- Szczegóły
-
Kategoria: 3. Mongolia
-
Odsłony: 6516
13-16 wrzesień 2012 (36-39 dzień)
Koniec laby, czas wyrwać się z tumanów spalin i zakosztować trochę mongolskiej wsi. Naszym pierwszym celem jest park narodowy Gorkij Terelj. Bliskość stolicy sprawia, że miejsce jest dość popularne wśród turystów, a w weekendy przeżywa inwazję Ułanbatorczyków. Na szczęście nie odbiera mu to uroku i zawsze można wybrać ścieżki, z których mało kto korzysta. Tu właśnie po raz pierwszy zdarzyło nam się przenocować w jurcie (w Mongolii zwanej gerem). Ger był turystyczny, z elektrycznością i niedziałającym telewizorem (znowu jesteśmy do tyłu z „M jak miłość”), więc póki co nie możemy się pochwalić doświadczeniem próbki koczowniczego mongolskiego życia. Nie odebrało nam to jednak frajdy. Napaliliśmy w kozie i poszliśmy spać.
Prawie z samego rana, tak koło 12, zapakowaliśmy wszystkie rzeczy i wybraliśmy się na mały trekking wzdłuż rzeki. Zgodnie z planem mieliśmy przejść trochę więcej niż połowę trasy, zanocować i rano ruszyć dalej, a gdyby nie było gerów po drodze, wrócić do miejsca wcześniejszego noclegu. Gery na szczęście były, więc przestaliśmy martwić się o nocleg i cieszyliśmy się widokami. Po drodze kilka razy trzeba było przejść przez lodowatą rzekę. Prąd miejscami był dość silny, a dno kamieniste co uniemożliwiało szybką przeprawę. Nie było wyjścia, musiał wkroczyć ciężki sprzęt przeprawowy czyli chiński „Klapek Brodzący” typu Japonek. Sprzęt się sprawdził, rzeka pokonana, idziemy dalej. Pod wieczór zaczęliśmy rozglądać się za jakimś gerem. Konno podjechał do nas młody chłopak, chyba chciał nam coś powiedzieć, może przed czymś ostrzec. W końcu jednak nie powiedział nic i pogalopował z powrotem. My niewzruszeni poszliśmy dalej. Zgodnie z mapą za jakąś godzinkę powinien być camping gerowy. Idziemy, idziemy a tu nic, kolejna górka i dalej nic. W między czasie zrobiło się ciemno, a my bez namiotu, głodno, chłodno i do domu daleko. Może zwinęli się już na zimę? Powoli traciliśmy nadzieję. W końcu, za kolejnym zakrętem na wzniesieniu wyłoniły się gery. Nie wyglądały jak camping, ale wszystko jedno, chyba nie odmówią nam noclegu. Na szczęście nie musieliśmy się o tym przekonywać bo za górką naszym oczom ukazał się rozświetlony obóz z luksusowymi jurtami. Na szczęście było przed weekendem więc za dobrą cenę zakopaliśmy się w cieplutkich i czystych kołderkach i poszliśmy spać.
Po wycieczce, która w rezultacie okazała się dłuższa niż przewidywaliśmy, na kolejny dzień przewidzieliśmy opcję minimum. Dotarliśmy do głównej drogi i przeraziliśmy się sznurem autobusów i samochodów jadących w stronę parku. Oj, chyba tym razem nie uda nam się wynegocjować dobrej ceny, o ile w ogóle będą mieli miejsca. Kolejne nadciągające autobusy utwierdziły nas w tym przekonaniu, więc daliśmy się porwać miejscowej pani, która zabrała nas do swojego własnego rodzinnego geru. Tutaj zaznaliśmy trochę folkloru, bo tym razem do palenia w kozie nie dostaliśmy drewna ale krowie placki. Chyba działają, bo w tym gerze było nam najcieplej ze wszystkich.
Na niedzielę został nam do zaliczenia umieszczony w szczerym polu gigantyczny pomnik Czyngis-Chana. Pomnik odhaczony i znowu wracamy do Ułan Bator. Przy okazji sprawdziliśmy też jak działa autostop – miałbyć płatny a nam po trzykroć okazał się darmowy. Oby tak dalej!
Nasza pierwsza noc w gerze. |
Bycza przeprawa przez rzeczkę we wsi Terelj. |
Nasz apartament w całej okazałości. |
Ger |
A na kolację różne przysmaki. Szkoda tylko, że nie było w telewizji naszego ulubionego serialu: "M jak mdłości". |
Nasza gerowska koza. |
Czas na "spacerek" po parku. Trasa wyznaczona, czas ruszać. Najpierw wzdłuż rzeczki. |
Później trochę po stepie. |
Było i towarzystwo. |
Trochę się zachmurzyło ale zawsze jest gdzie się schować w razie deszczu. |
Park Narodowy Terelj |
Park Narodowy Terelj |
Nawet gdzieś w pobliżu trochę pokropiło. |
"Motyla noga - jaka zimna woda!" |
Brakowało tylko siodeł bo byli chętni żeby się do nas dołączyć. |
I byśmy jak ten punkcik mknęli dalej przez step... |
... a tymczasem pozostało łapanie okazji lub pozdrawianie tłumów. |
Gdzieś w połowie drogi. |
Widok na monumentalny pomnik Genghis Khana - jakieś 15 km od nas. |
Park Narodowy Terelj |
No i gdzie te gery? |
Dotarliśmy! Już po ciemku ale udało się! Nie trzeba nocować w wyłomie skalnym. |
Park Narodowy Terelj |
Obozowisko |
Nasz luksusowy ger camp. Nasz - to ten dymiący. |
A na kolację i śniadanie piecowe zapiekanki. |
Park Narodowy Terelj |
W drodze do sklepu. Co by tu kupić? |
Stół wielofunkcyjny - zagrać też można. |
Ulubiony napój w Mongolii (nie, nie to nie kumys) - w smaku niczym prawdziwa pomarańcza. |
Park Narodowy Terelj |
Jesiennie |
; |
Trzeba przecież jakoś wyglądać w tym stepie. |
Żółw niczego sobie. Ze szczególnym pozdrowieniem dla Henia! |
Park Narodowy Terelj |
Od dźwigania plecaków to i my niedługo tak będziemy wyglądać. |
Kolejny ger. Tym razem wynajęty od tubylców. U nas co prawda nie było ani plazmy, ani dvd ale kupami paliliśmy w piecyku wszyscy (czyli równość). |
Zachód słońca zza pagórka. |
Wychodek z widokiem. Na ten widok był całkiem otwarty! |
Plan naszej wędrówki. |
Monumentalny Genghis Khan. |
; |
Tym razem bez Jadźwinga ale za to z wodzem. |
Genghis Khan |
Genghis Khan - 40m wysokości (Statua Wolności - 46m) |