. Jedynie Annapurna I widoczna jest dopiero pod koniec trasy, gdzie o tej porze widoczność bywa słaba. Niestety tylko na chwilkę ukazała nam się spomiędzy chmur.
A po drodze, poza widokami, spotyka się jeszcze ludzi. Tym o to sposobem przez prawie dwa tygodnie wędrowaliśmy z Anią i Alkiem – krajanami z Florydy, a na jednej z wycieczek aklimatyzacyjnych spotkaliśmy znowu … Konrada. Ania z Alkiem mieli trochę więcej czasu, więc w stanie błogiego relaksu zostawiliśmy ich w Marphie. A szkoda, bo potrekkingowe piwko w Pokharze smakowałoby o wiele lepiej…
Poza chodzeniem wszystko kręci się wokół posiłków, a wśród nich króluje podstawa nepalskiej kuchni czyli dal bhat. Jak sama nazwa wskazuje dal bhat to dal, czyli zupka z soczewicy, bhat czyli ryż oraz to czego nazwa już nie wskazuje, tj. warzywa i papad (chrupiący wielki chips). Potrawa jest pyszna i jest jedyną pozycją w menu, której przysługują dokładki. „Dokładaliśmy” więc sobie codziennie, aż dal bhat stał się wyznacznikiem naszego czasu. Która godzina? W pół do dal bhata…
Chłodny górski klimat nie oszczędza i moja druga połowa postarzała mi się w górach. Specjalnie na tę okazję przez dwa dni niosłam z piekarni po drodze słodką bułeczkę najbardziej przypominającą tort (czyli była okrągła i płaska) i tymże wypiekiem obeszliśmy „18-te” urodziny Krzyśka.
No i zaczynamy naszą rozłąkę z cywilizacją. Ruszamy w kierunku punktu początkowego naszego trekkingu - Besisahar. |
Widoki z busa. |
A tu widoki na busa. |
Bulbhule i pierwszy wiszący most przed nami. |
Tego dnia za wiele się nie nachodziliśmy. Po blisko pół godzinie, wystraszeni przez czarne chmury, znaleźliśmy pierwszy nocleg. |
Dzieci deszczu się nie bały! Zabawka zrobiona z płyty CD i patyka robi, jak widać, furrorę. |
Początek drogi trochę nas zawiódł, ale na szczęście tylko pierwszego dnia natknęliśmy się na ciężki sprzęt. |
Później czyhały na nas już inne niebezpieczeństwa. |
I z każdym kilometrem robiło się coraz przyjemniej. |
Postój u gościnnej krówki. Były wspominki, opowieści i pożegnalne uściski. A ponieważ deszcz przestał padać to ruszyliśmy dalej. |
Rzut oka na stadko nad rzeczką - chyba sztuki się zgadzają. |
Dwie zbłąkane owieczki - pamiętajcie nie róbcie sobie zdjęć na mostkach! |
Pod mostkiem można. |
Miejscowa zielarka (z przymrużeniem oka, oczu). |
Bogactwo flory. |
Z cyklu "gdzie jest Sława?!" |
Wodospady wymuszały na nas postoje. Jak się tak patrzy i patrzy na lecącą wodę... |
Drugi nocleg w Chyamche (1430 m n.p.m.). |
Kolejny dzień i kolejne opady deszczu. Trochę zaczęliśmy się niepkoić. |
Rzeka Marsyangdi Nagi w pobliżu wioski Tal. |
Przerwa na herbatkę w skalnej wnęce. Znowu pada... |
Mostek dla wielbicieli mocnych wrażeń. |
Młynki modlitwene w Danakyu (2300 m n.p.m.), czyli czas na kolejny nocleg. |
Danakyu. |
Obwarzankowe racuchy. |
Znowu nie zapowiadało się na piękną pogodę. |
Codziennie wkraczaliśmy w inny świat flory. |
W drodze spotkaliśmy siwka na trampolinie. (A skoro mowa o Siwkach to pozdrowienia dla Szanownych Państwa). |
Zielono |
No i dotarliśmy do Chame (2670 m n.p.m.). |
Po czterdziestym ósmym kręceniu. |
W wiosce trwało w najlepsze kilkudniowe święto. |
Po długiej debacie przy tarczy... |
... i zastraszaniu bezstronnych widzów... |
