- Szczegóły
-
Kategoria: 5. Indie
-
Odsłony: 5956
7-14 grudzień 2012 roku (121-128 dzień)
|
W końcu nadszedł czas relaksu takiego pełną gębą, bez zastanawiania się co by tu dzisiaj zwiedzić, gdzie spać i na kiedy kupić kolejne bilety. Trochę spontanicznie, za sprawą Marty, prosto z Mumbaju wylądowaliśmy w Goa. Plażowanie dobrze nam robi na nastroje. Wpadamy w wakacyjny rytm i chociaż może brzmi to niewiarygodnie to jednak dopiero teraz nadchodzi prawdziwy luz, a słońce, plaża i woda są tego sprawcami. Zatrzymujemy się w Calangute, w północnej części Goa. Dość tu tłocznie i imprezowo i pewnie na dłuższy pobyt wybralibyśmy inne miejsce, ale i tak nie przeszkadza nam to w relaksie.
Żeby poznać inne zakątki Goa na dwa dni wypożyczamy motory. Nieźle się prezentujemy na groźnie wyglądających, chociaż w praktyce małych Yamahach FZ-S. Ruch tu jest taki, że nic większego nie jest nawet potrzebne bo i tak nie ma za bardzo gdzie się rozpędzić. Pierwsze momenty są trudne. Nie dość, że tłoczno to jeszcze ten lewostronny ruch. Po jakimś czasie okazuje się jednak, że to co wydawało nam się jednym wielkim chaosem ma swój porządek i po prostu trzeba się wpasować. Podstawowe zasady to oczywiście: kto pierwszy ten lepszy i duży może więcej. Wystarczy je zastosować by przetrwać. Zwiedzamy sobie Panaji i pełne kościołów Old Goa. Docieramy też na południe do Palolem i od razu rozumiemy skąd takie zachwyty nad Goa. Plaża mniejsza, w zatoczce, palmy i wyspy wokół. Po prostu psiejsko-czarodziejsko. Jeśli wrócimy do Goa, to właśnie na plaże południowe.
Tymczasem po dwudniowym motorowym szaleństwie kontynuujemy proces brązowienia w Calangute. Rozpieszczamy się naleśnikami bananowymi, rybami i kurczakiem tandoori. Czasami rozpieszcza nas też pewna Polka, która mieszka obok przynosząc nam z samego rana śniadanie. Niespodzianka była tak miła, a śniadanie pyszne, że szybko wybaczyliśmy, że wyrwała nas ze snu o 8 rano. W przerwach od plażowania równie miło jest nam na naszym zacienionym tarasie. Aż nie chce się opuszczać tego rajskiego klimatu. Opuścimy go jednak na chwilę bo zostawiliśmy za sobą Mumbaj, a tam pewne sprawy do załatwienia. Ale zanim to nastąpi żegnamy się z Goa imprezą w klubie Cubana.
|
Przybyli na plażę... |
|
Wspólny obiad ze znajomymi Marty. |
|
Calangute |
|
Calangute |
|
Wszyscy lubią przechadzać się plażą mocząc sobie kopytka. |
|
Calangute |
|
Mango lassi to podstawa. |
|
Kościół św. Antoniego w Calangute. |
|
Calangute |
|
Szok w Indiach! Plaża naturystów! |
|
Calangute |
|
Nasze tymczasowe lokum. No może całego domu nie mieliśmy do dyspozycji ale nasz pokoik był uroczy. |
|
Calangute |
|
Twierdza w Calangute. |
|
Calangute |
|
Było ananasowo, było też marakujowo, papajowo... |
|
Morze Arabskie |
|
Fort Aguada |
|
Fort Aguada |
|
Nad rzeczką. |
|
Kościół w Panaji. |
|
Kościół w Panaji. |
|
Na sesji ślubnej. |
|
Uttapam i pyszne koktajle owocowe. |
|
Panaji |
|
Old Goa |
|
Old Goa |
|
Old Goa |
|
Old Goa |
|
Old Goa |
|
Old Goa |
|
Old Goa |
|
Plaża w Palolem (południowe Goa). |
|
Plaża w Palolem. |
|
Plaża w Palolem. |
|
Prosto z wody do kościoła. |
|
Rozkosznie. |
|
Plaża w Palolem. |
|
Plaża w Palolem. |
|
Ucieczka kraba. |
|
Nasze tymczasowe maszyny. |
|
I znowu tercet - tym razem procentowo. |
|
Jadźwing wpadł w złe towarzystwo! |
|
Druga strona... plaży w Calangute. |
|
Czasem trzeba zastopować! |
|
Święta tuż tuż. |
|
Barbie wersja hindi. |
|
Plaża w Calangute. |
|
Plaża w Calangute. |
|
Czas na eksperyment. |
|
Club Cubana |
|
Czas ruszyć dalej... |