czol1050c

17-25 wrzesień 2012 (40-48 dzień)

065khovsgol

    W końcu postanowiliśmy ruszyć trochę dalej od stolicy i poznać bardziej dzikie rejony Mongolii. Wybór padł na jezioro Khovsgol położone na północy kraju. Mały, ale wypchany po brzegi ludźmi i bagażami autobusik po 19 godzinach wybojów i polnych dróg dotarł do Moron – niezbyt urokliwego miasteczka. Pozostało tylko znaleźć transport to Khatgal, wioski nad samym jeziorem. W autobusie poznaliśmy dwóch chłopaków ze Szwajcarii i uzgodniliśmy, że razem czegoś poszukamy. Transport znalazł się dość szybko. Zadowoleni zasiedliśmy w vanie i ruszamy. Kierowca jeszcze tylko podjechał do swojego domu, a potem jeszcze na targ i znowu do domu i jeszcze na dworzec autobusowy, a potem całą operację powtarzał kilka razy, żeby po 3 godzinach w końcu wyruszyć. Okazuje się, że to jest dość normalny proceder w tym kraju. Publiczny autobus wyjeżdża z dwugodzinnym opóźnieniem. Kierowcy zbierają jeszcze po drodze mnóstwo paczek, gadają ze swoimi ziomkami, a biedni pasażerowie muszą znosić to wszystko i cieszyć się, że w ogóle dostali bilet na autobus.

    Ponieważ Joel i Andri mieli plany podobne do naszych, czyli ruszyć wschodnią, mniej zaludnioną stroną jeziora stwierdziliśmy, że w takim razie idziemy razem. Jezioro Khovsgol jest naprawdę piękne, z czystą przezroczystą wodą, którą można pić. Miejscowi nazywają je „niebieską perłą Mongolii” i faktycznie ta piękna nazwa pasuje do tego miejsca.

    Pierwszego dnia nie zdążyliśmy przejść nawet kilku kilometrów, gdy młoda dziewczyna zaprosiła nas na jogurt z mleka jaka. Może nie wyglądał zbyt smakowicie, ale był naprawdę pyszny. Na początku dość nieśmiało włożyliśmy sobie po odrobinie, ale nie mogliśmy się powstrzymać, żeby nie dołożyć sobie jeszcze trochę. Codziennie maszerowaliśmy kilka godzin, nie przemęczając się jednak zbytnio i jak tylko znajdowaliśmy fajne miejsce rozbijaliśmy namioty i gotowaliśmy na ognisku ziemniaczano-marchewkowo-konserwowy gulasz. Noce niestety są już dość chłodne i każdego dnia dokładaliśmy kolejną warstwę ubrań, żeby przetrwać. Ostatecznie 3 pary skarpetek i onucki z ręczników okazały się wystarczające. Dodatkowo na ułanbatorskim stadionie kupiliśmy sobie po parze babciowo-dziadkowych ocieplanych kalesonów. Chociaż nie twarzowe, grzały jak trzeba! W ciągu dnia za to słońce prażyło i można było się poopalać i wykąpać w jeziorze, chociaż woda była tylko trochę cieplejsza niż w Bajkale. Sielanka jednak niedługo miała się skończyć. Przez trzy dni wędrówki nie widzieliśmy żywej (ludzkiej) duszy aż w końcu dotarliśmy do bardziej turystycznego zakątka. Okazało się, że w gerach nie można już nocować, ale możemy spać w domku. Bardziej dla zasady poszliśmy obejrzeć domek bo już z daleka wydały nam się dość luksusowe, ale okazało się, że cena jest śmiesznie niska i jeszcze na powitanie dostaliśmy ciepły chleb ze świeżym masłem od gospodyni. Powiem tylko, że zbyt długo ten chleb nie przetrwał, a my nie zastanawialiśmy się czy chcemy spać w namiocie czy pod solidniejszym dachem. W końcu nadszedł dzień powrotu. Rozleniwieni po dwóch dniach leżakowania, chcieliśmy wrócić samochodem, ale kierowca znacznie przesadził z ceną, więc pozostało nam ruszyć na piechotę. Trzeba było tylko znaleźć drogę, która od jeziora dochodzi do drogi głównej. Jakież było nasze zdziwienie rano, kiedy okazało się, że na zewnątrz jest zupełnie biało, chmury zasłaniają wszystko i cały czas ostro pada śnieg. W Mongolii taka pogoda oznacza jeszcze jedno – nie widać gdzie jest droga. Gospodyni pokazała nam mniej więcej kierunek i po jakimś czasie natrafiliśmy na ślady samochodu. Szliśmy żwawo, żeby dojść do głównej drogi zanim śnieg zasypie i tak już słabo widoczne koleiny, kiedy ślady nagle się skończyły. Pozostało nam iść wzdłuż linii energetycznej. Trochę niepewni i zniechęceni szliśmy dalej, aż z naprzeciwka nadjechał samochód. Na migi dogadaliśmy się, że jechał z Khatgal i po jego śladach dojdziemy do wioski. Po jakiś 15 kilometrach udało nam się też złapać samochód do samego Moron, co nasze mokre nogi i obolałe od plecaków plecy przyjęły z ulgą.

