- Szczegóły
-
Kategoria: 15. Chile
-
Odsłony: 4556
17-22 grudzień 2013 roku (496-501 dzień)
Tres Cruces ... czyli górzysto-pustynne przeprawy do lagun
Wybieramy się na pustynię i wybrać się nie możemy. A to zachciało nam się kuferek zakupić, coby najczęściej używane rzeczy pod ręką mieć (a tak naprawdę dlatego, że śmieją się z nas na fejsbuku, że w bazarowych torbach kartofle wozimy). A to jak już kuferek udało się znaleźć to trzeba się było wybrać na poszukiwanie kluczy, żeby go przymocować. Gdy już i ta przeszkoda została przezwyciężona zrobiło się ciemno, a tu jeszcze jedzenie na tydzień trzeba kupić i zatankować po brzegi. Nie zdążyliśmy. W mieście kempingu nie ma, więc wyjeżdżamy spać na pustynię. I teraz tak przez najbliższy tydzień. Tankowaniem się nie martwimy, bo zgodnie z naszą mapą wykonaną nie przez byle kogo, bo przez instytut wojskowy, na naszej drodze powinny być dwie stacje benzynowe. Chyba jednak wojskowi ujrzeli fatamorganę, jak to na pustyni bywa, bo stacji ani widu, ani słychu. Znowu musimy wrócić do miasta. Przy okazji dokupujemy trochę warzyw i w sklepie ładujemy aparat, który włączył się w plecaku i nagrywał szum wiatru.
Teraz ta zła passa musi się skończyć, mamy już wszystko i nic nie może nas zatrzymać! Do parku Nevado Tres Cruces prowadzą jednak dwie drogi. Wybieramy krótszą i podobno trudniejszą. Początek zapowiada się jednak dobrze. Do czasu. Nagle w miarę ubita droga zamienia się w żwir i kamienie. Wykładam się trzy razy. Robimy przerwę, bo w myślach już sprzedałam motor i wróciłam do kraju. Żeby przywrócić mi wiarę w moje umiejętności i jeszcze raz oswoić z motorem wracamy i jedziemy lepszą drogą. Na początek jedziemy tuż pod granicę z Argentyną do Laguna Verde. Uzupełniamy wodę u karabinierów i dajemy się oszukać pierwszym asfaltowym kilometrom. Szybko się skończyły, a droga zamieniła się w dwa razy gorszą niż ta, która tak doświadczyła mnie dnia poprzedniego. Podejmujemy decyzję: nie będzie droga pluć nam w twarz! Albo ona zmęczy nas, albo my zmęczymy ją. Udało się, już nam kamienie i żwiry nie straszne, naumieliśmy się.
Nagrodą jest przepiękny widok na lagunę i kąpiel w ciepłym źródełku. Powrót do namiotu i noc już takie wynagradzające nie są. Na 4300 m n.p.m. wysokość daje się we znaki. Nad ranem zjeżdżamy niżej, już do docelowego parku narodowego. Zaczynamy się przyzwyczajać, że chilijskie drogi jeszcze nie raz zaskoczą nas swoją nawierzchnią. Laguna Santa Rosa, różowe flamingi i małe schronisko znowu każą zapomnieć o trudnościach.
W międzyczasie nadeszły święta, więc opuściliśmy pustynię, żeby przez kilka dni pobyć w mieście wśród choinek i świecidełek.
Poranek na kempingu w Bahia Inglesa |
Jeszcze przed sezonem, więc na plaży pustki |
Pierwszą noc na pustyni spędziliśmy przy drodze prowadzęcej do granicy. |
Droga nr 31 zaczyna się rewelacyjnie |
Później podłoże nieco zmienia strukturę ale wciaż można mknąć z prędkością światła (naszych lamp). |
Przy drodze nr 31 |
Zdecydowaliśmy się wziąć kurs bezpośrednio na Laguna Santa Rosa |
Z każdym metrem robiło się coraz wyżej. |
Atacama |
Pustynna droga |
Cmentarz przy skałach |
Oazy zieleni |
Podwieczorkowa przegryzka |
Po kilku manewrach na piasku i kamieniach musieliśmy dokonać odwrotu. Znowu na drodze nr 31. Wyżej w Polsce nikt nie podskoczy. |
Pustynna droga |
Avocado, pomidorek i wiatr we włosach |
Nasz przyskałkowy kredens |
Chociaż za skałą trochę mniej wiało |
O tej porze roku strumyczka tu nie uświadczysz |
Totem |
Ku przygodzie |
Droga pustynna |
Kolorowe ślady minerałów |
Najwyższy punkt na trasie - około pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza. |
Przystanek |
Na pustyni też jest życie |
Przy punkcie granicznym |
Salar Maricunga - 3756 m n.p.m. Zajmuje 80 km². |
Ruszamy wyżej. Na serpentynach maszynki ledwo dają radę ale udaje nam się dojechać do płaskowyżu. |
Gdzieś powyżej 4tys m n.p.m. |
Cel wielu wspinaczy - Nevado Ojos de Salado - 6891 m n.p.m. Jest to najwyższy aktywny wulkan na ziemi. |
Laguna Verde |
Laguna Verde i słone jezioro. |
Laguna Verde na wysokości 4335 m n.p.m. |
Była też wieczorna kąpiel w naturalnych gorących źródłach. |
W domku upichciliśmy sobie kolacyjkę a po prawej stronie przy skałach oryginalna toaleta z widokiem ponad 180 stopni na lagunę. |
Laguna Verde |
Laguna Verde |
Laguna Verde |
Na porannej przejażdżce napotkaliśmy stado flamingów. |
Góra Nevado de Incahuasi leży już po stronie argentyńskiej. Ta wulkaniczna góra położona jest na 6621 m n.p.m. |
Laguna Verde i niesamowity kolor wody |
Ta mała kreska to droga międzynarodowa nr 31 |
Sześciotysięczniki |
Jedziemy do kolejnej laguny |
Atacama |
Atacama i płaskowyż na wysokości prawie 4 tys. metrów. |
Docieramy do enklawy flamingów. |
Laguna Santa Rosa w Parku Narodowym Nevado de Tres Cruces |
Laguna Santa Rosa |
Brodzące flamingi |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Liski trochę narozrabiały w nocy rozrywając reklamówkę ze śmieciami. A wydawało się, że wisi tak wysoko... |
Laguna Santa Rosa |
Laguna Santa Rosa |
Niewiniątko |
Brodząca Sława |
Laguna Santa Rosa |
Czas uciekać z tej pustyni. |
W drodze powrotnej natrafiliśmy na bujną trawkę |
Gdzie ta trawa? |
Pomiędzy górami |
Skrót przez Carrera Pinto |
Wąski przesmyk między głównymi drogami. Zmierzamy na drogę do Chanaral. |