- Szczegóły
-
Kategoria: 5. Indie
-
Odsłony: 5598
25 - 28 styczeń 2013 roku (170-173 dzień)
|
Docieramy do Kozhikode. Po drodze mamy wspaniałe widoki. Najpierw żyjące na wolności słonie w Parku Bandipur, potem plantacje herbaty. To już stan Kerala. Taki jakby gładszy, mniej naszych ulubionych progów zwalniających. W Kozhikode już wieczór, a tu problem ze ze nalezieniem noclegów. W kolejnych hotelach twierdzą, że mają komplet chociaż wiszące na ścianie klucze biją po oczach. O co chodzi? Dowiadujemy się w końcu w hotelu, który zgadza się nas przyjąć. Drukarka wypluwa pół metra papieru, a tam pytania o wszystko. Dla każdego oddzielny formularz. To wszystko z kopiami paszportów trzeba jeszcze zanieść na policję. Nic dziwnego, że im się nie chce. No i wiemy już skąd Ci Hindusi tacy ciekawscy – takie mają przepisy!
W Kozhikode brudna i śmierdząca plaża i nic ciekawego, więc szybko się stąd zwijamy do Cherai mijając wystrojone na święto Puram słonie i zatrzymując się w knajpce z widokiem na słynne w Kerali rozlewiska.
W Cherai też atrakcje, bo trafiliśmy na obchody Puram. Wieczorem kolorowa, roztańczona parada, a następnego dnia dwadzieścia cztery (tyle naliczyliśmy) ubrane w złoto słonie, bębny, trąby i tłumy ludzi.
Wcześniej tego dnia byliśmy w Kochi. Jest tam kilka bardzo europejskich uliczek z pięknymi domami, knajpkami i sklepami z antykami. Miła odmiana i fajnie po długiej przerwie poczuć europejski klimat. Do tego w kafejce puszczają piosenkę, którą moja siostrzenica Patrycja śpiewała nam na pożegnalnym ognisku i – „ja chcę do domu”! Na szczęście gigantyczne grillowane krewety na kolację poprawiają mi humor.
Pierwszy raz widzimy słonie na wolności - przejeżdżając przez Park Narodowy Bandipur. |
Nie tylko słonie nas oczarowały, widoki też niczego sobie. |
Po prawej skała Fantoma. |
Żeby dostać się do jaskiń Eddakal trzeba się nieźle namęczyć. |
Widok z jaskiń Eddakal. |
Udało się, jesteśmy w środku. |
Co Ci jaskiniowcy mieli na myśli. Szermierz toczy pojedynek z człowieczkiem z epoki brązu? |
Hindusi mogą się dużo uczyć od małp - szczególnie segragacji śmieci. |
Na wzgórzu w pobliżu jaskiń. |
W drodze nad wybrzeże wpadliśmy na plantacje herbaty. |
Jeszcze tylko 15 km z górki i jesteśmy w Kerali. |
Kozhikode tylko noclegowo-przejazdowo. To tam gdzie nie chcieli nas przygarnać wieczorową porą! Rano zrobiliśmy sobie wycieczkę i miasto wygladało już dużo przyjaźniej. Tu widok na staw i kościół (XIX wiek). |
Przyjezdne (przecież przyjazne) cienie na brudnej plaży w Kozhikode. |
Piekarnicze rarytasy w Kozhikode - słynna chałwa (halva) ma konsystencję galaretki z różnistym nadzieniem. |
Trafiliśmy na zlot fanów gwiazdy Bollywood - Mammootty (czy ktoś kojarzy?). |
Trzeba się trochę zatankować - najlepsze jest oczywiście nadzienie kokoska! |
Przeprawy przez most czasami są bardzo atrakcyjne. |
Rozlewiska nad jeziorem Chettuva. |
Czyli czas na posiłek - miejsce idealne. |
Pooram, ale jeszcze tylko przejazdem. Ruszamy dalej bo za mało słoni… |
No i dotarliśmy do miejsca noclegu. Pusta plaża Cherai. |
Tu, droga wycieczko, zwracamy uwagę tylko na zachód słońca. |
No a jak słońce zaszło to pora na uczczenie pomyślnego zakończenia kolejnego motorowego dnia. Czyli monopolowy! Kolejka z dwóch stron - później z paragonem po odbiór wybranego trunku (pomiędzy kolejkami). Trzeci od lewej to naczelny turysta z Polandy. "Cziper łiski maj friend, noł, not dis łane, łi nid cziper..." No i się udało! |
Kolejne rozlewiska, tym razem z drugiej strony Cherai. |