Wyłoniono zwycięzcę! Gratulujemy!! |
Po zawodach łuczniczych przyszedł czas na relaks w mini gorących źródłach. |
Niesamowite głazy w rzece. |
Świątynnie i księżycowo. |
Widok z okna o poranku. Pogoda piękna i pierwsza wielka góra - Annapurna II (7937 m n.p.m.). |
Od tej pory aura nam sprzyjała. Pierwszy dzień z wielkimi górami. |
Wiosna! |
Wyżej, coraz wyżej. |
Z jednej strony rzeki na drugą. |
Niesamowity lodospad. |
Nasi tu byli! Szlak dookoła Annapurny jest oznakowany jak trzeba. |
Drewniany most przez rzekę Marsyangdi Nadi. |
Za Chame nie ma już ruchu samochodowego. Od tej wioski prym wiodą i produkty niosą głównie muły. |
Zbliżamy się do największego "amfiteatru" świata. |
A oto i on - płyty Oble Dome (Swargadwari Danda). |
I dalej doliną rzeki Marsyangdi Nadi. |
Pogoda sprzyja a widoki z każdym krokiem piękniejsze. |
Całkiem udane zdjęcie z ręki. |
Wdrapaliśmy się do wioski Upper Pisang (3300 m n.p.m.). Nie tylko my się zmęczyliśmy. |
Gompa w Upper Pisang. |
Annapurna II nocą... |
... i dniem. |
W dole wieś Upper Pisang. |
A my mamy Annapurne II na wyciągnięcie ręki! |
Widok na dolinę - najbardziej widoczne jest lotnisko w Humde. |
Dotarliśmy do Pisang Base Camp (4600 m n.p.m.). Dzień aklimatyzacyjny zaliczony. Natomiast egzamin z ekologii katastrofalnie oblany przez turystów. |
Oxytropis cachemiriana - lubi sobie rosnąć powyżej 3000 m n.p.m. |
Nasza klitka w hostelu w Upper Pisang. |
Czorteny w pobliżu Ghyaru. |
Jak tu nie kochać gór?! |
Pozostałości po twierdzy. |
Szyszkowo |
Pod tą bramą się nie przejdzie. |
Opalanko z Anią i Alkiem. |
To był baaardzo długi dzień. |
Na szczęście mieliśmy psa przewodnika. |
Oryginalne formacje skalne. |
Niestety jak się nie ma muła to trzeba wszystko targać własnymi siłami. |
Manang (3540 m n.p.m.) |
Jeziorko u podnóża Gangapurny (7454 m n.p.m.). |
Pasmo Himalajów. |
Gangapurna, lodowiec i my. |
Annapurna III (7555 m n.p.m.) |
Widok na dolinę w kierunku Manaslu (8156 m n.p.m.) |
Widok na wioskę Braga (3360 m n.p.m.) |
W drodze nad jezioro Kicho (Ice Lake) można się natknąć na dziką zwierzynę. |
Pierwsze z jeziorek wcale nie było zamarznięte. |
Polska ekipa nad Ice Lake (4800 m n.p.m.) > od lewej > Michał, Konrad, Krzysiek, Ania, Sława i Alek. |
Konrad... To już nasze trzecie spotkanie! |
Dobrze, że lawiny nie wywołaliśmy tymi wybrykami. |
Drugi etap aklimatyzacyjny zaliczony! |
A przed nami trzecia próba wytrzymałości naszych organizmów. W drodze nad jezioro Tilicho. |
Czas do szkoły! |
I nagle roślinność znika... |
I przed nami kolejne giganty. |
Obóz w pobliżu Shree Kharka. |
Młynki modlitewne przy gompie. |
Śliczna pogoda i zasłużony wypoczynek w Shree Kharka. |
Publiczne pranie brudów - w tym przypadku były to gacie Alka. |
Ponieważ szliśmy spać tuż po zachodzie słońca i Dal Bhacie (zazwyczaj około godz. 20) to budziliśmy się ciut świt. |
Urodziny! To ci niespodzianka ciastkowo-czekoladowa!! |
"Oddaj mi proszę to jajo!" |
Wybryki jubilata. |
Ruszamy w kierunku najwyżej położonego na świecie jeziora. |
Zakręcona |
W drodze do jeziora Tilicho. |
Niebezpieczny fragment z osuwiskami. |
Kamienie spadają z ogromną prędkością. |
Tilicho Base Camp (4150 m n.p.m.) i najfajniesza jadalnia na całej trasie. |