- Szczegóły
-
Kategoria: 19. Boliwia
-
Odsłony: 4536
1-7 lipiec 2014 roku (692-698 dzień)
... czyli kapci mamy pod dostatkiem
Planowanie do dobra rzecz. Czasem jednak rzeczywistość ma swój własny pomysł i organizuje nam czas w inny od zamierzonego sposób. Tak było z drogą do Tupizy. Nasz plan: dojechać najlepiej w jeden dzień, ewentualnie w półtora, gdyby górski fragment drogi okazał się wymagający. Plan rzeczywistości: trzy dni i dwa noclegi w krzakach. Na osłodę trzy kapcie w tylnym kole, wyschnięty klej do łatek i tylko dwie zapasowe dętki. Pierwszy nocleg, jeszcze nienerwowy, bo kapeć rzecz zwykła, i tak dopiero trzeci od 8 miesięcy, a kilometrów ponad dwadzieścia tysięcy. Drugi nocleg już z emocjami, bo zdążyliśmy przejechać raptem kilkanaście kilometrów, a tu kapeć w tym samym kole. Emocje jednak szybko okiełznaliśmy, bo chociaż klej od dawna nie używany wysechł, to jest jeszcze druga dętka. Dętka, która po przykręceniu i zapakowaniu wszystkiego nie wytrzymała postawienia motoru na nóżki. Wtedy to już były i bluzgi i niedowierzanie, bo przecież obmacaliśmy oponę na wszystkie strony i nie ma szans, żeby ostał się tam jakiś drut, szkło czy inny dziurogenny badziew. Kleju brak, dętek brak, wulkanizacji brak. Jest za to samotny i wielozadaniowy policjant na drodze. Wielozadaniowy bo w tym samym momencie potrafi bez skrępowania przyjąć korzyść majątkową od innego kierowcy i odburknąć, że najbliższa wulkanizacja dopiero w Tupizie. Dobrego dla nas w tym tyle, że w razie gdy coś przeskrobiemy to już wiemy jakie są boliwijskie stawki. Powiększając je o podatek od białej twarzy wydaje się, że za jakieś 30 złociszy można uniknąć ewentualnej kary.
My tu gadu-gadu, a tymczasem zrobiło się późno. Nie znaleźliśmy chętnego, który podwiózł by nas z motorem do Tupizy, więc chcąc nie chcąc znowu przycupnęliśmy pod schludnym krzaczkiem. Pustkowia Boliwii tym jednak różnią się od chilijskich odpowiedników, że tu jednak zawsze znajdzie się jakaś chatka. A w chatce i wodę można uzupełnić i jak ma się trochę szczęścia to gospodyni akurat ciepły chlebek wyjmie z pieca i za drobną opłatą chętnie się nim podzieli. Przynajmniej tyle pociechy w tej niezbyt pociesznej sytuacji. Jednak jak śpiewa Kazik „los się musi odmienić”. I odmienił się. Z samego rana Krzysiek wskoczył na motor, po kilkunastu, a nie jak twierdził policjant po 60 km, znalazł wulkanizację w dodatku o wdzięcznie brzmiącej nazwie „El Polaco”, już doświadczony przykręcił koło w 5 minut i w końcu, ciągle jednak nie dowierzając, dotarliśmy do Tupizy.
A w Tupizie i ładne okolice i Mundial można pooglądać. Stąd też chcemy ruszyć na Altiplano, chyli boliwijski płaskowyż. Czeka nas kilkaset kilometrów po szutrach, piachach i kamieniach. W dodatku na ponad 4 tys. m n.p.m. Dojrzewamy do decyzji, że czas zmienić nasze szosowe opony, na trochę bardziej terenowe. Oczywiście trzeba było pomyśleć o tym wcześniej w trochę większym i lepiej zaopatrzonym mieście, ale po co skoro można sobie życie utrudnić? Jak już znaleźliśmy dwie takie same na przód to okazało się, że w międzyczasie sprzedali te na tył. A w ogóle to i tak mieli tylko jedną, chociaż myśleli, że maja dwie. Nie pozostało nam nic innego jak zamówić i poczekać. Zamówienie przyszło i to nawet zgodnie z obietnicą następnego dnia. Szkoda tylko, że nie takie. Na szczęście sprzedawca okazał się uczciwym gościem i przyznał się, że nie dopilnował zamówienia i zamówił jeszcze raz. Tym razem dobre. Opony zmienione, a o mojej do nich miłości od pierwszego ruszenia następnym razem.
Kapeć numer 1, czyli nocleg nr 1. |
Tu jeszcze trzymamy nerwy na wodzy, ale za trzecim razem już tak spokojnie nie było. |
Uratował nas nie kto inny jak El Polaco. Jednak na żartach w języku ojczystym się nie znał. "Ile to kosztuje i dlaczego tak drogo?" |
Załatani i napompowani zmierzamy do Tupiza |
W nagrodę za poniesione trudy galaratka z bitą śmietaną. |
No i oczywiście na każde śniadanie api con pastel. |
Na rynku głównym w Tupiza |
Mercado Central |
Owocne zakupy - opona na przód i worek listków koki do żucia. |
Na drodze krzyżowej z widokiem na miasteczko |
Właśnie z takim widokiem |
Hm, a może sobie kupić taką gustowną plisowankę? Zamówienia tylko do wczoraj na maila. |
Na stacji kolejowej |
A gdzie masz melonik? |
Kompocik dla spragnionych |
Czas na wycieczkę po okolicznych skałkach |
W pobliżu Tupiza |
W pobliżu Tupiza |
UFO |
Puerta del Diablo |
Puerta del Diablo |
Oj kłuło później trochę w czachę |
Kaktusy |
W pobliżu Tupiza |
Puerta del Diablo, a na szczycie? |
Tam się schowali, czyli na tropie Kuch Cassidy i Wrondence Kid (leganda wciąż żywa). |
Zbliżamy się do Valle de los Machos |
Valle de los Machos |
Valle de los Machos |
Valle de los Machos |
Valle de los Machos |
W poliżbu Tupiza |
Kanion Inków |
Inek |
Inek po wdrapaniu |
Koń Inka, tego z innych Inków |
Koń właściwego Inka |
Kanion Lisa |
Stary tunel wzdłuż rzeki Tupiza |
Nad rzeką Tupiza - El Angosto |
Nad samą rzeką Tupiza |
W pobliżu rzeki Tupiza |
Na punkcie widokowym nad rzeką Tupiza... Dosyć rzeki Tupiza... |
A jednak jeszcze jedno ujęcie - na drugim planie La Torre. |
Wracamy do Tupiza |
Jeszcze tylko rzut oka na cmentarz na wzgórzu. |
Ruiny |
Chude te koziołki, więc się nie skusiliśmy. |
Drapiące drzewko |
Skalny słoń |
Okolice Tupizy |
Los Prosiakos na spacerku |
Restauracja pięciogwiadkowa na Mercado. "Miałam ja miseczkę mleczka, Teraz pusta już miseczka". |
Zasłużyliśmy na deser?! |
Czas na zmiany... |
... nowe, niezdzieralne opony na drugą część wycieczki po Ameryce Południowej. |
Zwał jak zwał, ale dobre to było! |
Szykujemy się na Altiplano |
Quebrada Palala |
Quebrada Palala |
Zaczynamy się wspinać. |
Zorro wskazał nam drogę |
Zostawiamy cywilizację za sobą. Czas na AVENTURĘ! |
El Sillar |
El Sillar i żegnamy Tupizę. Ruszamy na Altiplano... |