- Szczegóły
-
Kategoria: 19. Boliwia
-
Odsłony: 4438
19-24 sierpień 2014 roku (741-746 dzień)
... czyli spotkania na szczycie
W końcu dotarliśmy do La Paz. W pierwotnym planie to tu mieliśmy zapisać się na hiszpański. Przede wszystkim jednak do La Paz mieliśmy dotrzeć wcześniej bo już od co najmniej dwóch miesięcy czekała tu na nas połowa namiotu (w ramach gwarancji MSR wymienił nam na nową wewnętrzną część namiotu – jednak co firma, to firma!). Dobrze się jednak złożyło, bo w tym samym czasie La Paz odwiedziła Anaelba, z którą już raz udało nam się spotkać w Santiago de Chile. Całkiem przypadkiem udało się nam także ujrzeć Evo Moralesa – prezydenta Boliwii. To spotkanie o mały włos nie doszłoby do skutku, a to wszystko przez niewiarę Krzyśka w moją intuicję. Otóż, idziemy sobie wczesnym rankiem na śniadanie, a tu ulica zastawiona przez policję i to dokładnie pod Bankiem Centralnym. Mimo, że bez śniadania i bez kawy, a może właśnie dlatego, oczywiste mi się wydało, że zaraz nadjedzie prezydent. Niewzruszony moimi przeczuciami Krzysiek poszedł jednak dalej. A tu nadjeżdżają limuzyny i z jednej z nich wychodzi właśnie Evo. Na szczęście Krzysiek wrócił i w ostatnim momencie zdążył strzelić fotkę. A wystarczyła odrobina wiary w małżonkę i byłoby zdjęcie z dwóch metrów i na wprost!
Pamiętacie program Martyny Wojciechowskiej o walczących cholitach? To właśnie odbywa się w El Alto – miasteczku nad La Paz (dosłownie nad – La Paz położone jest w dolinie, a El Alto na płaskowyżu prawie dwieście metrów wyżej). No cóż, szoł jest raczej marnej jakości i o ile o gustach się nie dyskutuje to nie potrafię zrozumieć jak to jest, że kiedy walczą ze sobą faceci to jest śmiesznie i akrobatycznie, a jak walczy facet z cholitą to ta druga jest zawsze poniżona, opluta, wytargana za włosy i po całej zabawie wygląda po prostu okropnie. Dobrze wiem, że „walki” są ustawiane jak w amerykańskim wrestlingu, ale dlaczego powtarza się zawsze ten sam scenariusz? Jedna z kobiet wydawało się, że ma większe fory u organizatorów bo obyło się bez oplucia i targania za włosy. Za to na zmianę atakowali ja i przeciwnik i sędzia. W skrócie cały pokaz najpierw mnie zdenerwował, a potem potwornie znudził. W dodatku obcokrajowcom, nawet jak sami dotrą na miejsce, nie chcą sprzedać biletów w normalnej cenie i zmuszają do zasiadanie w strefie VIP. Do tego dostajesz przekąskę i prawo do dwukrotnego skorzystania z kibelka. Ależ się uśmialiśmy, gdy po fakcie obejrzeliśmy program Martyny i okazało się, że nawet gwiazda telewizyjna musiała kupić turystyczny bilet. Jej reakcja na sposób ustawienia walk też była podobna. To pewnie kobiecy punkt widzenia. Krzysiek twierdzi, że chodzi o wzbudzenie sympatii do cholity, która i tak na koniec wygrywa. Tylko jaki jest przekaz? Kobiecie można pomóc, polubić ją i pozwolić wygrać, ale najpierw trzeba ją porządnie zmaltretować i pokazać gdzie jej miejsce?
Starczy tego feminizowania, teraz będzie o kosmoludkach. Jakieś 70 km od La Paz znajduje się Tiwanaku – przedinkaskie ruiny. Obok Tiwanaku są też ruiny Puma Punku, które podobno są od tych pierwszych o wiele starsze. Ruiny te składają się między innymi z precyzyjnie wyciętych bloków w kształcie litery „H”. Mędrcy tego świata twierdzą, że wtedy nie było maszyn, które mogłyby to wyciąć z taką perfekcją, na co inni mędrcy stwierdzili, że w takim razie musiały to być kosmoludki. My też obstawiamy za kosmoludkami.