Kobziarz tracił ostrość ale trochę za wcześnie, przecież jeszcze cała butelka… |
Sieci rybackie made in China. |
Plażowe wybryki. |
Przez przypadek, bo zamknęli nam kafejkę internetową po piętnastu minutach (jedyna rzekomo otwarta w promieniu 20 km), trafiliśmy na świąteczną paradę w Cherai. |
Ponieważ większość prac w Indiach wykonują mężczyźni to na paradzie też właśnie ta brzydsza płeć udawała bóstwa. |
A przy plaży roztańczona impreza. |
Tańce, hulańce, swawola. |
Majtek (majtka) uciekła z okrętu i macha kapitanowi. |
A o świcie ciąg dalszy święta. Już teraz wiadomo dlaczego czasami są tragedie budowlane w Indiach. Na dachu chyba z setka gapiów. Na szczęście dzieci w salach na parterze nie było - sprawdziliśmy! |
Puram (lub jak kto woli pooram) trwa nawet 10 dni. |
Uwaga na wielkie "przeszkody". |
No i się zaklopsowało. Hindusi mają to do siebie, że nie lubią się wycofywać, więc sobie trochę poczekaliśmy. |
Jeden z przysmaków śniadaniowych w Kerali. Jak dla nas mogą się nazywać "racuszki". |
Kerala i Goa to efekt ogromnej pracy misjonarzy z Europy. Tu niecodzienny kościół bo bez ławek, czyli taki mix świątynny. |
Na promie, na rumaku Sławy. |
Kościół św. Franciszka w Fort Kochi z XVI wieku - najstarszy w Indiach. Tu między innymi można zobaczyć grobowiec Vasco da Gamy (pusty - uciekł pośmiertnie do Lisbony). |
To chyba nie efekt pracy policjantów, bo można by mniemać że była niezła impreza - do czasu aż ktoś ją zakłócił. |
Co prawda bez prezentów ale byliśmy na ślubie w Bazilice Świętego Krzyża. |
Bazylika Świętego Krzyża. |
Przyprawy, pachnące, nęcące… Tylko gdzie my je spakujemy. Kupimy w Polszy w Tesko, Auszan, Żeał lub Kerfur! |
Chińskie sieci rybackie to znak firmowy Fort Kochi. |
Wiązanie kraba to jak wiązanie sznurówek. Przynajmniej tak to wygląda z perspektywy gapia. |
Kotły nad brzegiem oceanu. |
Mimo wszystko tradycyjny połów wciąż się opłaca. |
Ty też mi nawrzucaj! |
Po Holendrach, którzy dotarli tu w XVI wieku pozostał między innymi cmentarz… |
…oraz pałac! Holendrzy, którzy zostali przez tuk-tukarza dowiezieni pod owy budynek, rozglądając się nie mogli uwierzyć, że to pałac! Byli bardzo zawiedzeni ale muzeum w środku jest mimo wszystko warte odwiedzenia! |
Niesamowite sklepy z antykami w Mattancherry. |
Mattancherry nad wodą. |
Łódka zajmuje długość całego sklepu - lepiej żeby nie udało im się tego sprzedać bo będą puchy! |
Sklepy z antykami. |
Uliczka w dzielicy żydowskiej w Mattancherry. |
No i niestety! W Kerali "Ona tańczy dla mnie" nie wiedzie prymu w radiostacjach. Tu króluje jakiś Gagnam style! Co to kurczaki jest? |
Blu |
Blu i deser bananowo-waniliowy. |
Przy synagodze Pardesi w dzielicy żydowskiej w Mattancherry. |
Dzielinica żydowska w Mattancherry. |
I w tym miejscu musimy wyjawić całą prawdę i tylko prawdę - Jadźwing nie jeździ motorem z dwóch powodów. Po pierwsze primo jest niepełnoletni, a po drugie (również primo) jest uzależniony od napoju ze swego rogu (niepełnoletni-uzależniony). |
Puram w całej okazałości. |
"O co tu chodzi?!" |
Po minucie zmiana koloru, parasolek, herbów, gaci… (to już nadinterpretacja). |
Słonie w dwóch szeregach - po dwanaście na stronie - walka wschodu z zachodem (oj za dużo to się nie dowiedzieliśmy z naszych braków językowych - język malayalam jest nam zupełnie obcy). |
Krzysiek pozdrawia po hindusku - co oznacza: "witaj kumplu", "tak jestem turystą", "tak jedziemy z Mumbaju", "tak pozdrawiamy Was gorąco", "nie zrobimy Wam krzywdy", "pomachajcie też głowami" i mnogo, mnogo więcej. |