- Szczegóły
-
Kategoria: 23. Wenezuela
-
Odsłony: 4193
20-25 grudzień 2014 roku (864-869 dzień)
... czyli w uścisku anakondy
Mamy niedosyt zwierzaków, wybieramy się więc na wenezuelską sawannę. W Peru trzeba było z latarką w ręku wypatrywać święcących oczu kajmanów i tymi święcącymi oczami w zasadzie się zadowolić, a tu kilkanaście metrów od domu pasło się ich kilkadziesiąt. Potem przyszły jeszcze kapibary, a w międzyczasie przylatywały przeróżne ptaki. W ramach wycieczki zaliczyliśmy też rejs chybotliwą łódką, pogoń za mrówkojadem i konną przejażdżkę. Trzeba przyznać, że poświęcenie naszych przewodników było godne podziwu. Nagle gdzieś przy brzegu wypatrzyli anakondę. Wskoczyli do wody i złapali biednego gada. Gad wyciąganiu aż taki chętny nie był, więc capnął przewodniczkę w rękę. W tym wszystkim samo ugryzienie nie był najgorsze. Kapiąca do wody krew momentalnie zanęciła piranie. Tutejsze podobno bardzo chętnie i szybko obgryzają smakowite mięsko. Objedzenie krowy zajmuje im pół godziny. Nie było wyjścia, przewodniczkę trzeba było ratować. Anakondę wrzucili więc do łódki, wszyscy z wody do tej samej łódki wsiedli a na pobliskiej łasze piachu każdy mógł sobie strzelić pamiątkową fotkę z anakondą wokół szyi. Hmm, fajnie jest zobaczyć anakondę z bliska, ale czy trzeba aż tak męczyć i stresować zwierzaka?
Trochę mniej inwazyjne było zaganianie mrówkojada. Obyło się bez ran, ale mrówkojad okazał się sprytniejszy niż anakonda i zamiast wybiec na drogę, gdzie w pogotowiu czekały aparaty pobiegł w krzaki i tyle go było widać.
Jadąc na sawannę, gdzie ludzi podobno brak, za to zwierząt jest bez liku, spodziewaliśmy się błogiego spokoju i ciszy. Tymczasem pół nocy brzęczał nam generator, a bladym świtem przyjmująca nas rodzinka wydzierała się w niebogłosy. Wróciliśmy wymęczeni i z ulgą spędziliśmy znacznie cichsze święta w mieście. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie przykry incydent pierwszego wieczoru. Jednemu chłopakowi zniknęło z domku 800 dolarów. W Wenezueli nie wypłaca się pieniędzy z bankomatu, tylko wymienia się dolary po czarnorynkowym kursie, stąd taka kwota przy świeżo przybyłym do Wenezueli turyście to nic dziwnego. Dziwne natomiast było to, że na pustkowiu, gdzie krąg podejrzanych ogranicza się do turystów i przewodników (wszyscy jedli w tym czasie kolację), rodzinki, która kolację w tym czasie przygotowywała i podawała, i dwóch pracowników, którzy nie wiadomo co w tym czasie robili, nie można było zrobić nic żeby te pieniądze znaleźć. Policji zawiadomić nie można, bo jak dowiedzą się, że tu jesteśmy to sami nas w drodze powrotnej okradną. Obudzony właściciel na nasze wyraźne żądanie niby sprawdził pracowników ograniczając się jednak do kieszeni i torby z ciuchami. Przewodnicy jak usłyszeli, że chłopak ma ubezpieczenie uznali sprawę za załatwioną. Tylko dwójka polskich detektywów do końca nie dawała za wygraną i niestety za późno wydedukowała, że był jeszcze jeden podejrzany. Na kolację trochę później przyszedł kierowca. Całą drogę gburowaty i nieuprzejmy nagle dosiadł do stołu jakiś szczęśliwy. W drodze powrotnej nie jadł obiadu bo musiał pieniądze od znajomego odebrać. Ha! Czyli od razu wymienił dolary! A do tego skąd u kierowcy najnowszy głuptafon, kamera GoPro, aparat na zębach i sporo innych gadżetów? Wszystko niczym na ostatnich stronach kryminału zaczęło składać się w całość. Niestety to było życie, nie książka i sprawiedliwości nie stało się zadość.
