- Szczegóły
-
Kategoria: 14. Argentyna
-
Odsłony: 4777
4-12 styczeń 2014 roku (514-522 dzień)
Salta ... czekając aż dogoni nas Rajd Dakar
Pora zmienić okoliczności. Pustynia zachwyciła nas i wymęczyła. Znowu policzki nam ogorzały i trzeba je było zdzierać pumeksem. Potrzebujemy odpoczynku i nicnierobienia. Ostatni nocleg przed granicą jednak jakby chciał nam przypomnieć „Nie zapomnijcie o Chile!”. Nie zapomnimy. Wiało tak, że nie pomogła zapora z kamieni, motoru i ruskich toreb. Chociaż może to trauma po złamanym kijku w Nowej Zelandii kazała nam przytrzymywać pałąki przez całą noc.
Miało być jednak o odpoczynku. Zważywszy, że do Salty za jakiś tydzień mieli zjechać uczestnicy Dakaru postanowiliśmy poczekać na nich w tym uroczym miasteczku. W międzyczasie natomiast nadrobiliśmy zaległości filmowe i książkowe. Urozmaiciliśmy też naszą kempingową dietę i jeżeli pustynne słońce cokolwiek z nas wytopiło, pobyt w Salcie skutecznie odbudował straty.
Sam Dakar okazał się bardzo ekscytujący, szczególnie, że wszyscy Polacy przejechali przed naszymi nosami w pierwszej dziesiątce. Po zliczeniu czasów wyniki były już trochę słabsze, ale najwidoczniej coś im się tam mroziło w hotelu, bo ostatni odcinek przejechali w ekspresowym tempie. Liczyliśmy, że w związku z dniem przerwy uda się gdzieś dorwać chłopaków, ale albo tego zmrożonego było za dużo, albo cały dzień odpoczywali i przygotowywali się do kolejnych dni, bo nigdzie ich nie było widać. Jeszcze ostatniego dnia w Salcie chcieliśmy pstryknąć pamiątkową fotkę przy wjeździe do dakarowej wioski, ale w tych ryczących maszynach w ogóle nas nie słyszeli. Dopiero przy wjeździe do myjni machnął nam ręką sam Adam M!
Zapory przeciwwiatrowe, czyli pożegnanie z zawieruchą chilijską. |
Witamy w Argentynie! Odprawa poszła gładko i bez problemów. |
Dotarliśmy do Susques |
Tankowaliśmy na granicy, więc tym razem odpuścimy. |
Prowincja Jujuj (czyt. "huhuj") |
Jujuj |
Całkiem przypadkowo trafiliśmy po drodze na Salinas Grandes |
Kapliczka przy Salinas Grandes |
Coś ostatnio dużo skaczemy |
Czas na kawkę bo nam się oczy zamykają. Może to od tego białego koloru… |
Salinas Grandes położone są na wysokości 3450 m n.p.m. |
Zajmują obszar 212 km² |
A przez środek jak gdyby nigdy nic położono asfalt. |
Salinas Grandes |
Salinas Grandes |
Salinas Grandes |
Salinas Grandes |
Dłużyła nam się droga (Cuesta de Lipán). Przejechaliśmy nawet ponad churami i dopiero po sześciu godzinach zaczęliśmy powoli zjeżdżać z dużej wysokości. |
Najwyższy punkt na trasie to 4170 m n.p.m. |
Drzwi do gór |
Kościół przy drodze nr 52 |
Droga prowadzi do miasteczka Purmamarca |
Mieliśmy tego dnia chyba cały przekrój flory. Drogę do Salty pokonywaliśmy przez piękny las. |
Witamy w Salta! |
Pizza rukolowo-szynkowa. |
Salta to całkiem spore miasteczko - ponad 600 tys. mieszkańców. |
Salta położona jest na wysokości 1187 m n.p.m. |
Milanesa con papas fritas |
Tak jak i w Buenos Aires tu też ulica Florida wyłączona jest z ruchu kołowego. |
Salta |
Nic tylko pijemy i pijemy. A za winem masełko, takie małe. |