Pewnego wieczoru siedzimy sobie w pokoju i piszemy mejle. Wysłaliśmy wiadomość do Tiny i Thomasa (niemieckich motocyklistów, których już dwa razy spotkaliśmy), a tu odpowiedź w ciągu kilku sekund. Okazało się, że w tym samym czasie pomyśleli o nas i tak kontrolnie dali nam znać, że są w La Paz i zostaną pewnie jeszcze jeden dzień bo mają problem z motorem. Almut i Simon też zaliczyli jakąś awarię i tym oto sposobem, znowu bez umawiania się zaliczyliśmy wieczór przy jedzonku i winie.
Tym oto sposobem La Paz stało się dla nas miejscem spotkań planowanych i tych całkiem przypadkowych.
Jeszcze tylko kilka pagórków i będziemy na płaskowyżu. |
Ale zanim to nastąpiło zjedliśmy obiad na przełęczy. A tam poznaliśmy sympatycznego Boliwijczyka, który wracał właśnie z pracy w Brazylii. |
Trafiliśmy przy okazji na świąteczny targ. |
Było kolorowo |
Tak wciąż ubierają się niektórzy Boliwijczycy. |
Przepiękny strój |
Karuzela w Patacamaya |
No i dotarliśmy do La Paz! |
Katedra Metropolitana de La Paz |
Plaza Murillo a w tle Palacio Legislativo de Bolivia. |
Pewnie spisuje sny koleżanek |
W katedrze |
W kościele św. Franciszka |
Ambona |
Trochę sztuki miejskiej |
Przy Comedor Camacho |
Warta przy Palacio de Gobierno |
Atak gołębi na Plaza Murillo |
To się nazywa gruchać! |
Uwaga! Uwaga! Señoras y señores, przed Państwem... |
... prezydent Boliwii - Evo Morales! Ta-dam! To ten na schodach z fryzurą niczym czapka. |
La Paz |
Campesinos na Plaza Mayor |
Z wizytą w muzeum |
Czas na nową atrakcję La Paz - przejażdżka teleferico. |
Teraz już wszyscy będą widzieć kto pierze w niedzielę. |
Na stacji teleferico w El Alto. |
Biały miś, dla dziewczyny... |
Na bazarze w El Alto |
El Alto rozrasta się w bardzo szybkim tempie. |
A centrum La Paz znajduje się w dole, na wysokości 3650 m n.p.m. |
Zbocza porastają czerwonymi domostwami. |
Cmentarz w La Paz z lotu ptaka |
Mercado de las brujas trochę nas zawiodło. |
Suszone płody lam podobnisz przynoszą szczęście, wystarczy tylko zamurować zwierzaczka w mieszkanku. |
Mercado de las brujas |
Dres pilnuje lam |
Kolorowo na bazarze |
Museo de la Coca i wzór na odlotowy proszek |
Komuś się zachciało koki-coli |
Motocyklowe spotkanie na szczycie! |
Plaza Murillo nocą - gdzie się podziały gołębie? |
Macho comacho, czyli śniadanie w wersji ciężkiej. |
A dla dam - tojori z quinoi |
La Paz |
Wiadukt przy Mercado Lanza |
Widok na centrum La Paz |
Tu zdaje się egzamin na elektryka |
Ruszyliśmy na drugi koniec miasta - Valle de la Luna |
Kramik przy dolinie |
Dolina Księżycowa |
W tle Diabelski Młyn |
Valle de la Luna |
Valle de la Luna |
Z cyklu spotkania na szczycie - z Anaelbą na kolacji w San Miguel (Muchas gracias por tu ayuda!) |
Kolejnego dnia ruszyliśmy na wschód |
Na horyzoncie Cordillera Real |
Tiwanaku, zaczynamy od obiadu w części współczesnej miasteczka |
Tiwanaku |
Na głównym placu w Tiwanaku |
Muzeum z głowami zoomorficznymi |
I z innymi cudami znalezionymi w ruinach |
Piramida Akapana - 800 metrów obwodu, 7 tarasów i 18 metrów wysokości. |
Mury świątyni Kalasasaya |
Mury zewnętrzne świątyni Kalasasaya |
Mury zewnętrzne świątyni Kalasasaya |
Gdzieś w polu |
Puerta de la Luna |
Kompleks archeologiczny Tiwanaku |
Puerta del Sol to monolityczna rzeźba z andezytu, waży 10 ton i ma wysokość 3 metrów. Płaskorzeźby stanowią podobno kalendarz słoneczny. |
Monolito Fraile - rzeźba o wysokości 3 metrów. |
Monolito Ponce |
Monolito Ponce w świątyni Kalasasaya |
Brama świątyni Kalasasaya |
Mury zewnętrzne świątyni Kalasasaya |
Mury zewnętrzne świątyni Kalasasaya |
Schody i brama świątni Kalasasaya |
Templo semisubterráneo, czyli świątynia znajdująca się dwa metry poniżej poziomu otaczającego ją terenu. |
Wewnątrz zdobią świątynie głowy |
Jest ich 175 plus jedna Sławna |
Templo semisubterráneo i świątynia Kalasasaya |
Tiwanaku |
Piramida Akapana |
W muzeum |
W muzeum |
W muzeum |
W muzeum |
A na deser zostawiliśmy sobie ruiny Puma Punku |
To tu archeolodzy zaczynają wątpić w reguły architektoniczne, których się uczyli. |
Precyzyjne cięcia budzą zdziwienie |
Szczególnie zagadkowe są bloki w kształcie litery "H". |
Puma Punku |
Puma Punku |
Puma i brak drugiego jeźdźca |
Cordillera Real |
Huayna Potosi, czyli jeden z następnych celów naszej włóczęgi. |
A na horyzoncie Illimani (6438 m n.p.m.) najwyższa góra Cordillera Real |
La Paz |
La Paz |
Tuż przy naszym hostelu odbywały się międzyszkolne pokazy taneczne. |
Mieliśmy przegląd strojów i tańców boliwijskich |
Niczym w karnawale |
Pokazy taneczne |
Pokazy taneczne |
Pokazy taneczne |
Pokazy taneczne |
Pokazy taneczne |
Psiapsiółki |
Pokazy taneczne |
Oprócz uczniów wystąpili także nauczyciele |
Pokazy taneczne |
Paker |
Pokazy nóg |
Pokazy taneczne |
Na hostelowym dziedzincu mieliśmy codziennie koncerty oraz pokazy żonglerskie. Miejsce upodobali sobie uliczni artyści głównie z Argentyny. |
Znowu w teleferico. Tym razem mijamy korowód taneczny. |
Teleferico |
W oczekiwaniu na Cholitas Wrestling w El Alto |
Póki co kobiety są tylko na widowni i wcale nie walczą |
Jest pierwsza cholita |
Walka oczywiście nie będzie równa |
Zaczęło się obiecująco - później były wciry i poniżanie niewiasty... |
... ale skończyło się przewidywalnie. |
Ulubienica widowni - Cholita Simpatica |
Czas na walkę dnia! |
Ta bijatyka mogła się podobać. Było dużo akrobacji i śmiechu. |
Walki |
Walki |
Salta |
Jest i ulubienica |
Sędzia wymierza sprawiedliwość |
Cios poniżej pasa |
"Nieoczekiwane" zwycięstwo! |
Kolejna cholita zagrzewa publikę |
Ten młodzieniec nie był zainteresowany zawodami |
Wilkołak nie miał litości. Sędzia i męska cholita więcej już nie będą walczyć! |
Garść praktyczna: > Hostal Carretero - pokój dwuosobowy z łazienką 80 BOB > walki cholit w El Alto w każdą niedzielę, dla turystów tylko w strefie VIP - 50 BOB (warto podjechać teleferico Rojo) > w Tiwanaku na jedzenie lepiej podejść w pobliże rynku głównego (zupa i drugie danie po 12 BOB) > tanio i smacznie w pobliżu centrum można zjeść w Mercado Comacho lub Mercado Lanza |