Tysiące kilometrów, kilka sklejeń, kilka szyć... Czas na nowe klapiszony. |
To musi być ciekawe połączenie smaków - czoch z ananasem. |
Postanowiliśmy trochę urozmaicić sobie pobyt w Wenezueli i ruszyliśmy na zorganizowany wypoczynek. |
Aby znaleźć się na sawannie najpierw trzeba pokonać Andy. |
Na wysokości 3650 m n.p.m. znajduje się Parque Sierra Nevada. |
Można sobie bryknąć... |
... albo zajrzeć pod maskę i policzyć mechaniczne kuce. W Wenezueli benzyna jest praktycznie za darmo, więc takie smoki to widok powszechny. |
Laguna Mucubají |
Tama Santo Domingo |
Kremowo-truskawkowe szaleństwo. |
Mijamy kolejny ekosystem |
Czas na obiad |
Obżarstwo |
Bananowo |
Arbuzowo |
W drodze dopadł nas zachód słońca i na miejsce dotarliśmy już bez widoków. |
Za to o poranku przywitały nas kajmany. |
Atrakcja nr 1 to rejs łódką po rzece. |
Suszy zęby |
Iguana na plaży |
Los Llanos |
Los Llanos |
Pocharatana kapibara |
Były też delfiny rzeczne. |
Los Llanos |
Los Llanos |
Czas na kąpiel |
Przewodnicy zostawili nas na wysepce a sami popędzili gdzieś w zarośla. |
Wrócili z prehistorycznym żółwiem. |
I do tego uśmiechniętym od skorupy do skorupy. |
Czas na główną atrakcję! |
Anakonda capnęła naszą przewodniczkę. |
Trochę wymęczyli zwierzaka. |
Ten okaz miał około 4 metrów. Anakondy to dusiciele i potrafią połknąć sporego zwierzaka. |
Mogą urosnąć nawet do 8 metrów i ważyć 250 kg. |
Anakonda potrafi pływać z szybkością 20 km/godz. i trwać w zanurzeniu 20 minut. Wracaj do domu... |
Na popołudniowym safari trafiliśmy na mniejszego dusiciela. |
Na polowaniu |
W oczekiwaniu na padlinę |
Ibisy na pastwisku |
Kapibary |
Los Llanos |
Los Llanos |
Los Llanos |
Los Llanos |
Los Llanos |
Jedyne "udane" zdjęcie uciekającego mrókowajada. |
Łodzie podwodne o poranku |
Kokosowo nad naszymi głowami. |
Tu zwierzęta żyją w zgodzie. |
Trafiliśmy na ważenie świń. Bardziej wyglądają na dziki. |
Konno przez sawannę. |
Kłusem przed siebie |
Zabawa w piaskownicy |
Los Llanos |
Rodzinka w komplecie |
Przeprawa przez rzekę |
Jadłodajnia |
Gigantyczne muszle. Mieszkańców nie spotkaliśmy. |
Ruszyliśmy na łowy |
Nietypowe zacięcie. Pirania dostała hakiem w oko. |
Los Llanos |
Najlepiej obserwowało nam się kajmany z pobliskiego mostku. |
Los Llanos |
Nic tylko wskoczyć i rozpocząc przejażdżkę. |
Przed pojedynkiem |
Efekty połowu. Na kolację dla każego była pirania. W smaku zupełnie przeciętna, za to z nieprzeciętną ilością ości. |
Los Llanos |
Los Llanos |
Chleb z szynką (pan con jamon), czyli święta czas zacząć! |
Garść praktyczna: > z Mieridy do Los Llanos jest około 500 km; można nocować w gospodarstwach i zorganizować atrakcje na miejscu (potrzebny własny transport); > 4 dniowy wyjazd z biurem podróży to koszt 12000 BsF (czyli około 75$/os.); > krata piwa u sąsiadki za mostem 800 BsF (ok. 5$). |