- Szczegóły
-
Kategoria: 15. Chile
-
Odsłony: 4345
23 listopad – 1 grudzień 2013 roku (472-480 dzień)
Santiago ... czyli salsa na motorach
|
Do Santiago docieramy super autobusem z jeszcze lepszymi widokami. Tylko autobusowe jedzenie było niezjadliwe (na kolację) i nieistniejące (na śniadanie) bo zabrakło dla nas porcji. Z głodu jednak nie umarliśmy, bo nie spodziewaliśmy się dokarmiania i zabraliśmy całą torbę kanapek.
Do Chile nie tak prosto jednak wjechać, bo jako kraj odizolowany z jednej strony górami, a z drugiej oceanem, zajadle chroni się przed bakteriami, wirusami i innymi dziwolągami z zewnątrz. Tym oto sposobem przetrzepali nam plecaki, bo nauczeni australijskimi i nowozelandzkimi przepisami przyznaliśmy się do wszystkiego co posiadamy. A nie tak prosto w czeluściach bagażu znaleźć małą torebeczkę z chili. Tak się zaaferowaliśmy przyznawaniem do posiadania, że zapomnieliśmy wspomnieć o kanapkach z wędliną w podręcznym bagażu, a mięso jest podstawowym produktem, którego przewozić nie wolno. Ups…
A w Santiago od razu trafiamy na latynoską imprezę na dachu. Przygarnęła nas Marta oraz, Xime, Francisco i Johan. Okupowaliśmy ich salon przez ponad tydzień, bo tyle mniej więcej zajmuje kupno i rejestracja motoru w Chile. Oj, dobrze nam się mieszkało i gdyby nie czekające pod blokiem maszyny może zostalibyśmy na stałe. Za wszystko Kochani bardzo, bardzo dziękujemy. Muchas gracias!
A same maszyny kupuje się naprawdę prosto. Najpierw na podstawie samego paszportu załatwiasz NIP, potem kupujesz to co ci się podoba, rejestrujesz w urzędzie za stosowną opłatą, ubezpieczasz, odbierasz homologację od sprzedawcy i jeszcze raz zaglądasz do urzędu po ostateczne papiery. W dodatku kontakty z klientami są tu bardziej na luzie – przy drugiej wizycie w salonie, sprzedawca wita się buziakiem. W urzędzie byli bardziej powściągliwi, ale kto wie, może gdybyśmy byli drugi raz u tego samego urzędnika…
Musimy jeszcze odebrać stały dowód rejestracyjny i możemy ruszać także poza Chile. Jak z przekraczaniem granic będzie w praktyce – zobaczymy.
Tak skupiamy się na motorach, że niewiele czasu zostaje nam zwiedzanie miasta. Swoje jednak zobaczyliśmy co widać na zdjęciach poniżej.
W końcu mamy trochę czasu na rozrywkę. Idziemy do lokalu i tu pojawia się problem – co założyć? Ale nie taki zwykły problem, że w tym wyglądam grubo, w tamtym blado, a jeszcze w innym koślawo. Problem jest znacznie poważniejszy: klapki, trampki czy buty trekkingowe? Tym razem z opresji wybawiła mnie Marta pożyczając mi szpilki. Półtora roku bez obcasów – trochę się chwiałam, ale to jest jak z jazdą na rowerze – nigdy nie zapominasz. Po jedzonku zmieniliśmy lokal na bardziej swojski. Królowała tam cumbia i karaoke. Konkurs na najlepszego śpiewaka przy naszym stoliku wygrał Francisco.
Ostatni wspólny wieczór spędzamy kibicując Marcie. Pokaz bachaty pierwsza klasa, co sami możecie ocenić tu: [link]. Marta jest druga od Waszej prawej. A te krzyki z widowni to oczywiście my.
Rano pozostało nam tylko zapakować się w nasze profesjonalne torby motocyklowe i ruszyć ku przygodzie, co też uczyniliśmy.