    To jednak nie koniec przygód na ten dzień. Nawet nie zdążyliśmy wysiąść z samochodu w Moron, kiedy dopadli nas miejscowi, zaczęli wyrywać plecaki, wykręcać Krzyśkowi rękę, a to wszystko po to, żebyśmy nie zauważyli, ze za rogiem stoi autobus do Ułan Bator i pojechali prywatnym samochodem. Nie mogliśmy się od nich odgonić i nawet jak odeszliśmy na bok z kierowcą, żeby mu zapłacić, cała banda podążyła za nami. Odczepili się dopiero, gdy nie zważając na nich ruszyliśmy do autobusu. Autobus, choć publiczny, też rządził się własnymi prawami. Pani w kasie przyjęła od nas pieniądze i zaczęła wypisywać bilety. Za chwilę jednak pojawił się kierowca, powiedział coś do niej, na co kasjerka wręczyła mu naszą kasę i powiedziała, że biletów nie ma. Jak to nie ma? Ledwo zdążyliśmy wyrwać mu banknoty. Okazało się, że niby nie ma, ale możemy wsiadać do autobusu. No cóż, trzeba ze sobą dobrze żyć. Pani z kasy pewnie też coś skapnęło z wziętych na lewo przez kierowcę pieniędzy. Pomimo trudności i niezbyt przyjemnych kierowców i tak byliśmy szczęśliwi, że w ostatnim momencie udało nam się załapać na autobus do Ułan Bator. Noc w tym dziwnym mieście nie była zbyt przyjemną perspektywą. Noc w autobusie również nie należała do łatwych. Kierowca na cały regulator puszczał mongolskie hity na zmianę z Backstreet Boys i Mariah Carey. Zalany Mongoł wydzierał się usiłując śpiewać do tych hitów, a całkiem trzeźwy współpasażer, chyba ćwiczył do karaoke bo odśpiewał każdy mongolski kawałek. Jeszcze tylko guma po drodze i po 17 godzinach dotarliśmy do Ułan Bator. Trochę odsapnęliśmy i wzięliśmy się za organizowanie wyjazdu na Gobi. Ruszamy w piątek z samego rana, no chyba, że kierowca mongolskim zwyczajem przyjedzie 2 godziny później…

wroc1 wzor dalej1

 

 

Jezioro Khovsgol

Nad jezioro Khovsgol przybyła szwajcarsko-polska ekipa. Czas na śniadanie na mostku.

067

 Uciekająca woda z jeziora (Eg Gol) .

068

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

069

 Pierwsza kolacja - gulasz w wykonaniu Joel'a i Andri.

070

 Pierwszy obóz w pobliżu Khatgal.

071

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

Jogurt z mleka jaka - na poczęstkunek zostaliśmy zaproszeni przez młodą Mongołkę. Nie wygląda może apetycznie ale w rzeczywistości był pyszny.

Jeziroo Khovsgol

 Małe jaki to takie owłosione duże krowy... a rodzice w pracy produkują mleko na jogurt.

Jeziroo Khovsgol

 W poszukiwaniu miejsca na kolejny obóz.

Jeziroo Khovsgol

Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

Obóz nr 2

Jeziroo Khovsgol

Zapada noc i robi się zimno.

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Ktoś tędy jednak przechodził. Ten 'kamienny zwyczaj' można spotkać pewnie na całym świecie.

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Obóz nr 3 - spędziliśmy tu więcej czasu. Była kąpiel, pranko, opalanie i oczywiście gotowanie.

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Codziennie grzaliśmy się do późnych godzin. Nikt nie spieszył się do zimnego namiotu.

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Trochę luksusu na leżakach.

Jeziroo Khovsgol

 Pyszne świeże masełko od mongolskiej rodziny.

Jeziroo Khovsgol

 Gulasz gotowy!

Jeziroo Khovsgol

Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Widok na ośnieżone szczyty (Ikh Uul - 2961 m n.p.m.)

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

Z cyklu "Wiewióry Świata": czas na mongolskiego zwierzaka.

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Park Narodowy Jezioro Khovsgol

Jeziroo Khovsgol

 Ostatniego dnia nad ranem mieliśmy małą niespodziankę...

Jeziroo Khovsgol

 Na początku była radość...

Jeziroo Khovsgol

 Później lekki niepokój. Widoczność była znacznie ograniczona.

Jeziroo Khovsgol

 Ale gdy dotarliśmy do głównej drogi uśmiechy wróciły.

Jeziroo Khovsgol

 Przed dalszą drogą przydały się ćwiczenia gimnastyczne.

mong khovsgo

Spacer wzdłuż wschodniego brzegu jeziora.

Jeziroo Khovsgol

 No i tyle jeśli chodzi o zimową aurę. Czas na powrót do Ułan Bator. Tuż przed stolicą pękła opona.

Jeziroo Khovsgol

 A tak wygląda prawdziwy mongolski step.

Jeziroo Khovsgol

 Jedna z nielicznych asfaltowych dróg.

Jeziroo Khovsgol

 Mongolskie krajobrazy

wroc1 wzor dalej1

 



Showcases

Background Image

Header Color

:

Content Color

:

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd