- Szczegóły
-
Kategoria: 23. Wenezuela
-
Odsłony: 4277
26 grudzień 2014 roku - 2 styczeń 2015 roku (870-877 dzień) Morrocoy
... czyli na Wyspach Silikonowych
W końcu są! Plaże z marzeń, drinki z palemkami, turkusowa woda i zawartość silikonu w ciałach przewyższająca wszelkie normy. Jednym słowem dotarliśmy na Karaiby, a ściślej do Parku Narodowego Morrocoy. Czas na plażowanie nienajlepszy bo Wenezuelczycy przerwę świąteczno-noworoczną spędzają na opalaniu i pluskaniu się w wodzie. Zagęszczenie na piasku więc spore. Dobrą stroną tę całej sytuacji jest łatwość znalezienia towarzyszy do podziału kosztów łódki. Tutaj bowiem nie plażuje się na brzegu. W Morrocoy pływa się na małe wysepki.
Już po dwóch dniach mamy wrażenie, że na niektóre wyspy jeżdżą bogatsi, a na inne biedniejsi. Po czym to poznać? Na wyspach, gdzie dojazd jest droższy można kupić langusty i co druga dziewczyna zadbała o swoje bezpieczeństwo w wodzie montując silikonowe boje wyporowe. Wszystko to nie budziłoby jeszcze wielkiego zdziwienia, ale po raz pierwszy na żywo widzimy implanty w pośladkach. Otaczający implanty tłuszczyk i cellulit zdaje się zupełnie dziewczynom nie przeszkadzać. Mamy wrażenie, że to oznaka statusu społecznego. Stać mnie, więc robię. A może raczej stać moich rodziców. Silikonowy biust i tyłek to podobno bardzo popularny prezent na osiemnastkę. Przez pierwsze godziny nie możemy się nadziwić i bez przerwy komentujemy: patrz, a ta jakie ma, nieee, ale tamta to grubo przesadziła… Później emocje opadają. Dokumentacja fotograficzna znikoma, bo i pokłady bezczelności u nas nikłe.
Na innych wyspach dziewczyny trochę mniej plastikowe i nie ma langust. Wszędzie natomiast prawie za wszystko można zapłacić kartą. Podstawowym wyposażeniem sprzedawcy jest bowiem styropianowa chłodziarka i terminal płatniczy.
Jednego ranka jakoś nie możemy się wybrać na plażę. A to nasi łódkowi towarzysze z hotelu nie zjedli jeszcze śniadania, a to my po coś do sklepu jeszcze skoczyliśmy, a czas mija. I całe szczęście. Tuż przed ostatecznym wyjściem zaglądamy jeszcze do naszego pokoju a tam ściana w ogniu. Ja próbuję gasić chustą (chyba nieskutecznie bo chusta przetrwała), Krzysiek przy braku gaśnicy metodą tradycyjną, czyli wodą. Już w chwili lania wiedział, że głupio robi, ale cóż w takich sytuacjach często się najpierw działa, a potem zastanawia czy słusznie. Głupio, bo zapaliła się instalacja elektryczna i wszystko mogło się skończyć nieciekawie. Okazało się, że przez nieszczelny dach woda skapywała i zatrzymywała się w osłonce, w której siedziały kable. Aż w końcu zapalił się kontakt i buchnęły półmetrowe płomienie. Gdybyśmy wyszli wcześniej prawdopodobnie spaliłby się cały drewniany hotel, a na pewno nasz pokój, a my zostalibyśmy w kostiumach kąpielowych i z paroma boliwarami w kieszeni.
Za to w Sylwestra bez fajerwerków. Kilka nieśmiałych petard. Właściciel hotelu zebrał jednak wszystkich do kupy, narobił alkoholowego koktajlu i zabawa się rozkręciła. O północy skrzyknął wszystkich na plażę i Nowy Rok powitaliśmy pluskając się w Morzu Karaibskim.
Za często nie wyciągamy aparatu na wenezuelskich drogach, ale w tych okolicznościach przyrody to byłby grzech. |
Reklama dźwignią handlu i do tego kusi, a najbardziej pani po lewej. |
Przycumowaliśmy do Chichiriviche |
Gotowy do zalania! |
Park Narodowy Morrocoy obejmuje kilka wysp. Zaczynamy od plaży Sombrero. |
To wersja dla bogatszych. Były langusty, muza z motorówek i wszędzie silikon. |
Cayo Sombrero |
Jak to na Karaibach bywa brak stałego prądu nie jest przeszkodą, żeby łupała muzyka z każdej strony. Najlepsze głośniki mieli Ci na wypasionych motorówkach. |
Były sporty plażowe, a ci którzy nie mieli boi wyporowych używali klasycznych materacy. |
Cayo Sombrero |
Sadzawka gdzieś za krzakami na wyspie. |
Na Cayo Sombrero można również rozbić namiot i za drobną opłatą zamieszkać na rajskiej wyspie. |
Trochę się krępowaliśmy, bo nikt nie latał o dziwo z aparatem po plaży. |
Na zdjęciu nałogowiec. Herbatka odstawiona na bok bo w Wenezueli w każdym zakątku króluje kawa z prawdziwego ekspresu ciśnieniowego. |
Kolejny dzień, czyli szukamy chętnych do podziału kosztów za transport. |
Pożywny koktajl |
Cayo Sal |
Park Narodowy Morrocoy |
Winogronopodobne |
Cayo Sal ma również cichsze zakątki. |
Woda jest ciepła i krystalicznie czysta. |
Cayo Sal |
Cayo Sal |
Cayo Sal stało się naszą ulubioną plażą. Trochę z musu bo przewoźnicy kręcili nosem, gdy chcieliśmy dostać się gdzieś dalej. |
Mimo okresu świąteczno-noworocznego nawet na najbardziej zatłoczonch plażach można było znaleźć kącik dla siebie. |
Cayo Sal |
Cayo Sal |
W restauracjach kulturra - broń zostaw w domu! |
Idealne stroje na Wyspy Silikonowe. |
Udało nam się również wybrać na rejs po okolicach. |
Wrak zatopiony w zatoce. |
Zebranie na wraku |
Park Narodowy Morrocoy |
Wpłynęliśmy też do jednej z jaskiń. |
Kraina chodzących drzew. |
Spacer po zakamarkach. |
Świadectwa bytności dawnych mieszkańców. |
Trzeba poczekać aż dorośnie. |
Jaskinia la Santísima Virgen. |
Przypływa się tu z intencją. |
Plaża Varadero była chyba najładniejsza, jednak zdecydowanie brakowało cienia. |
Tańce wygibańce w rytmach afrykańskich. |
Gdzieś tam po drugiej stronie wody jest nasz hotelik. |
Park Narodowy Morrocoy |
Demontaż spalonego gniazdka. Pięć minut później już byśmy nie uratowali chałupki. |
Plażowe przysmaki - ceviche z różnymi morskimi stworami. |
A tak wygląda plaża w Chichiriviche. |
Kolejny dzień czytelniczy na Cayo Sal |
W Wenezueli wszystko jest zamknięte, ogrodzone zasiekami, drutem kolczastym albo pod prądem. Widok z naszego hoteliku na plaże w Chichiriviche. |
Kolorowe wenezuelskie rejestracje. |
Pijemy rum na tarasie. Przy okazji przyglądaliśmy się jak montują mały basen. W takim tempie to jeszcze z rok im się zejdzie... |
Garść praktyczna: > dostęp do transportu w Chichiriviche i Tucacas - z każdej miejscowości łódki pływają na inne wyspy; > łódki dla 8 osób - cena od 800 BsF (najbliższe plaże) do 5000 BsF (paseo largo); > w Chichirviche sporo prywatnych kwater - mieszkaliśmy przy plaży w pokoju 2os. z łazienką - 1200 BsF. |