Na rynku 9 de Julio |
Ptaki jako nieodłączny element pomników (Monumento a Arenales). |
Król Kacper pozdrawia! |
Święto Trzech Króli obchodzono głównie 5 stycznia. |
Pomnik Jana Pawła II na rynku. Jakiś mało podobny do siebie. |
Catedral de Salta wieczorową porą |
I katedra nocą |
Trochę kolonialnych budynków przy rynku |
W kościele św. Franciszka |
Relikwia San Severo |
Przy kościele św. Franciszka |
Polsko-argentyński wieczór z Caroliną i Davidem. |
Blue dollar rządzi. Można trochę zaoszczędzić wymieniając u cinkciarzy amerykańską walutę w Argentynie. |
W muzeum MAAM główną atrakcją są mumie inkaskich dzieci. |
Nasz drugi hostel w Salta |
Czas wykupić ubezpieczenie na maszyny. |
Convento de San Bernardo |
Kościół Nostra Señora de la Candelaria de la Viña - uff... Coś długie te nazwy. |
Na wyciecze w San Lorenzo |
Gdzie strumyk płynie z wolna |
Trochę robaczków |
Szwendamy się po lesie |
Okolice San Lorenzo |
Wietrzenie stóp |
Kolejką na wzgórze San Bernardo |
A może na księżyc? |
Salta |
Figura na wzgórzu |
Dokładny co do minuty |
Granatowy |
Sztuczne wodospady na wzgórzu |
Kolejka wjeżdża na wysokość 1471 m n.p.m. |
Klasycznie - z ręki |
Można wjechać albo wejść. Na wzgórze prowadzi prawdziwie męcząca droga krzyżowa. |
Pomnik bohaterów, a zwłaszca Generała Guemesa. |
Czas na Dakar |
Polski akcent na widowni |
Kuba Przygoński mknie po medal |
Niektórzy chowali się w krzakach (Hiszpan Barreda Bort) |
Był też niewielki strumyczek |
Kościółek w Finca la Cruz |
Sypali kamieniami w widownie (Czech Pabiska) |
Rafał Sonik zawsze w ścisłej czołówce. |
Tak w razie czego |
A to bardzo utytułowany duet Francuzów Peterhansel i Cottret |
Jest i nasz rajdowy skoczek Adam M. wraz z Martonem |
Druga polska załoga, którą chwilę później ujrzeliśmy, to Czachor i Dąbrowski. |
Kibice przestali kręcić zawodników tylko skupili się na nas jak w odstępie minuty znowu krzyczeliśmy Los Polacos - najlepsi z naszych, czyli Kristobal Hołowczyc i jego pilot Zhiltsov. |
I jeszcze jeden nasz samochód - Kaczmarski oraz Palermo. |
A na mecie i tak pierwsi byliśmy my - oczywiście z naszymi nowo poznanymi rodakami - Kasią i Michałem. |
Pomknęliśmy później co sił do wioski dakarowej - Amerykanie Gordon i Walch zahaczyli nawet o myjkę. |
Trzeba się trochę pożywić przed wywiadami. |
Chyba wygrałem! |
Chmury nad wioską |
Nasi w obozie |
Etap drugi z Kasią i Michałem - czyli to co lubimy najbardziej - nocne Polaków rozmowy. |
Zazwyczaj na ulicach Salty można spotkać stare - graty, a tu rarytas! |
Karabinieros |
Adzia może tak trza się reklamować? (Jak na xero to tylko do Adzi - http://www.bialy-kruk.waw.pl/) |
Adaś był nie w sosie. Trochę nam zamachał i uciekł przez łąki i pola. Jutro będzie lepiej! |
Nawigacja w motorze |
Były też oczywiście koncerty |
Niektórym to nawet się z auta nie chciało wysiadać. |
Salta wieczorową porą |
Kibice jacyś tacy kulturalni. Pochód z ligowego meczu wtargnął na rynek. |
Salta |
To by było na tyle naszego lenistwa. Czas na lenistwo aktywne… |