- Szczegóły
-
Kategoria: 6. Nepal
-
Odsłony: 5437
15-18 kwiecień 2013 roku (250-253 dzień)
Granica indyjsko-nepalska wygląda jak spacernik. Nikt niczego nie pilnuje, ludzie chodzą w tę i z powrotem, a jak chcesz dostać wizę i pieczątkę opuszczenia Indii to musisz sam poszukać stosownych władz. Obowiązują jednak pewne rygory. Nie można na przykład wymieniać dużych nominałów indyjskiej waluty. Tyle oficjalny komunikat, a kantor robi swoje. Równie łatwo jest załapać się na autobus do Katmandu. Nam przypadł nocny, więc od razu zakosztowaliśmy nepalskiej brawury na dziurawych drogach.
Trekking mieliśmy już wybrany, więc kilka dni w Katmandu spędziliśmy na zwiedzaniu i dokupowaniu „oryginalnych” sprzętów. O ile ciuchy jeszcze jako tako spełniają swoją rolę, tak kijki, a szczególnie okulary to nawet nie jednorazowy sprzęt. Okularom po prostu pęka oprawka i wypada szkiełko. Na trzytygodniowy trekking wypadałoby zabrać ich z tuzin. Kijki natomiast po jednokrotnym rozłożeniu stanowczo odmówiły ponownego złożenia. To tak ku przestrodze, jakby ktoś wybrał się do Nepalu i wpadł w szał zakupów.
Odwiedziliśmy też Sumana (www.asianhikingteam.com) – znajomego naszej koleżanki Ani, dzięki któremu zakosztowaliśmy nepalskiej gościnności. Wraz ze swoją żoną zaprosili nas na kolację i coś procentowego do swojego domu. Kilka dni po nas Suman miał się wybrać na trekking do bazy wypraw na Mount Everest. Tym większe było nasze zdumienie, kiedy spotkaliśmy go na naszym szlaku. Okazało się, że pogoda nie dopisała i wraz ze swoimi klientkami musiał zmienić plany.
W Nepalu obowiązuje polityka dwóch cen – dla swoich i dla turystów. Oczywiście te drugie są kilkakrotnie wyższe. Wyciąganie z „białego” portfela jest tak popularne, że obiletowano nawet wejście na Durbar - główny plac w Katmandu. Zabawne jednak jest to, że plac nie jest otoczony żadnym murem. Gdzieniegdzie stoją tylko budki z biletami, a turysta musi wykazać się uczciwością i sam się zgłosić i zapłacić 30 zł.
Zbliżamy się do granicy z Nepalem. |
Długa ta podróż... To już ponad 30 godzin w indyjskim pociągu. |
No i dotarliśmy. Pierwszy spacer uliczkami Katmandu. |
Zbiornik wodny w centrum miasta. |
Na uboczu turystycznej dzielnicy - Thamel. |
Z wizytą w biurze u Sumana. Po lewej polski akcent (pozdrowienia dla Ani K.). |
Nepalskie pierożki momo trafiły w kulinarny gust Krzyśka. |
Stupy na Thamelu. |
Plac Durbar. |
W oczekiwaniu na boginię Kumari. Na szczęście jakaś wycieczka była w pobliżu i złożyła datek, więc udało nam się ujrzeć Jej oblicze. |
Na placu Durbar jest gwarno i tłoczno. |
Można też tu spotkać ciekawe sklepiki. |
Plac Durbar. |
Jeden z zakątków placu to targ warzywny. |
Plac Durbar. |
Plac Durbar. |
Stupa |
Na śniadaniu w "Białym Domku" (z pozdrowieniami dla Gabi i Pawła). |
Okolice placu Durbar. |
Z wizytą u Sumana i jego uroczej Rodzinki. |