Zielono tu. To pierwsze wrażenie jeszcze z samolotu. Auckland jest naszym pierwszym punktem w Nowej Zelandii. Miasto całkiem przyjemne, chociaż my tacy jacyś ostatnio mało miejscy. Żeby jednak zażyć trochę kultury i całkiem nie zdziczeć wybraliśmy się nawet do muzeum, które okazało się miłym zaskoczeniem. Szczególnie część maoryska przypadła nam do gustu. Rzeźby robią naprawdę niesamowite wrażenie. Poza tym, leniuchujemy trochę w hostelu zanim przystąpimy do właściwego zwiedzania Nowej Zelandii. Zamierzamy, przynajmniej przez jakiś czas, poruszać się samochodami, codziennie innym, czyli autostopa sobie wymyśliliśmy. Wyjazd z Auckland, mimo że w deszczu, powiódł się i tak oto zaczynamy poznawać jak fajni potrafią być ludzie w tym kraju.
No i wylądowaliśmy.
W czymś pomóc przybyszu?
Coś na ząb z wagoniku.
Oczywiście dla spragnionych również się coś znajdzie.
Auckland nocą, czyli tuż po 19.
Auckland
Czas na kolacyjkę. Przez ostatni miesiąc pichciliśmy na australijskich parkingach z Gabi i Pawłem, a teraz nadszedł czas na bardziej cywilizowane warunki.
Tradycyjnie ruszamy na spacer po mieście.
Klub oficerski - trochę tu zarosło. Gdzie się wszyscy podziali?
W Albert Park
Auckland
Albert Park
Niuch i więcej nie potrzeba.
Można się natknąć na maoryskie przybytki.
Tego drzewa to chyba nikt nie przesadzi.
Aerobik
Auckland Museum
A w środku kapitalne ekspozycje.
Między innymi rzeźby i maski z całej Oceanii.
Wystaw język!
Po środku Matka Boska z Dzieciątkiem - niestety nie spodobała się duchownym.
W muzeum
Było też coś o najmniejszych żyjątkach na tej planecie.
Do niektórych atrakcji trzeba dorosnąć.
Naszpikowana bakteria okazała się kameralną salką filmową.
Bliskie spotkania z milusińskim.
Hillarego to chyba nie trzeba nikomu przedstawiać.
Treneiro od tego jest, żeby myśleć i wydwać polecenia, a nie biegać.
Nierówno zaparkował.
Papużka na zimowych gałęziach.
Przy kraterze
Widok na Auckland ze wzgórza Eden.
Widok na Auckland ze wzgórza Eden.
Ratusz
Ruszamy w rejs
Pędzimy z impetem
Miasto niknie w oczach.
Czas na zdjęcie z ręki.
No i po 12 minutach dotarliśmy do Devonport.
Rychtują się do sezonu.
Pamiątkowe zdjęcie z małpką.
Z chłopakami w kajucie.
Pani kapitan na inspekcji.
Devonport
Przyjemna ławeczka przy Torpedo Bay.
Film dokumentalny zakończony drzemką. Następny seans już wkrótce!