![]() |
![]() |
![]() |
Nasz pierwszy i ostatni (mamy taką nadzieję) publiczny środek transportu w Ameryce Południowej. Jedziemy nocnym autobusem z Buenos Aires do Santiago de Chile. A po drodze... |
... górzyste krajobrazy. |
Chile odizolowane jest od pozostałych krajów dzięki najdłuższemu łańcuchowi górskiemu na Ziemi. Andy mają ponad 9 tys. kilometrów. |
Kiedyś można było tę malowniczą trasę przebyć koleją. |
Aconcagua (6962 m n.p.m.) - najwyższy szczyt w Ameryce Południowej. |
Zbliżamy się do granicy. |
Czekoladowa rzeka |
Tu większość szczytów ma ponad 6 tys. metrów. |
Los Libertadores - przejście graniczne Argentyna-Chile na wysokości 3200 m n.p.m. |
Andy |
Tunel Chrystusa Zbawiciela pomiędzy Chile i Argentyną. |
No i jesteśmy w... skepie w Santiago de Chile. Polski akcent na dzień dobry. |
Zaczynamy od imprezy na dachu bloku |
Tym razem nikt się nie kąpał |
A oto i zwarta grupa naszych gospodarzy. W środku Xime oraz Francisco. Niech nie zmylą Was jego złotokłose warkoczyki. |
Najważniejsza osoba to Marta - dzięki niej (a nitka prowadzi do Bogusi) mieliśmy luksusowy apartament na cały nasz pobyt w stolicy. |
Wesołe towarzystwo na imprezie |
Polskie śniadanko |
Rzeka Mapocho |
Jak w każdym porządnym mieście także tutaj jest most "zakłódkowanych". |
W pobliżu Plaza Baquedano. |
Plaza Baquedano |
Dzieła sztuki są wszędzie. Nawet w metrze. |
Czary mary, hokus pokus i troski znikają. |
Zaczynamy nowy etap w naszej podróży - od tego momentu staliśmy się trampkarzami. |
Plaza de Armas i pomnik ku czci prawowitych mieszkańców tych ziem. |
Katedra Santiago na Plaza de Armas |
No co się patrzysz? Gołębiem jestem. |
Plaza de Armas |
Odbicie Katedry na Plaza de Armas |
Katedra Santiago |
Katedra Santiago |
Pamiątkowa fotka w katedrze. |
Plaza de Armas |
W knajpianym zaułku Bellavista |
Misio-małpki |
Widok na Santiago ze wzgórza San Cristobal |
Cerro San Cristobal i Sankturium Niepokalanego Poczęcia. |
S plus S |
S plus S plus K |
Nad rzeką Mapocho |
Uczta oraz mate z Martą i Xime |
Kupno motorów przed nami, zaczynamy od spraw urzędowych. ETAP1: RUT, czyli chilijski NIP. |
Wieżowce w Santiago |
Ostały się jeszcze małe rzemieślnicze zakłady ale z pewnością wkrótce ich stąd wykurzą. |
Przy jednym z biurowców. |
"Warszawskie" słodycze |
Pod taką choinką to i prezenty muszą być gigantyczne. Może zaczekamy do pierwszej gwiazdki. |
Chirimoya rozszerza nozdrza. |
Kościół przy parku |
Przy wzgórzu Santa Lucia |
Przy wzgórzu znajdują się liczne rzeżby, ciekawe budynki i park. |
Jest też Bolek i Lolek. Tolę dzielnie zastępuje Sława. |
Widok ze wzgórza. |
Cerro Santa Lucia |
Agawowa róża |
Przy urzędzie miejskim Vitacura |
ETAP3: drugi to kupno motorów, a teraz przyszedł czas na zarejestrowanie jednośladów. Wszystkie papiery dostaliśmy od ręki. Musieliśmy zrobić jeszcze jeden kurs do urzędu następnego dnia ale permision de circulacion również załatwiliśmy w kilka minut. Wszystko gotowe, można zaczynać! |
Nasze nowe blachy |
Santiago |
Jeszcze tylko nowe czapeczki |
Santiago otoczone jest górami. |
Poczta Główna na Plaza de Armas |
Mercado Central i owoce morza |
Mercado Central |
Mercado Central |
Są też truskaweczki. Tym razem się nie zawiedliśmy. Słodziutkie. Prawie jak kosowskie :) |
Santiago |
Czekolada |
Sztuka miejska |
Sztuka miejska |
La Chascona - dom Pablo Nerudy |
Pablo Neruda |
Odbiór motorów |
Z Martą i Francisco na wieczornym piwku |
Bellavista |
Co tu zamówić? |
Małżowa przekąska |
Danie główne, czyli dłuuuuga pizza. |
Salsa Bravo |
Występy w klubie rozgrzały publiczność |
Bezdyskusyjnie gwiazda wieczoru. Przed Państwem - La Polaca! >>> link do występu |
Sława Salsa w Salsa Bravo. Bravo! |
![]() |
![]() |
![]() |